W Sojuszu trwa wielkie liczenie potencjalnych kandydatów na przewodniczącego przed grudniową konwencją partii. Dymisję na niej złoży Grzegorz Napieralski. Jego następca poprowadzi SLD do czerwcowych wyborów lidera podczas krajowego kongresu.
Do niedawna nie było w ogóle chętnych na to stanowisko. Dziś optymiści, którzy doliczają się aż dziesięciu kandydatów, wymieniają m.in. posła Leszka Aleksandrzaka i wicemarszałka Sejmu Jerzego Wenderlicha związanych z Grzegorzem Napieralskim, rzecznika klubu SLD Dariusza Jońskiego i Katarzynę Piekarską, wiceprzewodniczącą partii (neutralnie nastawionych do obecnego lidera) czy Zbyszka Zaborowskiego, przewodniczącego organizacji na Śląsku, zadeklarowanego przeciwnika Napieralskiego.
Pesymiści mają nadzieję, że w wyborach wystartuje Leszek Miller, szef Klubu SLD, bo – ich zdaniem – tylko były premier jest w stanie uratować partię. Sam zainteresowany jednak stanowczo zaprzecza, jakoby miał zamiar starać się o stanowisko przewodniczącego partii.
Coraz częściej pojawia się też nazwisko dolnośląskiego działacza Marka Dyducha jako kandydata na sekretarza generalnego. Dyduch, który był sekretarzem generalnym w czasach największej świetności i spektakularnego upadku Sojuszu (czyli od lutego 2002 r. do maja 2005 r.) w rozmowie z "Rz" potwierdza, że zastanawia się nad kandydowaniem. – Wielu ludzi mnie do tego namawia – mówi. – I nie wykluczam, że się zgodzę pod warunkiem, że nowy lider będzie miał poważny plan na modernizację partii.
Dyduch jest zdania, że powinna się odbyć otwarta debata potencjalnych kandydatów. – Bo jeżeli wyłonienie nowego lidera odbędzie się tak jak zwykle w walkach frakcyjnych, to z ewentualnej modernizacji nic nie wyjdzie – uważa.