Na kilkanaście dni przed wyborami w Niemczech zagadek nie ubywa

SPD i jej lider Olaf Scholz umacniają sondażową przewagę nad konkurencją. Ale nawet wygrana w wyborach nie oznacza automatycznie objęcia rządów.

Publikacja: 14.09.2021 21:00

12 września. Telewizyjna debata kandydatów na kanclerza. Od lewej: Olaf Scholz (SPD), Annalena Baerb

12 września. Telewizyjna debata kandydatów na kanclerza. Od lewej: Olaf Scholz (SPD), Annalena Baerbock (Zieloni), Armin Laschet (CDU)

Foto: Michael Kappeler/POOL/AFP

– Jeśli rząd nie może zapewnić funkcjonowania w polityce zagranicznej, oznacza to, że nie ma podstaw do działania – tymi słowy Annalena Baerbock, kandydatka Zielonych na kanclerza, zmieniła rysujący się już krajobraz polityczny Niemiec po wyborach do Bundestagu (odbędą się w przyszłą niedzielę).

Lewicowi w gruncie rzeczy Zieloni zapowiedzieli tym samym, że odrzucają współpracę rządową z postkomunistyczną Lewicą (Die Linke) ze względu na zasadnicze różnice programowe w sprawach polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, zwłaszcza w sprawie roli NATO czy relacji z Rosją.

Jako że bez Zielonych nie sposób sobie wyobrazić przyszłej koalicji rządowej, deklaracja pani Baerbock wprowadza pewną jasność w skomplikowaną układankę polityczną. Eliminuje mianowicie jedną z powyborczych opcji koalicyjnych, a mianowicie przyszły sojusz rządowy z udziałem SPD, Zielonych i Lewicy, który w Niemczech określany jest na podstawie barw partyjnych jako czerwono-zielono-czerwony.

Zawęża to opcje Olafa Scholza, kandydata na kanclerza z ramienia SPD, który nadal nie wyklucza współpracy z Lewicą

dziennik „Süddeutsche Zeitung”

NATO do likwidacji

To 63-letni Olaf Scholz jest obecnie na fali. To on wygrał, zdaniem większości respondentów, ostatnią debatę telewizyjną z udziałem Baerbock oraz Armina Lascheta, kandydata CDU/CSU na kanclerza. SPD może liczyć według najnowszego sondażu instytutu Forsa na 25 proc. poparcia, a więc aż o 4 pkt proc. więcej niż CDU/CSU i 7 pkt proc. więcej niż Zieloni. Taka przewaga wykracza już poza granice błędu statystycznego.

48 proc.

poparcia ma w sondażu Olaf Scholz

Sam Scholz jest w oczach wyborców niekwestionowanym faworytem na urząd kanclerski z 48 proc. poparcia, przy czym Laschet ma 21 proc., a Baerbock – 16 proc. Mimo iż niemal 40 proc. wyborców nie wie jeszcze, na kogo odda głos, wiele wskazuje na to, że to Olaf Scholz ma największe szanse na objęcie schedy po Angeli Merkel.

Przywódca SPD odmawia konsekwentnie odpowiedzi na temat możliwości koalicji z Lewicą. – Przyczyna jest jasna. Politycy niechętnie oznajmiają, jakie zamierzają zawrzeć sojusze po wyborach, by nie wiązać sobie rąk i nie być zmuszonym do zmiany zdania, gdy okaże się, że jednak pewne sojusze są w zasięgu – komentuje dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. Tym bardziej że niektórzy umiarkowani politycy Die Linke, jak np. Dietmar Bartsch, szef jej frakcji w Bundestagu, gotowi są do rezygnacji z takiego warunku współpracy, jak żądanie wyjścia Niemiec z NATO, co znajduje się w programie partii.

Nie ulega wątpliwości, że Lewica nie ma zdolności koalicyjnych.

O ile program tej partii w sprawach socjalnych, klimatycznych jest w dużej mierze kompatybilny z programami Zielonych i SPD, o tyle w sprawach polityki zagranicznej różnice są kosmiczne. Zieloni i SPD uznają NATO za gwaranta europejskiego bezpieczeństwa, podczas gdy Lewica postuluje rozwiązanie sojuszu i zastąpienie go kolektywnym systemem bezpieczeństwa z udziałem Rosji. Postkomuniści chcą też zawarcia układu niemiecko-rosyjskiego w celu „osiągnięcia i utrwalenia pojednania i przyjaźni między Niemcami a Rosją”. Nie mają też nic przeciwko Nord Stream 2, podobnie jak SPD.

Socjaldemokraci prezentują w swym programie cały zestaw przypadków łamania przez Rosję prawa międzynarodowego, ale stawiają na „gotowość do dialogu i współpracy”. – W Europie może panować pokój nie przeciwko, ale tylko z Rosją – czytamy w programie SPD. Zieloni z kolei podkreślają szkodliwość Nord Stream 2 z punktu widzenia „geostrategicznych interesów UE” oraz „zagrożenia dla stabilności Ukrainy”, ale nie wykluczają dialogu z Rosją w sprawach klimatycznych, ale w warunkach „ochrony praw człowieka”.

Szansa Lascheta

– Nie ulega wątpliwości, że Lewica nie ma zdolności koalicyjnych, co oznacza, że bez jej udziału w rządzie niemiecka polityka zagraniczna nie zmieni się po wyborach, niezależnie od składu koalicji rządowej – przekonuje „Rz” rozmówca z kręgów niemieckiego MSZ w Berlinie.

– Odmowa Zielonych wejścia w koalicję z Lewicą zwiększa paradoksalnie szanse na objęcie urzędu kanclerskiego przez Armina Lascheta, który nawet w wypadku przegranych przed CDU/CSU wyborów może zostać kanclerzem – tłumaczy „Rz” prof. Werner Patzelt, politolog z uniwersytetu technicznego w Dreźnie. A to dlatego, że jeżeli SPD nie będzie w stanie utworzyć koalicji z udziałem Zielonych i Lewicy, musiałaby w zastępstwie tej ostatniej partii sięgnąć po liberałów z FDP.

– Liberałom jest znacznie bliżej do współpracy z CDU/CSU niż z SPD, co wydaje się przesądzać sprawę. O ile w wyborczy wieczór nie czeka nas jakaś wielka niespodzianka – mówi prof. Patzelt.

– Jeśli rząd nie może zapewnić funkcjonowania w polityce zagranicznej, oznacza to, że nie ma podstaw do działania – tymi słowy Annalena Baerbock, kandydatka Zielonych na kanclerza, zmieniła rysujący się już krajobraz polityczny Niemiec po wyborach do Bundestagu (odbędą się w przyszłą niedzielę).

Lewicowi w gruncie rzeczy Zieloni zapowiedzieli tym samym, że odrzucają współpracę rządową z postkomunistyczną Lewicą (Die Linke) ze względu na zasadnicze różnice programowe w sprawach polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, zwłaszcza w sprawie roli NATO czy relacji z Rosją.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Polityka
Macron dobija porozumienie UE-Mercosur. Co teraz?
Polityka
Eksperci ONZ nie sprawdzą sankcji wobec Korei Północnej. Dziwna decyzja Rosji
Polityka
USA: Nieudane poszukiwania trzeciego kandydata na prezydenta
Polityka
Nie żyje pierwszy Żyd, który był kandydatem na wiceprezydenta USA
Polityka
Nowy sondaż z USA: Joe Biden wygrywa z Donaldem Trumpem. Jest jedno "ale"