Wybory połówkowe. Rozedrgana Ameryka głosuje

Zaniepokojeni sytuacją gospodarczą, podzieleni ideologicznie Amerykanie tłumnie ruszyli do wyborów połówkowych.

Publikacja: 07.11.2022 22:30

Donald Trump na wiecu poparcia dla republikańskiego senatora z Florydy Marca Rubio w Miami 6 listopa

Donald Trump na wiecu poparcia dla republikańskiego senatora z Florydy Marca Rubio w Miami 6 listopada

Foto: AFP

Miliony Amerykanów skorzystały z możliwości wcześniejszego głosowania – osobiście albo korespondencyjnie. Już pod koniec ubiegłego tygodnia, na kilka dni przed wtorkowymi wyborami do Kongresu, głosy oddało ponad 30 mln uprawnionych.

Nie ma się co dziwić, że zainteresowanie wyborców jest wysokie. Amerykanie od miesięcy byli świadkami burzliwych kampanii wyborczych. Dla większości główną motywacją do pójścia do urn wyborczych jest niepokój związany z historycznie wysoką inflacją, która pochłania ich zarobki. Trzy czwarte Amerykanów żyje w przekonaniu, że demokracja w ich kraju jest zagrożona, a winą za to obarczają partię opozycyjną do tej, której sami są zwolennikami.

Czytaj więcej

Wybory w USA. Musk doradza "niezależnym" głosowanie na republikanów

To też pierwsze wybory po pandemii, po historycznej decyzji Sądu Najwyższego w sprawie aborcji, po bezprecedensowym ataku na Kapitol w styczniu 2021 r. i odbywające się w klimacie zaciętych politycznych sporów oraz zarzutów o sfałszowanych wyborach prezydenckich w 2020 r., propagowanych przez ekstremalnie prawicowych zwolenników byłego prezydenta Donalda Trumpa.

Optymizm republikanów

W ubiegły weekend, gdy kandydaci do Izby Reprezentantów i Senatu oraz na inne stanowiska we władzach lokalnych, o które toczy się walka w tych wyborach, stawiali ostatnie kroki na szlakach wyborczych, wśród republikanów czuć było coraz większą pewność co do zwycięstwa, a demokraci po cichu przygotowywali się do potencjalnych strat.

– Wszyscy republikanie powinni optymistycznie patrzeć na te wybory – mówi republikański senator Rick Scott, który przewiduje, że jego partii uda się przejąć kontrolę w Senacie. – Jak się patrzy na sondaże, to widać nasze wszelkie szanse na zdobycie 52 miejsc w Senacie – powiedział w wywiadzie dla „NYT”.

Choć niektórzy powtarzają, że obecny klimat polityczny sprawia, że wszystko jest możliwe, sondaże i nastroje przedwyborcze już od tygodni wskazywały na to, że prawdopodobnie sprawdzi się niepisana zasada i partia rządzącego prezydenta straci miejsca w Izbie Reprezentantów, bo wyborcy winią partię rządzącą za słabe wyniki gospodarcze.

Do przejęcia większości w Izbie Reprezentantów republikanie potrzebują pięciu miejsc. Komentatorzy zauważają, że mogą je stosunkowo łatwo w tym roku zdobyć w takich bastionach demokratycznych, jak stany Nowy Jork, Rhode Island, Oregon i Kalifornia. W kilku przypadkach na korzyść republikanów zadziałać może zmiana granic dystryktów wyborczych oraz to, że sporo demokratycznych kongresmenów odchodzi na emeryturę, a ich potencjalni następcy nie cieszą się tak wielką popularnością.

Republikanie mają też szansę na wygraną swoich kandydatów na gubernatorów w typowo demokratycznych stanach, jak Nowy Jork, Nowy Meksyk i Oregon, gdzie kandydaci obu partii zacięcie walczą o głosy wyborców.

Jeszcze bardziej burzliwa batalia rozgrywa się o większość w Senacie, gdzie republikanom potrzeba zaledwie jednego miejsca do przejęcia kontroli. Do końca nie będzie wiadomo, jak się ten wyścig zakończy w kilku kluczowych stanach, w tym w Georgii czy Pensylwanii, gdzie kandydaci obu partii idą łeb w łeb mimo towarzyszących im kontrowersji. – To bardzo zacięty wyścig – mówi John Fetterman, demokrata ubiegający się o miejsce w Senacie w Pensylwanii, a którego oponentem jest Mehmet Oz, wspierany przez Trumpa, nowicjusz polityczny, który w kampanii wyborczej wykorzystuje swoją popularność celebryty telewizyjnego.

Niepokojące dla demokratów są doniesienia, iż część wyborców, którzy w 2018 i 2020 r. wsparli ich w wyborach – białe kobiety z obszarów pozamiejskich reprezentujące umiarkowane poglądy oraz wyborcy latynoscy – skłaniają się ku kandydatom republikańskim. Tymczasem to właśnie głosy latynoskie są niezwykle ważne w wyborach do Senatu w Nevadzie i Arizonie oraz w innych stanach, takich jak Kalifornia, Kolorado czy Floryda, gdzie Latynosi stanowią ponad 20 proc. wyborców. Od miesięcy demokraci zmagali się też z negatywnym wizerunkiem kreowanym przez niskie notowania prezydenta. O ile na ich korzyść działało to, iż ich oponenci republikańscy w kilku kluczowych okręgach to polityczni nowicjusze faworyzowani przez Trumpa i przez to tracący na wiarygodności w oczach niezależnych wyborców, o tyle szkodzi im przekonanie o pogarszającej się sytuacji gospodarczej oraz oskarżenia ze strony oponentów, iż są zbyt pobłażliwi w kwestiach walki z przestępczością.

Byli prezydenci w akcji

Pod koniec kampanii wyborczej na szlakach wyborczych kandydatów demokratycznych wspierały „wielkie nazwiska” od sekretarza ds. transportu Pete’a Buttigiega i senator Amy Klobuchar po byłych prezydentów. Bill Clinton w niedzielę ostrzegał wyborców przed republikańską polityką strachu. W środę na wiecu wyborczym w Arizonie Barack Obama mówił, że „demokracja nie przetrwa, jeżeli republikanie wygrają w tym stanie”.

O tym, że demokracja jest zagrożona, a republikanie z ruchu MAGA, wspierający byłego prezydenta, to „ścieżka do chaosu w Ameryce”, mówił też Joe Biden w środowym wystąpieniu oraz w sobotę w Pensylwanii. W tym samym czasie Trump, który – jak się przypuszcza – tuż po wyborach ogłosi początek swojej kampanii prezydenckiej, również w Pensylwanii powtarzał swoje oskarżenia o sfałszowanych wyborach.

W ubiegłym tygodniu wiceprezydent Kamala Harris, a w niedzielę prezydent Joe Biden pojawili się na wiecu wyborczym w Nowym Jorku, by wesprzeć obecną gubernator Kathy Hochul. Nowy Jork to tradycyjnie demokratyczny stan, a to, że republikański kontrkandydat Hochul, sympatyzujący z Trumpem, Lee Zeldin cieszy się tam sporym poparciem, jest niepokojącym znakiem dla Partii Demokratycznej. – Te wybory to wybór między fundamentalnie różnymi wizjami Ameryki – powiedział prezydent w niedzielę. Jego żona Jill Biden odwiedziła Houston, by wspomóc tamtejszych demokratów, a Trump spotkał się z wyborcami senatora Marca Rubio w Miami.

Były prezydent nie poparł gubernatora Rona DeSantisa ubiegającego się o kolejną kadencję i nie pojawia się jak niegdyś na jego wiecach wyborczych. Mimo wszystko DeSantis cieszy się poparciem, które według wszelkich przewidywań pozwoli mu pozostać na stanowisku przez kolejną kadencję.

Miliony Amerykanów skorzystały z możliwości wcześniejszego głosowania – osobiście albo korespondencyjnie. Już pod koniec ubiegłego tygodnia, na kilka dni przed wtorkowymi wyborami do Kongresu, głosy oddało ponad 30 mln uprawnionych.

Nie ma się co dziwić, że zainteresowanie wyborców jest wysokie. Amerykanie od miesięcy byli świadkami burzliwych kampanii wyborczych. Dla większości główną motywacją do pójścia do urn wyborczych jest niepokój związany z historycznie wysoką inflacją, która pochłania ich zarobki. Trzy czwarte Amerykanów żyje w przekonaniu, że demokracja w ich kraju jest zagrożona, a winą za to obarczają partię opozycyjną do tej, której sami są zwolennikami.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Król Karol III wraca do publicznych wystąpień. Komunikat Pałacu Buckingham
Polityka
Kto przewodniczącym Komisji Europejskiej: Ursula von der Leyen, a może Mario Draghi?
Polityka
Władze w Nigrze wypowiedziały umowę z USA. To cios również w Unię Europejską
Polityka
Chiny mówią Ameryce, że mają normalne stosunki z Rosją
Polityka
Nowe stanowisko Aleksandra Łukaszenki. Dyktator zakładnikiem własnego reżimu