O czym tu dumać na nowojorskim bruku, gdy z kraju dochodzą straszne słowa. Jakiś Gross głosi, że jestem z narodu hien cmentarnych obłowionych na złotych żniwach. Jakaś Graff oświadcza, że od pamięci o tragicznej śmierci prezydenta ważniejszy jest kurs franka szwajcarskiego. Zapewne otrzymała nie dość staranne wychowanie domowe, inne niż ta ruda harcerka, która niezmordowanie porządkowała znicze przed pałacem.
Szukam w Nowym Jorku czegoś mocniejszego od tych zniewag. I jest! Znalazłem w kinie dokument „Inside Job” Charlesa Fergusona. Pokazuje, kto brał udział w ustawianiu kryzysu finansowego, który zepchnął Amerykę i cywilizację zachodnią na krawędź upadku. Widać, kto na tym zarobił: jedni dziesiątki milionów, inni setki, w pewnych wypadkach były to miliardy dolarów na osobę. Dla polskiego ucha dziwnie znajomo brzmią te nazwiska: Greenspan, Bernanke, Rubin, Summers, Paulson, Blankfein. To najbardziej szanowani obywatele, tolerujący albo sami biorący udział w okradaniu milionów swoich rodaków z oszczędności, emerytur, domów, pracy i nadziei. To dopiero były złote żniwa!
Należy im się nowy Trybunał Norymberski, ale nikt przed nim nie stanął. Oligarchia finansowa wydała w ostatnim dziesięcioleciu na lobbing w Kongresie 2,7 miliarda dolarów i miliard w dotacjach na kampanie wyborcze kongresmenów. W taki sposób wypłukuje prawo ze sprawiedliwości, a demokrację z treści. Kiedyś nazywało się to plutokracją.
Coś wisi w powietrzu, jakiś niepokój, że liberalna demokracja dochodzi kresu, a Zachód szuka wskazówek odrodzenia jak po obu światowych wojnach. Dwa najważniejsze muzea sztuki nowoczesnej w Nowym Jorku też łapią ducha czasu. Museum of Modern Art urządziło wielki przegląd dzieł tzw. ekspresjonizmu abstrakcyjnego z lat 1945 – 1960. Był to pierwszy nurt, który narodził się w tym mieście, rozkwitł w promieniu dwóch mil od muzeum i w końcu odebrał Paryżowi rangę kulturalnej stolicy świata. Artyści z tego nurtu zanurzyli się w nieświadomość i mity pierwotne, gdzie szukali ratunku dla człowieka zgnębionego II wojną, a potem groźbą zagłady nuklearnej.
Natomiast w Guggenheim Museum była do niedawna wystawa „Chaos i klasycyzm” pokazująca, jak sztuka europejska narzucała wyobraźni Zachodu klasyczny porządek po wstrząsie I wojny światowej. Może to była jutrzenka Odrodzenia? Nie całkiem. Niektórzy bezwiednie, a inni z pełną świadomością – artyści Francji, Włoch i Niemiec – szykowali grunt dla faszyzmu. Picasso z okresu klasycznego byłby wstrząśnięty, gdyby mu to powiedzieć. Ale Mussolini i Hitler uznali sztukę klasycznych Aten za ideał. Jednak tylko pewni twórcy pierwszorzędni z Guggenheima otwarcie poparli faszyzm albo nazizm. Faszystowska sztuka we Włoszech była zresztą całkiem dobra, bo nie tak wulgarna jak sztuka niemieckiego nazizmu.
Czy są przypadkiem te powroty w dzisiejszym centrum kultury Zachodu do stanów ducha po wojnach światowych? Takiemu odczytaniu sprzyja kryzys ledwo zażegnany i odsunięty w przyszłość, gdzie nabiera sił do wywrócenia cywilizacji. Ktoś wtedy przywróci porządek. Nie będzie to demokracja.