– Jeśli rząd nie może zapewnić funkcjonowania w polityce zagranicznej, oznacza to, że nie ma podstaw do działania – tymi słowy Annalena Baerbock, kandydatka Zielonych na kanclerza, zmieniła rysujący się już krajobraz polityczny Niemiec po wyborach do Bundestagu (odbędą się w przyszłą niedzielę).
Lewicowi w gruncie rzeczy Zieloni zapowiedzieli tym samym, że odrzucają współpracę rządową z postkomunistyczną Lewicą (Die Linke) ze względu na zasadnicze różnice programowe w sprawach polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, zwłaszcza w sprawie roli NATO czy relacji z Rosją.
Jako że bez Zielonych nie sposób sobie wyobrazić przyszłej koalicji rządowej, deklaracja pani Baerbock wprowadza pewną jasność w skomplikowaną układankę polityczną. Eliminuje mianowicie jedną z powyborczych opcji koalicyjnych, a mianowicie przyszły sojusz rządowy z udziałem SPD, Zielonych i Lewicy, który w Niemczech określany jest na podstawie barw partyjnych jako czerwono-zielono-czerwony.
Zawęża to opcje Olafa Scholza, kandydata na kanclerza z ramienia SPD, który nadal nie wyklucza współpracy z Lewicą
dziennik „Süddeutsche Zeitung”
NATO do likwidacji
To 63-letni Olaf Scholz jest obecnie na fali. To on wygrał, zdaniem większości respondentów, ostatnią debatę telewizyjną z udziałem Baerbock oraz Armina Lascheta, kandydata CDU/CSU na kanclerza. SPD może liczyć według najnowszego sondażu instytutu Forsa na 25 proc. poparcia, a więc aż o 4 pkt proc. więcej niż CDU/CSU i 7 pkt proc. więcej niż Zieloni. Taka przewaga wykracza już poza granice błędu statystycznego.