Facebook, czyli najpopularniejszy serwis społecznościowy, został założony w pewnym akademiku Uniwersytetu Harvarda zimą 2004 r. Podobnie jak Microsoft – druga sławna firma technologiczna uruchomiona przez niedoszłego absolwenta tej uczelni – nie był wynalazkiem szczególnie oryginalnym. Ćwierć wieku wcześniej Bill Gates, gdy IBM zwrócił się doń o dostarczenie podstawowego oprogramowania dla nowego komputera osobistego, po prostu kupił program od innej firmy i nadał mu nową nazwę. Mark Zuckerberg, pierwotny założyciel Facebooka, wziął większość swoich pomysłów z istniejących już sieci społecznościowych, takich jak Friendster i MySpace. Jest jednak różnica: Microsoft mógł powstać na dowolnej uczelni, ale Facebook nieprzypadkowo wziął się właśnie ze świata Harvardu.
Co to są sieci społecznościowe? Przy całej mglistości pojęcia, które obejmuje wszystko, co robimy z innymi ludźmi w Internecie, zwykle odnosi się do trzech podstawowych rodzajów aktywności: tworzenia osobistej strony (czyli profilu) będącej namiastką domostwa dla własnego ja; wycieczek po wirtualnej agorze, gdzie można nawiedzić widmowy obszar dawnych znajomości, wyszukując każdą osobę, z którą skrzyżowały się nasze drogi i których nazwiska jeszcze nie wypadły z pamięci; i wreszcie usunięcia cyfrowej bariery, odsłonięcia się przed obiektami tej eksploracji poprzez „zaznajomienie się” z nimi, czyli wysłanie propozycji nawiązania jakiejś formy internetowej łączności.
Facebook szybko odniósł sukces, bo, po pierwsze, nie odchodził daleko od wzorców interakcji swoich użytkowników, a po drugie, zaczynał od szczytu społecznej hierarchii. Serwis Zuckerberga wyróżniała jedna innowacja: Facebook z początku ograniczał się do Harvardu, a więc powielał jeden z podstawowych mitów elitarnej uczelni – że każdy jest kandydatem na bliskiego znajomego lub przyjaciela, bo przeszedł już wstępny odsiew. Nad wcześniej istniejącymi serwisami społecznościowymi ciążył problem, że do pewnego stopnia służyły do poznawania obcych ludzi. Tymczasem w college’u nikt nie jest obcy (przynajmniej takie panuje założenie), więc i na Facebooku obcych nie było. Aby dołączyć, należało się zarejestrować za pomocą adresu e-mailowego z domeny Harvardu. Po jakimś czasie serwis rozszerzył się na równie prestiżowe uczelnie – Princeton i Stanford.
Nawet jego nazwa została wzięta z bardzo tradycyjnej, istniejącej od dawna instytucji galerii twarzy, którą wiele uczelni rozdaje nowym studentom, a która zawiera zdjęcia kolegów z roku wraz z krótkim opisem.
Jeśli profil w serwisie społecznościowym uznać za wirtualny dom, to w początkowym okresie Facebooka przypominał on typowy pokój w akademiku: na ścianie każdy lokator wiesza swoje plakaty, a półki zapełnia ulubionymi książkami, ale meble i rozplanowanie pozostaje takie samo dla wszystkich. Ten dom obejmowało się w posiadanie w podobny sposób jak pokój w akademiku, przez wypełnienie formularza.
Oprócz nazwiska, kierunku studiów i adresu pytano w nim o poglądy polityczne, ulubioną muzykę, seriale, filmy i książki, a także cytaty. Jak pamięta każdy absolwent socjologii, francuski uczony Pierre Bourdieu korzystał z ankiet określających status i ulubione dzieła sztuki, by dowodzić, że estetyka jest związana przede wszystkim ze zróżnicowaniem społecznym i „zajmowaniem pozycji”.