Czarna Rachel w czerwonym szalu

Cat-Mackiewicz to myśl arcykonserwatywna, a zarazem przecież rewolucyjna

Publikacja: 02.06.2012 01:01

Red

Stanisław Mackiewicz, redaktor naczelny „Słowa" wileńskiego, krąży po swoim gabinecie: szybko, niezgrabnie, jakby jedna strona ciała chciała wyprzedzić drugą, jakby miał się on zaraz rozbić o drzwi, o ścianę.

– Czy pani już gdzieś próbowała? – zapytuje o szkołę dziennikarską Jadwigę Dziewulską starającą się o pracę w gazecie.

– Nigdy.

– Pani szczęście. Wylewam każdego, kto został wcześniej odpowiednio ustawiony. Zła szkoła manieruje i uczy dyletantyzmu. Współpracownik „Słowa" powinien okazać się tak mocny w swojej dziedzinie, żeby mógł sprostać w polemice profesorowi uniwersytetu. Czytać, czytać i jeszcze raz czytać. Sienkiewiczowska polszczyzna plus erudycja Boya.

Stawiamy pierwsze kreski portretu konserwatysty. Dorysujmy jeszcze dwie, jeszcze trzy.

Otwieramy „Karmazynowy poemat" Lechonia, tomik na wskroś genialny, wiersz pt. „Piłsudski". Pierwsze wersy, zachwycające:

Czarna Rachel w czerwonym idzie

szalu drżąca

I gałęzie choiny potrąca idąca...


Zamiast Piłsudskiego za Rachel weźmy Mackiewicza. Czerń chcemy tu odczytać za Stefanem Kisielewskim – to reakcjoniści czarni jak „Murzyni czyszczący komin z sadzy w noc bezksiężycową". Czerwony – rewolucja.

Otóż Cat właśnie to myśl arcykonserwatywna, a zarazem na swój sposób przecież rewolucyjna. Otóż Cat właśnie to myśl ubrana w rwącą, rewolucyjną formę.

Podróż nasza przez życie Mackiewicza – podpierając się porównaniem – będzie podróżą pociągiem pośpiesznym, który zatrzymuje się na co ważniejszych tylko stacjach.

Wilno

Sekretarka marszałka Piłsudskiego Kazimiera Iłłakowiczówna, słysząc strzały na warszawskich ulicach podczas przewrotu majowego, grozi odejściem. Oznajmia przy tym, że jest konserwatystką i czyta tylko wileńskie „Słowo". Na to Piłsudski: „Toż i ja czytam Słowo, bo mi je darmo przysyłają do Sulejówka".

Stanisław Mackiewicz, młody redaktor organu „Żubrów" wileńskich, publikuje 17 maja 1926 r. artykuł pt. „Panie Marszałku!", będący wyraźnym i jedynym w tych dniach głosem konserwatywnym popierającym przewrót. „Za władzę silną, za życiodajną władzę silną, gotowi jesteśmy zapłacić dziesiątkami trupów, jeżeli dani takiej Polska potrzebować będzie, ale Ty nam daj tę władzę silną, Panie Marszałku!" – pisze. Artykuł ten to początek wyjścia konserwatystów z politycznego niebytu.

25 października 1926 roku premier Piłsudski, który do swego rządu wziął dwóch zachowawców, gości w radziwiłłowskim Nieświeżu. Oficjalnym powodem wizyty jest udekorowanie trumny swego adiutanta, rtm. Stanisława Radziwiłła Orderem Virtuti Militari. Nieoficjalnym – wygranie konserwatystów dla sprawy piłsudczykowskiej jako prawego skrzydła stronnictwa. Prasa polska widzieć chce w tej imprezie próbę wprowadzenia monarchii, nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością.

Nieśwież – oto największe zwycięstwo polityczne Cata w całym jego życiu.

Stanisław Mackiewicz w niemałym konserwatywnym gronie uzyskuje mandat poselski z listy BBWR w wyborach 1928 r., powtórzy ten sukces za dwa lata w tzw. wyborach brzeskich. Uczestniczy w pracach Komisji Konstytucyjnej, gdzie samotnie zajmuje pozycje monarchistyczne. Jednak tzw. konstytucję kwietniową uważał za swój także sukces; będzie bronił potem ustawy zasadniczej – w Polsce i na emigracji – przed najmniejszym naruszeniem jej przepisów.

26 stycznia 1934 r., kiedy fortelem przegłosowano projekt nowej konstytucji, podpisana zostaje polsko-niemiecka deklaracja o niestosowaniu przemocy. Nazajutrz redaktor naczelny „Słowa" pisze: „Dzień dzisiejszy, 26 stycznia 1934 roku, urósł do dat pamiętnych w dziejach narodu polskiego. Będziemy go kiedyś ryli w brązie, kuli w marmurze. W dniu tym naród nasz otrzymał silną i mocną władzę, uzyskał pokój".

Umiera Piłsudski. „Niedarmo, na polach mokotowskich, gdy trumna Marszałka stała wysoko na lawecie, zza trumny tej wyszły chmury ciężkie i czarne; grzmoty, błyskawice, które przestraszyły nas wszystkich" – napisze później w „Latach nadziei". Po początkowym poparciu Obozu Zjednoczenia Narodowego płk. Koca przychodzi krytyka rządu – ostra, zdecydowana, gwałtowna. Krytyka, która w pierwszych miesiącach 1939 r. prowadzi Cata do Berezy.

Publicysta trafia do obozu odosobnienia, spędza w nim coś ponad dwa tygodnie. Oficjalne powody: godzenie w zaufanie do państwa, sianie defetyzmu. Nadszarpnął zdrowie, choć jego społeczny autorytet jako osoby represjonowanej wzrósł, jeszcze bardziej w pierwszym okresie wojny.

Zaraz po zwolnieniu Henryk Łubieński, warszawski współpracownik „Słowa", wynajmuje cały rząd w tzw. Małym Qui-Pro-Quo w Ziemiańskiej. Zjawia się Mackiewicz: z ogoloną głową, podenerwowany, z rozbieganym wzrokiem. Mira Zimińska będąca wtedy u szczytu sławy zaczyna po występie rzucać różami w publiczność, więcej: wprost na kolana Cata. Zrywa się zdezorientowany, zostaje rozpoznany: „To przecież Mackiewicz, Mackiewicz... Prosto z Berezy". Wszyscy wstają z miejsc, rozbrzmiewają oklaski, Cat kłania się grzecznie, dziękując za przyjęcie.

Oto obraz człowieka zastraszonego. Świetną tę anegdotę kradnę Jadwidze Karbowskiej.

Po wyjściu z Berezy publicysta ogłasza okresowe wstrzymanie się od pisania, które – po odwołaniu się do sądu obywatelskiego – przerywa w maju. Lecz nie było już o co walczyć, czego ratować. Po zerwaniu polsko-niemieckiej deklaracji czytamy w „Słowie": „Bagnety na karabiny, to nasza odpowiedź Hitlerowi".

Wrzesień żagwiący. „Lawina bieg od tego zmienia,/ Po jakich toczy się kamieniach" – pisał Miłosz.

Emigracja

Razem z Jadwigą Dziewulską Cat przedostaje się do Francji. Wcześniej jednak w Kownie ma miejsce ciekawa sytuacja – telefon z Berlina. „Musimy jak najprędzej wyjechać stąd i to za wszelką cenę – mówi Dziewulskiej po rozmowie. – Może się zdarzyć, że mnie uprowadzą, zaaplikują jakieś środki oszołamiające, czy po prostu pod wpływem tortur na coś się zgodzę, coś podpiszę". Bliżej nieznana propozycja współpracy odrzucona.

Pójdźmy tym tropem. Oto nasz pierwszy przystanek emigracyjny – Libourne.

16 czerwca 1940 r. w siedzibie podprefektury tego francuskiego miasta ma miejsce rozmowa w cztery oczy między Stanisławem Mackiewiczem, członkiem Rady Narodowej, a Władysławem Raczkiewiczem. Cat próbuje nakłonić prezydenta do podjęcia rozmów pokojowych z Niemcami. Tego samego dnia – przypomnijmy – powstaje gabinet marszałka Pétaina, Francja jest na prostej drodze do kapitulacji. Mackiewicz jedyne, co uzyskuje w Libourne, to jeden z zarzutów przed późniejszym Sądem Honorowym przy Radzie Narodowej – bez wyroku jednak wskutek rozwiązania Rady.

Na tym nie koniec. Sięgamy do memoriału przechowywanego w archiwum Auswärtiges Amt, który ostatnimi czasy ujrzał światło dzienne. Otóż miesiąc po incydencie w Libourne Mackiewicz, wraz z Tadeuszem Bieleckim, Ignacym Matuszewskim, Jerzym Zdziechowskim, Stanisławem Strzeleckim, Emerykiem Hutten-Czapskim i Jerzym Kurcjuszem, kieruje do rządu niemieckiego propozycję współpracy, utworzenia jakiegoś podmiotu politycznego mającego choć w najmniejszym stopniu oszczędzić ziemiom polskim i polskiemu społeczeństwu okropieństw niemieckiej okupacji. Memoriał nie znajduje – rzecz jasna – żadnego oddźwięku.

Pétain miał powiedzieć: „Składam swą osobę Francji w ofierze, celem pomniejszenia jej cierpień". Nie chcę tutaj rozstrzygać, czy niepowodzenie przedsięwzięcia Mackiewicza et consortes było z korzyścią dla Polski – w każdym razie było korzystne dla sygnatariuszy memoriału. Można dopowiedzieć sobie, że po przegranej przez Rzeszę wojnie – nie byłoby ich.

Przez Hiszpanię, przez Portugalię, z podrobionymi dokumentami Mackiewicz trafia we wrześniu 1940 r. do Londynu, gdzie spędzi kilkanaście następnych lat.

Wydawanie własnego pisma okazało się niemożliwe, trzeba było szukać innych rozwiązań. Wśród niemieckich bomb spadających na Londyn wybucha bomba polska – Cat w rekordowo krótkim czasie, polegając wyłącznie na swej pamięci, pisze „Historię Polski", która odbija się szerokim echem wśród emigracji. Własnym sumptem wydaje broszury, „comiesięczne pamflety" – jak określił je gen. Kukiel, wymierzone w politykę premierów: najpierw gen. Sikorskiego, następnie Mikołajczyka. Protestuje przeciw układowi Sikorski – Majski, przeciw prowadzeniu polityki względem Anglii z pozycji kolan, z pozycji petenta.

W British Museum, w którym przesiaduje bez przerwy przez cały okres pobytu na emigracji, rodzą się następne książki: „Dostojewski", „Klucz do Piłsudskiego", „Stanisław August". Wacław A. Zbyszewski: „Myślę, że wróg Polaków Dostojewski powiedziałby o Mackiewiczu: chotia i Polacziszka, no intieriesnyj, a Goethe zatkałby sobie oczy, by nie patrzeć na dzikusa".

Już po wojnie ma miejsce szczególna wymiana korespondencji z red. Grydzewskim, na bibliotecznych rewersach. Na jednym z nich Cat pisał: „My tutaj Marylkę trzymamy za cycuszki, a Pan czyta...". Humor go nie opuszczał, choć beznadzieja dawała się we znaki coraz dotkliwiej.

Po wojnie Mackiewicz zaczyna wydawać tygodnik „Lwów i Wilno", który kończy swój żywot w 1950 r. Choć chyba zawsze narzekał na brak pieniędzy – rzeczywiście bieduje. „Posyłam Panu artykuł o Marchlewskim. (...) Nie przynoszę sam, bo nie mam pieniędzy na metro" – napisze w jednym z listów do Grydzewskiego. Swoją taktykę polityczną, której się konsekwentnie trzymał, wykłada m.in. w 1948 r.: „Mój program jest jasny. W kraju spokój, spokój i jeszcze raz spokój. Za granicą tytułem reasekuracji rząd Rzeczypospolitej, niezależny, nieagencyjny, uniezależniony nie tylko od sugestii obcych wywiadów, ale od rodzimej frazeologii i demagogii, rząd zdolny do stawiania Angloamerykanom warunków i żądań". W program ten wpisuje się trwanie przy legalnym, choć coraz bardziej niepopularnym ośrodku władzy, tzw. Zamku na czele z prezydentem Augustem Zaleskim; w program ten wpisuje się zawzięta walka z tzw. Bergiem, czyli wykorzystywaniem przez Amerykanów polskich stronnictw politycznych na emigracji do celów wywiadowczych na terenie kraju, a szerzej – z tworzeniem zgubnej dla Polaków w kraju nadziei na szybkie wyzwolenie państwa z systemu państw sowieckich.

7 czerwca 1954 r. Mackiewicz zostaje „zamkowym" premierem, pełni funkcję przez rok. Nie ma miejsca, aby zatrzymać się dłużej w tym miejscu. W każdym razie Cat nazwie później swoje urzędowanie „un travail raté", spudłowanym przedsięwzięciem.

Otwieram jeden z numerów „Wiadomości" red. Grydzewskiego z 1955 r., w którym ogłoszono wyniki konkursu na „najulubieńszego pisarza czytelników" pisma. Zwycięża w nim Cat zaraz przed swoim bratem Józefem. Ostatnia strona numeru przynosi wybór krótkich uzasadnień wskazań. Ktoś podpisany inicjałami H.K.: „Na pierwszym miejscu stawiam Stanisława Mackiewicza (ale broń Boże jako premiera!)".

11 czerwca 1956 r. pojawia się w prasie emigracyjnej oświadczenie konserwatysty, w którym tłumaczy swój powrót do kraju. „Kanclerz Wielki Litewski, książę Michał Czartoryski mówił: Polska jest Polską" – kończy. Emigracja próbuje przekuć tę stratę w sukces – baba z wozu, koniom lżej. „O, durnie!" – chciałoby się zakrzyknąć. Jeden Mieroszewski zauważa, że należało zatrzymać Cata na emigracji za wszelką cenę: „Jak Mackiewicz zechce objeżdżać FE [Free Europe], w całym Monachium nie ma faceta, który mu sprostać może talentem, ciętością, gazem". Hemar w artykule pt. „Harakiri" nazwie ten wyjazd „woltą tysiąca wolt", otrzeźwiającym szokiem dla Zachodu.

Kilka dni wcześniej samobójstwo popełnia Lechoń. Tych dwóch wydarzeń nie dało się od siebie oddzielić – coś niedobrego dzieje się z emigracją.

Następca tronu rosyjskiego, późniejszy car Mikołaj II, zapisał w swoim dzienniku podczas pobytu w Anglii: „W priegłupyj spasob potieriał wsio utro. Okazałsia zapiertym w kłozietie" (W sposób przegłupi straciłem cały ranek. Okazało się, że jestem zamknięty w klozecie). Z tym przekonaniem Mackiewicz opuszcza wyspę, wraca do kraju 14 czerwca. Oto ukoronowanie wcześniejszych, kilkuletnich kontaktów z bezpieką – temat znany.

Warszawa

Po uznaniu przyjdzie niełaska, po zadowoleniu – zgorzknienie; przyjdzie choroba, a po niej w końcu śmierć. Oto Stanisława Mackiewicza okres warszawski.

Cat publikuje m.in. w „Kierunkach" i „Słowie Powszechnym", PAX wydaje mu książki: „Stanisława Augusta", „Dostojewskiego", „Londyniszcze" – w której wszyscy widzą tylko atak na Anglię, nie zauważając, że w istocie jest to pochwała angielskiego realizmu politycznego – dalej: „Zielone oczy" i jeszcze, i więcej. Za to wykłady o literaturze rosyjskiej na Uniwersytecie Warszawskim okazują się kompletną porażką – prelegent wprost zanudził słuchaczy. Nigdy nie był dobrym mówcą, pisał zdecydowanie lepiej.

Kilka miesięcy po powrocie do kraju ma miejsce groźny wypadek samochodowy, Cat wychodzi z niego cało. Choruje – coraz bardziej, widoczniej, jednak jeszcze nie opuszcza go dowcip, przekora.

„Polska właściwa to jest Witebsk, Mińsk, Wilno, Ryga, Kijów" – miał powiedzieć Kisielowi. „A Warszawa?" Odpowiedź: „Warszawa? Małe, żydowskie miasteczko, gdzieś na granicy niemieckiej. Kogo by to obchodziło". Razem z Wańkowiczem rywalizują na majowych targach książki – do którego z nich ustawi się dłuższa kolejka, kto rozda więcej autografów. Kłótnie z Jasienicą o wyższości Jagiellonów nad Piastami.

Ale dość sielanki. Bezpieka finansuje Mackiewiczowi zagraniczne podróże, zlecając mu przy tym zadania. Akta IPN mówią nam dużo na ten temat. Po powrocie z Paryża w 1960 r. Cat opowiada o finansowaniu „Kultury", ale też o pikantnych sprawach osobistych emigrantów. Są to dokumenty bezsprzecznie dużo bardziej ponure od tych z rozmów z konserwatystą w Londynie.

Jednak życie to, jakby odgrywane na podstawie zajmującego scenariusza, nie może się skończyć prozaicznie, spokojnie.

Mamy marzec 1964 r. Oto przychodzi odpowiedź ludzi nauki i kultury na zaostrzającą się cenzurę w postaci tzw. Listu 34 sygnowanego również przez Mackiewicza, który miał być jego inicjatorem lub – jak chciał Wacław A. Zbyszewski – duchem tego protestu. Cat zostaje natychmiast pozbawiony możliwości publikowania i wydawania książek; zwraca się wtedy w innym kierunku.

Oto następna hemarowska „wolta tysiąca wolt".

Mackiewicz posyła do „Kultury" paryskiej artykuły o sytuacji w kraju podpisane pseudonimem Gaston de Cerizay. Relacjonuje w nich m.in. zebrania Związku Literatów Polskich, proces Melchiora Wańkowicza, konflikt na linii reżim – Kościół. Doliczyłem się wszystkiego siedmiu tekstów – z zastrzeżeniem. Jeden z nich pt. „Adwokatura po roku – czyli zbędni ludzie w służbie przemocy", podpisany pseudonimem, nie był pióra Cata. Trzeba to tutaj wykrzyczeć, gdyż dziś jeszcze w poważnych opracowaniach spotykamy się z fatalnymi pomyłkami.

Kazimierz Koźniewski, agent „33", inteligentna kanalia, na podstawie literackiej analizy już pierwszego tekstu Gastona de Cerizay pt. „Polska Gomułki iList 34" wskazuje na autorstwo Mackiewicza, co nie było raczej zadaniem trudnym – mamy do czynienia jednak ze zbyt charakterystycznym stylem narracji. Cat nie trafia do mamra tylko dlatego, że władza zbyt wiele straciła na niedawnym procesie Wańkowicza.

Ale oto przychodzi lipiec roku 1965, kiedy to bohater nasz oskarżony zostaje o publikację „opracowań-paszkwilów wymierzonych przeciwko Polsce Ludowej"; w listopadzie zostaje usunięty ze ZLP. Nie chce emigrować, do czego nakłaniał go Putrament. „Marzę o tym, żeby mnie wsadzili do więzienia, byłoby to niezłe zakończenie w encyklopedii hasła: Stanisław Mackiewicz" – napisze do Ameryki, do przyjaciela Michała K. Pawlikowskiego.

Nie wsadzili, nie zdążyli. Cat umiera w nocy z 17 na 18 lutego 1966 r.

Rozpoczęliśmy od anegdoty, chcemy zakończyć podobnie.

Z pośmiertnego wspomnienia Mackiewicza pióra znakomitego satyryka Karola Zbyszewskiego: „Ogłaszał nagle w redakcji: – Wyjeżdżam do Genewy na posiedzenie Ligi Narodów; potem pojadę do Hagi na rozprawę sądu międzynarodowego; potem do Brukseli na kongres kolonialny; potem do Berlina na otwarcie Reichstagu. Wrócę za trzy tygodnie.

Józef Mackiewicz obejmował rządy w redakcji i zaczynało się wesołe życie. Ale po sześciu dniach zjawiał się Stanisław z powrotem.

– Co się stało?

– Byłem w Paryżu i zabrakło mi pieniędzy. Pożyczyłem na bilet powrotny".

W swym dzienniku w 1916 r. napisał Cat: „W życiu ekonomicznym nauczyłem się jednego: ładnie wydawać". Biograf dowcipnie zauważa: „Nie chodziło o książki".

Nic to – tym zajmuje się dziś wydawnictwo Universitas, a po pierwszych tomach stwierdzamy, że robi to rzeczywiście ładnie.

Stanisław Mackiewicz, redaktor naczelny „Słowa" wileńskiego, krąży po swoim gabinecie: szybko, niezgrabnie, jakby jedna strona ciała chciała wyprzedzić drugą, jakby miał się on zaraz rozbić o drzwi, o ścianę.

– Czy pani już gdzieś próbowała? – zapytuje o szkołę dziennikarską Jadwigę Dziewulską starającą się o pracę w gazecie.

– Nigdy.

– Pani szczęście. Wylewam każdego, kto został wcześniej odpowiednio ustawiony. Zła szkoła manieruje i uczy dyletantyzmu. Współpracownik „Słowa" powinien okazać się tak mocny w swojej dziedzinie, żeby mógł sprostać w polemice profesorowi uniwersytetu. Czytać, czytać i jeszcze raz czytać. Sienkiewiczowska polszczyzna plus erudycja Boya.

Stawiamy pierwsze kreski portretu konserwatysty. Dorysujmy jeszcze dwie, jeszcze trzy.

Otwieramy „Karmazynowy poemat" Lechonia, tomik na wskroś genialny, wiersz pt. „Piłsudski". Pierwsze wersy, zachwycające:

Czarna Rachel w czerwonym idzie

szalu drżąca

I gałęzie choiny potrąca idąca...


Zamiast Piłsudskiego za Rachel weźmy Mackiewicza. Czerń chcemy tu odczytać za Stefanem Kisielewskim – to reakcjoniści czarni jak „Murzyni czyszczący komin z sadzy w noc bezksiężycową". Czerwony – rewolucja.

Otóż Cat właśnie to myśl arcykonserwatywna, a zarazem na swój sposób przecież rewolucyjna. Otóż Cat właśnie to myśl ubrana w rwącą, rewolucyjną formę.

Podróż nasza przez życie Mackiewicza – podpierając się porównaniem – będzie podróżą pociągiem pośpiesznym, który zatrzymuje się na co ważniejszych tylko stacjach.

Pozostało 91% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy