Bohaterowie, 20 lat później

Historia wynosi w wyjątkowych sytuacjach ludzi skądinąd niewyjątkowych – i czasami wydobywa z nich na jakiś czas to, co najlepsze. Czasami ich najgorsze cechy stają się tymi najlepszymi

Publikacja: 30.05.2009 15:00

Bohaterowie, 20 lat później

Foto: Rzeczpospolita, Andrzej Krauze And Andrzej Krauze

W Ameryce kult bohaterów kwitnie w najlepsze. Imperium potrzebuje cnót żołnierskich i propaguje je przez edukację i kulturę masową. Piechota morska nie narzeka na brak rekrutów – kandydatów na bohaterów. Co roku w ostatni poniedziałek maja Amerykanie w Dniu Pamięci (Memorial Day) oddają hołd weteranom. Na pęczki jest bohaterów w hollywoodzkich filmach.

W realu trochę jest o nich trudniej. Nadrabia się więc gwiazdami futbolu. Ostatnio wiele radości sprawił Amerykanom pilot samolotu pasażerskiego kapitan Sullenberger, zręcznie lądując w rzece Hudson. Wykazał nie tylko wiele zimnej krwi, lecz potem także skromność i powściągliwość w przyjmowaniu zbiorowych hołdów, co także wymaga swoistego bohaterstwa.

Europa jest podobno postheroiczna. Stawia na negocjacje i perswazje, miękkie środki władzy, multilateralizm. Cnoty militarne nie są w cenie. Mimo to także w Europie nie maleje zapotrzebowanie na bohaterów, na pozytywne wzorce osobowe. Komuś przecież trzeba przyznawać liczne nagrody, w których najczęściej nie chodzi nawet o uhonorowanie ofiarowanego, ale o celebrację ofiarodawców. Laureaci świadczą o ofiarodawcach – o ich szlachetnych intencjach, prawym charakterze, właściwej politycznej postawie.

Niestety, powoli wyczerpuje się pula ofiar okupacyjnych i wojennych prześladowań, których obdarowywanie nie łączyło się z żadnym ryzykiem. Dlatego najczęściej nagradza się bohaterów słowa – tych, którzy odważnie głoszą rzeczy słuszne i tylko słuszne.

Ale ten, kto mówi same słuszne rzeczy, zazwyczaj ma już mało do powiedzenia. Nikomu nie przyszłoby do głowy dać Nagrodę im. Karola Wielkiego Lechowi Wałęsie lub Bronisławowi Geremkowi, gdy w czasach „Solidarności” rzeczywiście przemawiał przez nich duch dziejów. Wtedy większe szanse miał Mieczysław Rakowski.

[wyimek]Gdy minęła groza pierwszych miesięcy stanu wojennego, okazało się, że to wszystko było trochę na niby[/wyimek]

W Niemczech rośnie znaczenie i wielkość oporu przeciw nazizmowi i komunizmowi. Ponieważ jednak w przypadku komunizmu brakuje odpowiednich bohaterów indywidualnych, coraz bardziej wzrasta heroizm zbiorowości – anonimowej ludności NRD, mieszkańców Berlina i Lipska, którzy dokonali tak długo oczekiwanej w niemieckiej historiografii rewolucji.

III RP przez dłuższy czas doskonale obywała się bez bohaterów. Zbudowana na kompromisie nie mogła zbyt ostentacyjnie czcić swych ofiar ani podkreślać heroizmu walki z komunizmem. Nie przypadkiem więc 20 lat musieliśmy czekać na film o księdzu Popiełuszce i o generale „Nilu”. Teraz – w związku z rocznicą 20-lecia odzyskania wolności – w polskich mediach słowo „bohater” odmienia się przez wszystkie przypadki. Można oczekiwać, że z biegiem czasu zapotrzebowanie na bohaterów jeszcze wzrośnie, gdy całkiem ustali się nowy państwowy rytuał. Weterani „Solidarności” będą w czasie świąt państwowych w cenie – jak kiedyś powstańcy śląscy. Niektórzy przezorni już przetrząsają domowe szpargały w poszukiwaniu dawnej odznaki „Solidarności”, legitymacji NZS lub choćby jakiejś ulotki.

Dużo łatwiej jest jednak z bohaterami martwymi niż żywymi. Żywi – jak pokazuje przykład Lecha Wałęsy – zawsze mogą nieopatrznymi działaniami i słowami naruszyć nastrój celebry.

W związku z ostatnimi konfliktami rządu ze związkowcami pytano w mediach, co się stało z „Solidarnością”. I dochodzono do melancholijnej konkluzji: to nie jest już ta sama „Solidarność”. To tylko marne życie po życiu. Nikt nie odważył się spytać: czy to ten sam Władysław Frasyniuk? Ten sam Bogdan Lis, ci sami Andrzej Celiński i Stefan Niesiołowski? Patrząc na naszych bohaterów po latach, trudno uwierzyć w ich dawny heroizm, w ich szlachetność i bezinteresowność, a szczególnie mądrość. Powiedzmy szczerze, wielu z nich to dzisiaj mało interesujące postacie. Jedni są po prostu przeciętni, inni wręcz odstręczający. Ich losy są różne. Niektórzy zajęli się z mniejszym lub większym szczęściem nie zawsze przejrzystymi interesami. Inni znaleźli schronienie w organizacjach pozarządowych. Jeszcze inni długo błąkali się w polskiej polityce, by nie przypadkiem wylądować na jej marginesie.

Tylko kilka dawnych gwiazd utrzymało się na samym szczycie firmamentu. Bronisław Geremek jeszcze za życia stał się obiektem paneuropejskiego niemal kultu. Kult Adama Michnika był już bardziej lokalny, coraz bardziej ograniczał się do ulicy Czerskiej i okolic, a dla wielu ten sztandarowy intelektualista opozycji stał się wręcz antybohaterem. Natomiast Lech Wałęsa, ośmieszany jako prezydent, odrzucony w wyborach, został ostatnio w ramach antykaczorowej akcji wyniesiony na narodowe ołtarze. Nie dał się jednak politycznie zmumifikować, wykonując ku osłupieniu swych ponownych wyznawców nową polityczną woltę. O zasadach dominujących obecnie w życiu publicznym najlepiej świadczy fakt, że bardziej oburzono się na jego flirt z Declanem Ganleyem niż z powodu ujawnionego niedawno przez historyków nadużywania prezydenckiej władzy do niszczenia niewygodnych dokumentów.

Czy to rzeczywiście są nasi bohaterowie tamtych lat, nasi liderzy? Tacy miałcy? Czasami trudno uwierzyć, że to ci sami ludzie. Kiedyś – jak się wydawało – szlachetni, odważni, bezinteresowni, a dzisiaj chciwi, próżni, śmieszni, żenujący, niemądrzy. A może to tylko nasza naiwna wyobraźnia wyposażała ich w te heroiczne cechy?

No cóż, podobno każda charyzma z czasem powszednieje. W rzeczywistości polskiej polityki ostatnich 20 lat musiała spowszednieć w szczególnie szybkim tempie. Poza tym czasy trudne wymagają przecież innych zalet niż czasy normalne. Odwaga nie zawsze idzie w parze z mądrością. Historia wynosi w wyjątkowych sytuacjach ludzi skądinąd niewyjątkowych – i czasami wydobywa z nich na jakiś czas to co najlepsze. Czasami ich najgorsze cechy stają się tymi najlepszymi.

Być może problem z bohaterami niedawnej przeszłości nie sprowadza się tylko do tego. Może wyrasta z ambiwalencji samej przeszłości? Może już wtedy za dużo było kunktatorstwa i polityki? Konspiracja w czasach stanu wojennego wymagała męstwa, samozaparcia i wytrwałości.

Ale gdy minęła groza pierwszych miesięcy stanu wojennego, okazało się, że to wszystko było trochę na niby. Wojna polsko-jaruzelska nie była przecież prawdziwą wojną. Konspira to nie było państwo podziemne. TKK to nie był jednak Kedyw. Uwolnienie Narożniaka niewiele miało wspólnego z odbiciem „Rudego”, akcja apriopriacyjna Józefa Piniora – z Bezdanami.

W dodatku ten konflikt zakończył się nie tyle zwycięstwem, ile ugodą połączoną z pełną rehabilitacją dawnych przeciwników. Zamiast zamachu na Kutscherę dość szybko zaczęto planować, jak się dogadać z Kiszczakiem. Wkrótce się okazało, że wielu dawnym opozycjonistom bliżej jest do dawnych działaczy PZPR niż do robotników z „Solidarności”.

Gdy skończył się komunizm, na placu boju pozostało parę trupów. Zapominanych, obdartych z sensu. Niepasujących do historycznego kompromisu. W filmie o księdzu Popiełuszce przejmująco ukazana jest jego samotność w chwili śmierci. Po 1989 roku powoli odchodził w niepamięć, choć w Warszawie nazwano ulicę jego imieniem.

Ciekawe, czy 4 czerwca ktoś złoży kwiaty na jego grobie? Wałęsa, Frasyniuk czy Michnik?

W Ameryce kult bohaterów kwitnie w najlepsze. Imperium potrzebuje cnót żołnierskich i propaguje je przez edukację i kulturę masową. Piechota morska nie narzeka na brak rekrutów – kandydatów na bohaterów. Co roku w ostatni poniedziałek maja Amerykanie w Dniu Pamięci (Memorial Day) oddają hołd weteranom. Na pęczki jest bohaterów w hollywoodzkich filmach.

W realu trochę jest o nich trudniej. Nadrabia się więc gwiazdami futbolu. Ostatnio wiele radości sprawił Amerykanom pilot samolotu pasażerskiego kapitan Sullenberger, zręcznie lądując w rzece Hudson. Wykazał nie tylko wiele zimnej krwi, lecz potem także skromność i powściągliwość w przyjmowaniu zbiorowych hołdów, co także wymaga swoistego bohaterstwa.

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał