„Mgła wojny” to termin, który do wojskowości wprowadził znany XIX-wieczny niemiecki dowódca i teoretyk Carl von Clausewitz. W największym skrócie odnosi się on do stanu niepewności co do tego, jakimi siłami dysponuje przeciwnik i w którym miejscu się znajduje.
To pojęcie znakomicie pasuje do obecnej sytuacji w rządzie i zapowiadanej przez Donalda Tuska rekonstrukcji. Teoretycznie wszystko przebiega zgodnie z planem, jaki premier nakreślił po wyborach prezydenckich: rząd uzyskał wotum zaufania, powołano rzecznika rządu Adama Szłapkę, a następnie rozpoczęły się – prowadzone indywidualnie – rozmowy z koalicjantami. W praktyce jednak temat otulony jest „mgłą wojny”, a w samym rządzie pojawiają się wątpliwości zarówno co do zasadności rekonstrukcji, jak i jej terminu. Tym bardziej że przypada on na rozpoczynający się sezon wakacyjno-urlopowy.
Premier Donald Tusk rozkłada zmiany w rządzie na raty. Dlaczego?
Już na początku kwietnia 2024 roku premier Donald Tusk ogłaszał, że ma pomysł na rekonstrukcję rządu. To miała być druga rekonstrukcja po tej, która w 2024 wynikała z wyborów do Parlamentu Europejskiego (wtedy z rządem pożegnali się m.in. Borys Budka, Krzysztof Hetman czy Bartłomiej Sienkiewicz). Tusk zapowiadał, że w czerwcu ubiegłego roku oceni ministrów, mówił o „mapie personalnej” i o zmniejszeniu liczby wiceministrów.
Do tych zmian nie doszło. Jak wtedy tłumaczyli rozmówcy „Rzeczpospolitej”, premier miał być zajęty m.in. sprawami zagranicznymi, w tym układanką nowej Komisji Europejskiej po wyborach europejskich. Jesienią tematem stała się powódź, więc plan został ponownie odłożony. Teraz, po przegranych wyborach, sprawa jest dużo bardziej zaawansowana. Donald Tusk w ubiegły piątek wspominał już o rozmowach w tej sprawie z PSL. Ale dlaczego wszystko przesuwa się tak bardzo w czasie?
Czytaj więcej
Polityczna maszyna Donalda Tuska i jego koalicjantów zgrzyta coraz bardziej. Czy zamiast kolejnyc...