Na dziś zaplanowana jest w Kancelarii Prezydenta uroczystość odwołania Stanisława Kalemby ze stanowiska szefa resortu rolnictwa i powołania na jego miejsce właśnie Sawickiego. Ale on już wszedł w buty ministra rolnictwa – w piątek zapowiedział, że już od niedzieli może ruszyć skup mięsa wieprzowego ze strefy buforowej, a w sobotę wziął udział w konferencji o sytuacji wsi i rolników w Europie, gdzie rozmawiał z unijnym komisarzem ds. rolnictwa.
Nominacją dla Sawickiego zakończy się kilkudniowy kryzys rządowy wywołany pojawieniem się w Polsce wirusa afrykańskiego pomoru świń i protestami rolników. A on sam wraca do rządu w aurze specjalisty od spraw bardzo trudnych, który ma uporządkować bałagan po Kalembie. Jak sam mówił nieskromnie: „sytuacja jest bardzo trudna, w takich warunkach jeszcze żaden minister nie zaczynał urzędowania".
Trudno się oprzeć wrażeniu, że choć powody dymisji obu ministrów rolnictwa – Kalemby sprzed kilku dni i Sawickiego sprzed półtora roku – były zupełnie inne, to obaj odeszli przede wszystkim z tego powodu, że liderzy chcieli się ich pozbyć z rządu. Sprawy merytoryczne w obu przypadkach znalazły się na drugim miejscu. Dla nikogo nie jest bowiem tajemnicą, że Piechociński od dawna chciał się pozbyć Kalemby związanego z Waldemarem Pawlakiem. Senator Andżelika Możdżanowska otwarcie mówiła w rozmowie z „Rz", że gdyby Kalemba otrzymał takie wsparcie od wicepremiera Piechocińskiego w sprawie kryzysu świńskiego, jakie na dzień dobry dostał Sawicki, to dymisja w ogóle nie byłaby potrzebna.
Odejście Sawickiego przy okazji afery taśmowej również zostało wymuszone przez ówczesnego prezesa PSL Waldemara Pawlaka. Bo co prawda upublicznione wynurzenia Władysława Łukasika, byłego szefa Agencji Rynku Rolnego, na temat nepotyzmu i szastania publicznymi pieniędzmi w urzędach podległych ministrowi rolnictwa robiły wrażenie, ale Sawickiemu można było zarzucić co najwyżej niewłaściwy nadzór. Sam minister próbował na początku bagatelizować rewelacje Łukasika, po czym – w imię standardów – stojąc u boku Pawlaka, podał się do dymisji.
Przed aferą taśmową Sawicki był uważany za najpoważniejszego rywala dla Pawlaka na jesiennym kongresie PSL. On sam co prawda zaprzeczał, jakoby miał się ubiegać o przywództwo w partii, ale spekulacje na ten temat nie ustawały. Skończyły się dopiero po aferze taśmowej i odejściu Sawickiego z rządu. Pawlak zresztą na zjazdach regionalnych dawał do zrozumienia, że Sawicki naraził na szwank dobre imię partii. Nic dziwnego, że były minister rolnictwa wsparł w wyborach na prezesa PSL Janusza Piechocińskiego. I zrobił to tak skutecznie, iż ten wygrał z Pawlakiem. Od tego czasu kilka razy pojawiały się pogłoski, że Piechociński szuka miejsca w rządzie dla Sawickiego, bo musi mu się odpłacić za pomoc w wyborach. Takie spekulacje niezwykle irytowały prezesa PSL. Sam Sawicki niewzruszenie twierdził, że jako poseł ma dostatecznie dużo pracy i stanowisko rządowe nie jest mu potrzebne do szczęścia.