Ogłaszając światu śmierć samozwańczego kalifa tzw. Państwa Islamskiego, Donald Trump nie krył rozpierającej go dumy. Prezydent, który lubi być w centrum zainteresowania, przez 50 minut z soczystymi, a miejscami krwawymi szczegółami opisywał ostatnie minuty życia dżihadysty. „Rozumiem potrzebę opowiedzenia dobrej historii, ale korzyści z tego mogą być dużo mniejsze niż szkody, jakie to wyrządzi" – powiedział po konferencji Trumpa emerytowany generał Michael Nagata. Podobnego zdania są inni oficerowie i eksperci związani ze służbami specjalnymi. Ich zdaniem prezydent zdradził zbyt wiele czułych i strategicznie ważnych informacji. Trump podczas konferencji prasowej bez skrępowania opowiadał m.in., ile helikopterów brało udział w operacji i jaką trasę pokonały. Mówił również o tym, w jaki sposób wywiad stara się monitorować kanały komunikacji terrorystów. Przedstawił też dokładnie, jak wyglądała kryjówka Al-Baghdadiego, dodając, że służby wcześniej wiedziały, które tunele pod nią są ślepe. W swojej opowieści prezydent nie pominął i tego, że podczas rajdu komandosi zabezpieczyli dokumenty dotyczące planów przyszłych działań tzw. Państwa Islamskiego oraz jego struktury i organizacji. Weterani służb specjalnych zgodnie przyznają, że informacje przekazane przez prezydenta mogą pomóc dżihadystom poznać, jaką technologią dysponują Amerykanie i jak lepiej ukrywać swoich liderów. Przez to skomplikowane i niebezpieczne operacje eliminowania terrorystów, podobne do tych wymierzonych w Osamę bin Ladena czy Al-Baghdadiego mogą stać się jeszcze trudniejsze.