Powinniśmy choćby spojrzeć na protesty młodzieży, jakie wybuchały w tym roku we Francji, w Grecji, Hiszpanii, Portugalii, Izraelu i Chile. Szerszy zaś kontekst musi objąć niezaprzeczalny sukces prorynkowych reform wdrożonych w latach 80. przez premier Margaret Thatcher w W. Brytanii i prezydenta Ronalda Reagana w USA. Ich działaniom patronowali tacy ekonomiści, jak Milton Friedman i Friederich Hayek.
Rewolucja rynkowa trwała prawie 30 lat (od 1980 do 2008 r.) i odniosła ogromny sukces ideologiczny, zdominowała bowiem praktykę polityczną i publiczny dyskurs, przekonała do siebie znaczne odłamy opinii publicznej, najpierw w USA i Europie, a potem stopniowo także w: Chinach, Rosji, Indiach. Były dwa zasadnicze kierunki tej rewolucji: prywatyzacja dotychczas kontrolowanych przez państwo branż przemysłu i usług oraz promocja poglądu na świat, który sukces w wymiarze finansowym uznawał za znamię moralnej wartości człowieka. Klęska zaczęła być natomiast łączona z niską wartością osoby.
Dopiero ostatni globalny kryzys finansowy był w stanie zachwiać całkowitą pewnością siebie neoliberalnej elity. Protesty w Anglii, Francji i Hiszpanii z pewnością różnią się w szczegółach. Ale niezależnie od tego, czy towarzyszyła im przemoc czy nie, i czy inicjowała je „mniejszość wykluczonych", stanowią razem skutek podobnych problemów ekonomicznych, jakie trapią dzisiejszą młodzież: coraz wyższe koszty wykształcenia, wysokie czynsze i duże bezrobocie. Neoliberalna rewolucja nie pociągnęła za sobą wielu młodych ludzi na całym świecie, a przecież ich wsparcie ma kluczowe znaczenie dla jej dalszego trwania.
Jak to się stało? Ma to związek ze znacznymi nierównościami dochodu i majątku, które zrodziły neoliberalne reformy, oraz z nieustannym naciskiem kładzionym na sukces materialny i konsumpcję. Choć takie ideologiczne młotkowanie jest zapewne niezbędne do zapewnienia stałego wzrostu, mało kto się przejmował jego skutkami wśród ludzi, których nie stać na pławienie się w zbytku. Młodzi ludzie „kupili" ideologię głoszącą, że bogactwo równa się moralnej wyższości, tylko że znaleźli się po złej stronie równania, niezdolni do kupienia wszystkiego, czego pragnęli. Drogi mogące ich zaprowadzić ku bogactwu stopniowo się pozamykały z powodu rosnącego bezrobocia, cięć w usługach socjalnych, coraz droższej edukacji i mieszkań, a także jaskrawej korupcji elit. Postanowili więc sięgnąć w sposób niekonwencjonalny po to, czego nie mogli już dostać normalnymi metodami.
Frustrację młodzieży – zarówno tej, która opanowała madrycką Puerta del Sol, jak i tej, która obrobiła sklepy w londyńskim Tottenham – zaogniają dwa czynniki. Po pierwsze, młodzi nie wierzą już, że ciężka praca i siła ambicji wystarczą, by posiąść wszystkie te wygody i błyskotki, jakimi cieszyło się poprzednie pokolenie. Widzą, jak zanikają mechanizmy państwa opiekuńczego, tymczasem politycy, biznesmeni i gwiazdy rozrywki sięgają po wszelkie bogactwa tego świata. Po drugie, ci sami młodzi nie są w stanie stworzyć alternatywnej wizji. Gdyby wierzyli, że możliwy jest inny świat, łączyliby się w ruch o charakterze politycznym, a nie dziki tłum. Manifestanci z Puerta del Sol potrafili z siebie wydać ledwie jakąś listę nierealnych propozycji zmian w życiu społecznym i gospodarczym kraju. To był przykład klęski wyobraźni.
Zwycięstwo rewolucji neoliberalnej jest całkowite: prawie wszyscy przyjęli jej system wartości (nie wyłączając uczestników londyńskiej rozróby). W tym sensie neoliberalizm doprowadził do „końca historii" – czyli przeświadczenia, że współczesny kapitalizm to najlepszy system polityczny i gospodarczy, jaki stworzyła ludzkość, i nic lepszego nie czeka za horyzontem.
Sęk w tym, że neoliberalizm nie jest w stanie dojść do tego, co począć z tymi, którzy nie rozkwitają w ramach nowego systemu – a jednak przyjmują jego wartości. Młodzi ludzie rabujący sklepy nie są, jak sądzi ten i ów, przykładem klęski reform wolnorynkowych. Przeciwnie – stanowią przejaw przemożnego sukcesu tychże reform. Na nieszczęście ujawniają także achillesową piętę reform: powstała oto klasa ludzi bez przyszłości, pozbawionych nadziei na lepszy świat, ale i strachu.