W Nowym Jorku niepokój,że liberalna demokracja dochodzi kresu

Muzea w centrum kultury Zachodu powracają do stanów ducha po wojnach światowych. Czuć niepokój, że liberalna demokracja dochodzi kresu

Publikacja: 19.02.2011 00:01

Mario Sironi, Szkic do fresku „Kondotier na koniu”, 1934

Mario Sironi, Szkic do fresku „Kondotier na koniu”, 1934

Foto: Fotorzepa

O czym tu dumać na nowojorskim bruku, gdy z kraju dochodzą straszne słowa. Jakiś Gross głosi, że jestem z narodu hien cmentarnych obłowionych na złotych żniwach. Jakaś Graff oświadcza, że od pamięci o tragicznej śmierci prezydenta ważniejszy jest kurs franka szwajcarskiego. Zapewne otrzymała nie dość staranne wychowanie domowe, inne niż ta ruda harcerka, która niezmordowanie porządkowała znicze przed pałacem.

Szukam w Nowym Jorku czegoś mocniejszego od tych zniewag. I jest! Znalazłem w kinie dokument „Inside Job” Charlesa Fergusona. Pokazuje, kto brał udział w ustawianiu kryzysu finansowego, który zepchnął Amerykę i cywilizację zachodnią na krawędź upadku. Widać, kto na tym zarobił: jedni dziesiątki milionów, inni setki, w pewnych wypadkach były to miliardy dolarów na osobę. Dla polskiego ucha dziwnie znajomo brzmią te nazwiska: Greenspan, Bernanke, Rubin, Summers, Paulson, Blankfein. To najbardziej szanowani obywatele, tolerujący albo sami biorący udział w okradaniu milionów swoich rodaków z oszczędności, emerytur, domów, pracy i nadziei. To dopiero były złote żniwa!

Należy im się nowy Trybunał Norymberski, ale nikt przed nim nie stanął. Oligarchia finansowa wydała w ostatnim dziesięcioleciu na lobbing w Kongresie 2,7 miliarda dolarów i miliard w dotacjach na kampanie wyborcze kongresmenów. W taki sposób wypłukuje prawo ze sprawiedliwości, a demokrację z treści. Kiedyś nazywało się to plutokracją.

Coś wisi w powietrzu, jakiś niepokój, że liberalna demokracja dochodzi kresu, a Zachód szuka wskazówek odrodzenia jak po obu światowych wojnach. Dwa najważniejsze muzea sztuki nowoczesnej w Nowym Jorku też łapią ducha czasu. Museum of Modern Art urządziło wielki przegląd dzieł tzw. ekspresjonizmu abstrakcyjnego z lat 1945 – 1960. Był to pierwszy nurt, który narodził się w tym mieście, rozkwitł w promieniu dwóch mil od muzeum i w końcu odebrał Paryżowi rangę kulturalnej stolicy świata. Artyści z tego nurtu zanurzyli się w nieświadomość i mity pierwotne, gdzie szukali ratunku dla człowieka zgnębionego II wojną, a potem groźbą zagłady nuklearnej.

Natomiast w Guggenheim Museum była do niedawna wystawa „Chaos i klasycyzm” pokazująca, jak sztuka europejska narzucała wyobraźni Zachodu klasyczny porządek po wstrząsie I wojny światowej. Może to była jutrzenka Odrodzenia? Nie całkiem. Niektórzy bezwiednie, a inni z pełną świadomością – artyści Francji, Włoch i Niemiec – szykowali grunt dla faszyzmu. Picasso z okresu klasycznego byłby wstrząśnięty, gdyby mu to powiedzieć. Ale Mussolini i Hitler uznali sztukę klasycznych Aten za ideał. Jednak tylko pewni twórcy pierwszorzędni z Guggenheima otwarcie poparli faszyzm albo nazizm. Faszystowska sztuka we Włoszech była zresztą całkiem dobra, bo nie tak wulgarna jak sztuka niemieckiego nazizmu.

Czy są przypadkiem te powroty w dzisiejszym centrum kultury Zachodu do stanów ducha po wojnach światowych? Takiemu odczytaniu sprzyja kryzys ledwo zażegnany i odsunięty w przyszłość, gdzie nabiera sił do wywrócenia cywilizacji. Ktoś wtedy przywróci porządek. Nie będzie to demokracja.

Zaciekawiony, czego artyści szukali w nazizmie, sięgnąłem po dokumentalny film „Architektura zagłady”. Realizator Peter Cohen wykazuje, że narodowy socjalizm pragnął uzdrowić i upiększyć świat. Trudno mi się z tym pogodzić, bo jestem ze Słowian skazanych na uprzątnięcie przez brunatnych idealistów. Także Zagłada Żydów była dla nich operacją higieniczną. A jednak Cohenowi udaje się przekonać, że nazizm był ruchem estetycznym, osadzonym w niemieckiej tradycji doskonalenia ducha, do której dodał doskonalenie ciała. Czemu wyszła z tego zbrodnia i kicz? Wyszła zbrodnia, ponieważ choroba i brzydota należą do wolnego życia. Nie można ich nagle usunąć bez przemocy. A kicz wyszedł, gdyż nazizm przegrał wojnę. Gdyby wygrał, narzuciłby swoje kryteria oceny własnych dzieł, tak samo jak demokracja liberalna narzuca nam polityczną poprawność i zwątpienie we wszystko, może z wyjątkiem kursu franka. Ale nawet po sromotnej klęsce nie sposób zignorować przerażającego piękna zjazdu NSDAP w Norymberdze utrwalonego przez Leni Riefenstahl w filmie „Triumf woli”. Nie docenić jej filmu „Olympia”, gdzie łączy berlińską olimpiadę w 1936 r. z estetyką rzeźby starożytnych Aten. Drzemiąca w klasycyzmie siła wspólnoty jest pointą wystawy w muzeum Guggenheima.

Natomiast nowojorski ekspresjonizm abstrakcyjny jest sztuką wolności indywidualnej. W przestronnych salach MoMA oglądałem wielkie płótna tętniące tajemnicą i spisałem słowa: „Wydaje mi się, że nowoczesny malarz nie może wyrazić wieku aeroplanu, bomby atomowej, radia w starych formach renesansu czy jakiejś innej kultury przeszłości. Każdy wiek znajduje własną technikę”, powiedział Jackson Pollock w 1951 roku. Parę lat później stał się najsławniejszym malarzem Ameryki, chociaż wyśmiewanym przez filistrów. Jakieś kropki… Ale nie można go było zlekceważyć. Jego obrazy wryły się w masową wyobraźnię i były powszechnie komentowane, bo stawiały pytanie: co znaczą? Wynaleziona przez niego technika polegała na wylewaniu na płótno farby, która układała się w rytmiczne sploty. Ręką malarza kierowała podświadomość, tworząc gąszcz linii i kapnięć pigmentu. Wygląda to jak wyobrażenie systemu nerwowego w rozmaitych stanach pobudzenia w różnych swych segmentach. Stan potencjalności. Od dawna znam te obrazy, lecz dopiero teraz zauważyłem, że zewnętrzny obserwator tak może postrzegać świadomość szukającą sobie nowej formy. Według neurologii są to przecież przeskoki ładunków elektrycznych po nerwowych splotach.

Pollock ukazał więc na swoich najsłynniejszych obrazach – przyjmijmy – materialny nośnik świadomości, system nerwowy. A Mark Rothko przedstawił świadomość od wewnątrz. Jego najbardziej cenione płótna ukazują prostokątne, mgliste, barwne obłoki unoszące się na tle kontrastowych płaszczyzn. To malarski wyraz stanu postrzegania w oddzieleniu od obiektu obserwacji. Oglądamy rozjarzenie psychiki od wewnątrz, nastrój wytworzony kolorem, ale bez rzeczywistości zewnętrznej, którą zawsze w określonym nastroju oglądamy i zabarwiamy. To cofnięcie się w głąb psychiki. Wolność przez powrót do stanu potencjalnego, kiedy wszystko jeszcze jest możliwe.

Niektóre z tych płócien Pollocka i Rothka są przepiękne, chociaż nie mają formy niczego z potocznego życia. Otwierają wyobraźnię widza na nowe horyzonty, ponieważ można różnie je interpretować przez nabudowanie znaczeń. Przeciwnie działa sztuka faszyzmu, narzucając widzowi znaczenie przez formy od dawna ustalone. Faszyzm odwołuje się do wielkich mitów zbiorowości, aby wizualną przemocą „uszlachetnić masy”. Też działał w „wieku aeroplanu i radia”, chociaż zamiast bomby A miał na sumieniu tak samo radykalny cyklon B.

Ciekawe, że sztuka faszystowska bywa dobra, kiedy jest niedokończona. Choćby szkic do fresku przedstawiający Mussoliniego na koniu. Czemu? Bo wkrada się w jej pyszałkowatą postawę – niepewność obowiązkowa w naszych czasach liberalnych. Założenia monumentalne przypominają na szkicu ruiny. Zresztą twórca nazizmu musiał mieć przeczucie klęski u szczytu powodzenia. Architekt Albert Speer dostał od Hitlera polecenie takiego doboru materiałów i konstrukcji gmachów, aby po stuleciach zostały z nich malownicze złomowiska do podziwiania dla następnych pokoleń.

Wszakże największe wrażenie na wystawie w MoMA zrobiła na mnie, jak zawsze, „Flaga” amerykańska Jaspera Johnsa, Obraz jest namalowany na podkładzie prześwitujących gazet. Na niebieskim tle jaśnieją gwiazdy jakby ideału, a obok biało-czerwone pasy z naszej flagi. Ta czerwień jest jak krew. Chyba też potrzebujemy uwznioślającego mitu, lecz rodzi to niepokój. Czy po złotych żniwach plutokracji nastąpią krwawe żniwa historii?

Plus Minus
„The Outrun”: Wiatr gwiżdże w butelce
Plus Minus
„Star Wars: The Deckbuilding Game – Clone Wars”: Rozbuduj talię Klonów
Plus Minus
„Polska na odwyku”: Winko i wóda
Materiał Promocyjny
Kluczowe funkcje Małej Księgowości, dla których warto ją wybrać
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Michał Gulczyński: Celebracja życia
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego