– Za zwycięstwo! Za Rosję! – na koniec przemówienia na placu Czerwonym wzniósł niezbyt pewnie okrzyk.
– Zdumiewająco puste przemówienie. Mnóstwo patosu i nic konkretnego. Jedyne, co było widać, to to, że (Putin) chciał się przedstawić w roli wojskowego przywódcy państwa, głównodowodzącego. Ale jakoś tak nieprzekonująco – podsumował wystąpienie prezydenta socjolog Dmitrij Oreszkin.
Nie ma co komentować
W swym wystąpieniu prezydent wspomniał, że „w grudniu ubiegłego roku zaproponowaliśmy (Zachodowi) podpisanie umowy o gwarancjach bezpieczeństwa”. Chodziło o kremlowskie żądanie, by „NATO zbierało manatki i wracało do granic z 1997 roku”. Ani wtedy, ani obecnie nikt nie zamierzał o tym dyskutować. – Odblask lekkiej rozpaczy – skomentował wystąpienie rosyjskiego prezydenta brytyjski minister obrony Ben Wallace.
Putin mówił też na placu Czerwonym o tym, że „nie miał innego wyjścia”, tylko napaść na Ukrainę, bo „NATO nie chciało nas usłyszeć”. – Nie ma co komentować każdej bzdury – odpowiedział na to premier Czech Petr Fiala.
Ci, których nie ma
Przed prezydentem Rosji przemaszerowało w dorocznej paradzie kilkanaście tysięcy żołnierzy, z których część brała udział w agresji na Ukrainę. Wśród nich była m.in. stacjonująca na co dzień koło Moskwy elitarna Kantemirowska Dywizja, która została mocno poturbowana przez Ukraińców w czasie walk o Charków. Podobnie z maszerującymi po placu jednostkami rosyjskiej floty. W ciągu ostatnich tygodni poniosła ona bardzo dotkliwe straty na Morzu Czarnym.