Nabijają głosy i znikają

Drogi znanych ludzi, którzy trafili do polityki, w Polsce nie kończą się jak kariery Kliczki czy Reagana.

Aktualizacja: 20.04.2014 17:22 Publikacja: 20.04.2014 13:00

Nabijają głosy i znikają

Foto: ROL

W czerwcu 2009 r. do Polski zjechała czołówka najlepszych kierowców rajdowych. Rozgrywany na Mazurach Rajd Polski był jedną z eliminacji mistrzostw świata. Właśnie kończy się kadencja parlamentu europejskiego - mandaty dotychczasowych deputowanych wygasają dopiero w lipcu. Krzysztof Hołowczyc jest od dwóch lat europosłem po tym, jak Barbara Kudrycka przyjęła posadę w rządzie.

Ale dla kibiców Hołowczyc to nie polityk czy przedstawiciel rządzącej Platformy Obywatelskiej, lecz kierowca rajdowy. Mówią o nim po prostu „Hołek". Jedyne, czego od niego wymagają, to widowiskowa jazda na trasie rajdu: wchodzenie w zakręty „bokami" i jak najdłuższe skoki samochodem na tzw.  hopach. O prace nad ważnymi dla Polski raportami w PE nikt nie pyta.

A z tym u Hołowczyca nie było najlepiej. Już sama lista jego obecności pokazuje, że  przez ponad dwa lata opuścił wiele sesji plenarnych w Strasburgu, a w Brukseli pojawił się zaledwie trzy razy.

Wyścig z samolotem

– W PE jest wspominany jedynie z wyścigów, które robił z innymi polskimi posłami. Na sesje plenarne do Strasburga jeździł z Olsztyna swoim porsche. Ścigał się z kolegami, którzy lecieli z przesiadką samolotem. Przeważnie wygrywał, jeśli nie utknął w korku – śmieje się jeden z europosłów PO.

Jednocześnie go usprawiedliwia. – Trzeba powiedzieć jasno, on startował, żeby nabić nam głosy. Pewnie przez myśl mu nie przeszło, że zdobędzie mandat. Kłopot polega na tym, że został posłem, gdy jego kariera sportowa nie była zamknięta – ocenia.

Sam Hołowczyc nie chce do tematu wracać. Startuje w rajdach terenowych, przygotowuje się do kolejnego Rajdu Polski. W tym roku po pięcioletniej przerwie impreza znów znajdzie się w mistrzowskim cyklu. – Możemy porozmawiać o tym po kampanii wyborczej. Teraz jest to zbyt gorący temat – tłumaczy w rozmowie z „Rz".

Przyznaje, że chce uniknąć pytań o sportowców, którzy znaleźli się na listach w obecnej kampanii.

– U nas za szybko się ocenia, nie mając informacji, a ja kibicuję moim kolegom, którzy chcą się sprawdzić – przekonuje Hołowczyc.

A ludzie, którzy stali się znani, zanim weszli do polityki, ogniskują uwagę podczas każdej kampanii wyborczej. Nie inaczej jest i tym razem. Niewielu wyborców zna liderów list Sojuszu Lewicy Demokratycznej w poszczególnych okręgach, ale na wszystkich portalach plotkarskich można było przeczytać, że o mandat w PE będą walczyć celebrytka Weronika Marczuk, były piłkarz Maciej Żurawski czy siatkarz, który przerwał karierę, Michał Bąkiewicz.

Podobne emocje wzbudzają kandydujący z list PO: była pływaczka Otylia Jędrzejczak i utytułowany trener piłkarzy ręcznych Bogdan Wenta.

– Znamy z historii przypadki, że na przykład świetny aktor w Stanach Zjednoczonych był całkiem dobrym prezydentem – tłumaczył sekretarz generalny PO Paweł Graś, dociskany podczas wywiadu w RMF FM o kompetencje i sprawy, którymi w PE może się zajmować Jędrzejczak.

Politycy Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry oprócz Ronalda Reagana, który został prezydentem po karierze w Hollywood, mogą się powołać na jeszcze jeden przykład.

– Kariera Witalija Kliczki pokazuje, że bokserski mistrz nie musi w polityce odcinać kuponów od swojej popularności – wskazuje jeden z liderów SP Arkadiusz Mularczyk.

Analogia do jednej z twarzy ukraińskiego Majdanu pojawia się przy okazji kandydatury boksera Tomasza Adamka. On też, jak Hołowczyc, chce godzić sport z polityką. Tego typu deklaracje weryfikuje jednak życie. Przez polski parlament przewinęło się dotychczas wielu celebrytów.

Popularny prezenter Krzysztof Ibisz, zanim stał się rozpoznawalny, był posłem Polskiej Partii Przyjaciół Piwa (w przeciwieństwie do satyryka Janusza Rewińskiego z frakcji Duże Piwo trafił do tzw. Małego Piwa). Ale Ibisz może posłużyć za wyjątek, przykład tego, że można zabłysnąć już po sukcesie w wyborach.

W obecnej kadencji Sejmu w poselskich ławach zasiada kilku wybitnych sportowców, którzy zakończyli kariery. Tylko Jan Tomaszewski reprezentuje Prawo i Sprawiedliwość. Reszta do Sejmu dostała się z list PO. Są to m.in. byli piłkarze Roman Kosecki i Cezary Kucharski, byli siatkarze Małgorzata Niemczyk i Paweł Papke, kick bokserka Iwona Guzowska, gimnastyk Leszek Blanik i snowboardzistka Jagna Marczułajtis-Walczak.

Wpadki prymuski

– Paradoksalnie najsolidniej pracują Marczułajtis-Walczak i Niemczyk, czyli dwie posłanki, o których ostatnio najgłośniej było w negatywnym kontekście – mówi nam polityk opozycji, który zasiada w sejmowej Komisji Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki, w której roi się od sportowych emerytów.

Niemczyk na krótko stała się bohaterką tabloidów, gdy „Dziennik Łódzki" napisał, że nie zapłaciła mandatu za złe parkowanie, gdy pokazała legitymację poselską. Podobną historię dotyczącą Tomaszewskiego media opisywały dwa lata temu.

Dużym ciosem dla PO była historia drugiej prymuski. Gdy Marczułajtis-Walczak została zmuszona do rezygnacji z kierowania komitetem, który aplikuje o zimowe igrzyska olimpijskie dla Krakowa w 2022 r., tłumaczyć musiał się sam premier Donald Tusk.

– Współczuję Jagnie Marczułajtis, bo ona włożyła najwięcej serca w to, żeby w ogóle ta idea olimpijska mogła się zrealizować – przekonywał.

Ale opinia publiczna była zbulwersowana. Gdy wyszło na jaw, że mąż posłanki spotykał się z dziennikarzem portalu Lovekrakow.pl i według jego relacji namawiał do promowania idei igrzysk za pieniądze, Marczułajtis-Walczak próbowała się od niego odciąć. Gdy jednak krytyka nie ustawała, złożyła rezygnację z kierowania komitetem.

Politycy PO w rozmowie z „Rz" mówią o „tytanicznej pracy", jaką miała włożyć ich koleżanka w przekonanie decydentów do idei organizacji igrzysk. Jednak historia z mężem nie była pierwszą, która położyła się cieniem na karierze politycznej byłej snowboardzistki.

Z konferencji prasowej, na której prezentowała mocne strony kandydatury Krakowa, zostało zapamiętane tylko jedno zdanie: – Komunikacja miejska i regionalna jest naszą mocną stroną wbrew temu, co mówią mieszkańcy i media.

Tej wpadki nie jest w stanie wytłumaczyć Guzowska, która  po rozczarowaniu Komisją Innowacyjności i Nowoczesnych Technologii (jak tłumaczyła, za mało tam prac nad innowacjami, za dużo sporów o cyfryzację i multipleks dla Telewizji Trwam) wróciła do komisji zajmującej się sportem.

– Może Jagna ma inną wrażliwość społeczną – ocenia Guzowska, która zapewnia, że szanuje pracę koleżanki, ale sama nie jest entuzjastką igrzysk.

Pracują społecznie

Była sportsmenka jest pochłonięta pracą w Komisji Polityki Społecznej i Rodziny. Zapewnia, że napatrzyła się tam na sprawy, które należałoby sfinansować, zanim wyda się wiele miliardów złotych na igrzyska. Poza Sejmem Guzowska działa społecznie, wspiera dzieci, których życiowy start jest trudniejszy ze względu na pochodzenie z biednych terenów lub wychowanie w rodzinie zastępczej.

W tej samej komisji zasiada też Leszek Blanik.

– Ogranicza się do wciskania przycisku i podniesienia ręki. Bardziej udziela się Guzowska, ale też nieprzesadnie – ocenia poseł jednego z lewicowych ugrupowań.

Guzowska przyznaje, że bardziej angażowała się w poprzedniej kadencji. Jest dumna m.in. z ustawy o pieczy zastępczej.

– Czasem trzeba  usprawniać prawo, a nie je tworzyć. A to jest mniej spektakularne – wskazuje.

Koledzy z Komisji Sportu dostrzegają też spadek aktywności Romana Koseckiego.

– Ma ogromne zasługi przy organizacji Euro 2012. Trzeba pamiętać, że dokłada własne pieniądze, by szkolić młodych piłkarzy w klubie, który założył pod Warszawą – zapewnia poseł Jakub Rutnicki (PO).

On sam w polityce zasłynął jako były uczestnik pierwszego polskiego talent show – emitowanego w Polsacie „Idola". W Sejmie jest jednak od trzech kadencji. Od 2007 r. jest też w sztabie wyborczym partii w każdej kampanii.

Pierwsze wybory (do rady powiatu) wygrał po koncercie, na który do rodzinnych Pniew zaprosił kolegów z programu, m.in. popularnych dziś muzyków Anię Dąbrowską i Tomka Makowieckiego. Ale zapewnia, że potem broniły go wyniki, które wypracował „w terenie". W ostatnich wyborach w 2011 r. zdobył sześć razy więcej głosów niż w pierwszych, które odbyły się dwa lata po zakończeniu „Idola".

Politycznej kariery nie zrobił za to muzyk o ugruntowanej pozycji. Lider Budki Suflera Krzysztof Cugowski był w latach 2005–2007 senatorem PiS.

– Do kandydowania nie skusiły mnie pieniądze, ale idea koalicji PO i PiS, która miała zmienić Polskę. To był naiwny romantyzm, dla wielu może być nauczką – ocenia.

Polityka
Czy Jarosław Kaczyński powinien ponieść karę? Wyniki sondażu, Polacy podzieleni
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Wybory prezydenckie
PSL nie wystawi własnego kandydata w wyborach prezydenckich. Ludowcy poprą Szymona Hołownię
Polityka
Rozliczanie PiS. Adrian Zandberg: Ludzie już żyją czymś innym
Polityka
Wybory prezydenckie 2025: Pojawił się nowy kandydat. Kim jest?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Polityka
Tobiasz Bocheński odniósł się do sprawy Marcina Romanowskiego. "Nie ukrywałbym"