Ale ten pomysł był skazany na wycofanie prędzej czy później, bo Polska od kilku miesięcy znajduje się w kampanii wyborczej. A pomysł, z którego PiS się we środę wycofało natychmiast został zinterpretowany przez opozycję jako sygnał, że Nowogrodzka nie wierzy w zwycięstwo. Trudno o lepszy temat dla sejmowej opozycji, która od miesięcy próbuje przekonywać - w swoim własnym interesie - , że wszystko jest rozstrzygnięte. Stawało się to jasne dla Nowogrodzkiej z każdą godziną dyskusji o tym pomyśle.
Czytaj więcej
Prawo i Sprawiedliwość jest dziś zbyt słabe, a konflikty wewnętrzne i różne grupy interesów stały...
Natychmiast po ogłoszeniu decyzji o wycofaniu się z projektu w koalicji rządzącej ruszył festiwal przypisywania sobie zasług za jego zablokowanie. Pojawił się wątek, że to Solidarna Polska. Inny - że zdecydowały sygnały z Pałacu Prezydenckiego o możliwym wecie do tej ustawy. Nasi rozmówcy z Nowogrodzkiej podkreślają jednak, że decyzja polityczna - czyli decyzja prezesa Kaczyńskiego - zapadła właśnie w siedzibie PiS. A cala reszta to próba “podpięcia” się pod wynik rozmów w ścisłym gronie kierownictwa partii. Nieoficjalnie - rzeczywiście miały w PiS pojawić się wątpliwości natury konstytucyjnej, ale przede wszystkim - tego, że projekt okazał się zbyt kosztowny politycznie w obecnych warunkach. Można wręcz odnieść wrażenie - po rozmowach z wieloma politykami partii rządzącej z różnych sfer w jej obrębie - że projekt zaskoczył przede wszystkim PiS. - Kuriozalne rozwiązanie - rzuca jeden z naszych rozmówców nie kryjąc irytacji. - Ktoś się pospieszył. Projekt miał sensowną intencję, ale był źle przygotowany, przez co wysłaliśmy sygnał idealny dla opozycji - to inny z naszych informatorów.
PiS ma tradycję odwrotów z pozycji, które nie są do utrzymania politycznie. Bo ta ustawa - o którą toczy się już swoista “blame game” w ramach PiS - dawała idealne paliwo opozycji już na samym etapie jej wysłania do Sejmu. Bo opozycji zależy na zbudowaniu takiego obrazu sytuacji, w której prawie wszystko jest już rozstrzygnięte, a w samym PiS nikt już nie wierzy w zwycięstwo. To ma być samo-sprawdzająca się przepowiednia, która ma utrzymać mobilizację elektoratu i stanowić próbę demobilizacji wyborców PiS. Dlatego pomysł o Radzie Strategicznej po prostu musiał upaść - prędzej czy później. Stawka jest zbyt wysoka, by PiS mogło pozwolić sobie na takie wzmocnienia opozycji. Która i tak dostała nowe paliwo w tym tygodniu kampanii wyborczej. To nie 2015 czy 2019 rok. Jeśli PiS nie chce, by przepowiednia opozycji się sprawdziła, to trudno by raz po raz otwierał fronty, z których musi się później wycofać.