Prazdrój w dolinie Berounki

Uwarzywszy w Pilznie jasny, gorzkawy trunek Josef Groll nie tylko zrewolucjonizował browarnictwo, ale i zapewnił czeskiemu miastu nieśmiertelność wśród piwoszy

Publikacja: 16.06.2012 01:01

Miliony piją piwo warzone w stalowych fermentatorach, turyści, którzy dotrą do Pilzna – to z dębowyc

Miliony piją piwo warzone w stalowych fermentatorach, turyści, którzy dotrą do Pilzna – to z dębowych kadzi

Foto: Fotorzepa, BS Bartek Sadowski

Pierwsze znane ślady warzenia piwa liczą około 9 tysięcy lat, najstarsze zaś odnalezione receptury ponad 6 tysięcy lat. Technikę produkcji alkoholu ze zboża odkryło niezależnie od siebie co najmniej kilka cywilizacji. Przez wieki piwo nie miało wiele wspólnego z tym, do którego dziś przywykliśmy. Trzeba je było pić przez słomkę, bo pływały w nim łupiny zbóż. Z chmielem, który jest z piwem tak silnie utożsamiany, klasztorni piwowarzy zaczęli eksperymentować dopiero pod koniec pierwszego tysiąclecia naszej ery. Dolną fermentację, dziś dominującą w piwowarstwie, odkryto zaś około XV w. Jeszcze długo potem piwo miało wędzony posmak od dymu, w którym suszono kiełkujące zboże celem uzyskania słodu. Historia napoju, który w rozumieniu większości dzisiejszych konsumentów kryje się pod terminem „piwo", zaczęła się ostatecznie dopiero w połowie XIX w. w Pilznie. Dziś żadne inne miasto nie jest tak jednoznacznie utożsamiane z piwowarstwem.



Ale miastu nie brak innych powodów do chluby. Jest nim choćby najwyższa w kraju, mierząca niemal 103 metry wieża gotyckiej katedry św. Bartłomieja, która zdobi imponujący pilzneński rynek. To wspaniały punkt widokowy, więc nawet zlaicyzowani Czesi mają z kościoła użytek. Nieodległa Wielka Synagoga – pod względem wielkości trzecia największa na świecie po jerozolimskiej i budapeszteńskiej – służy obecnie jako sala koncertowa i wystawowa. Nieliczna społeczność żydowska, która przetrwała Holokaust, nie była w stanie XIX-wiecznej bożnicy odnowić i trzeba było znaleźć jej nowe zastosowanie.



Dziś pewnie także służyłaby do podziwiania panoramy, gdyby jej dwie charakterystyczne wieże – wieńczą je „cerkiewne" hełmy z iglicami z gwiazdą Dawida – miały po 65 metrów, jak planował pierwotnie architekt. Ale władze miasta odrzuciły tę koncepcję, aby dominantą pozostała świątynia chrześcijańska. Wieże synagogi mierzą w efekcie po około 40 metrów i konkurować mogą co najwyżej z licznymi w Pilznie przemysłowymi kominami. Należą one m.in. do zakładów Skody. Ale nie tych produkujących auta. Te, oddzielone od spółki matki po jej nacjonalizacji po II wojnie światowej, mieszczą się w Mladej Boleslavi. Z pilzneńskich fabryk wyjeżdżają za to rozmaite pojazdy komunikacji zbiorowej.



Choć Pilzno to ważny ośrodek przemysłowy, dzięki czemu należy do najbardziej dostatnich czeskich miast, jego mieszkańcy zdają się żyć niespiesznie. Najlepiej widać to, gdy zapuścimy się do parku Borsky, w willowe okolice Wschodniego Przedmieścia albo do jednego z kilku pilzneńskich obszarów chronionych, zabytkowej architektury wiejskiej. Zwiedzając Pilzno, nie da się jednak nie zauważyć, że największą dumą mieszkańców napawa tutejszy browar. Już na wjeździe noszącą jego nazwę ulicą przybyszy wita napis: „Przejeżdżacie przez miasto, gdzie zrodziły się legendy". Te legendy to Pilsner Urquell i Gambrinus.



Motywująca frustracja



Pilzneńczycy mogą dziś szczycić się swoim piwem tylko dlatego, że dawniej byli z niego bardzo niezadowoleni. W 1838 r. rada miasta zarządziła wylanie przed ratuszem 36 beczek piwa, które uznano za niezdatne do picia. Paradoksalnie, niska jakość trunku była dziedzictwem przywileju, jaki Pilzno otrzymało pod koniec XIII w. wraz z prawami miejskimi i nową lokaliza

cją, o 9 km od istniejącej wcześniej osady o tej nazwie. Wacław II nadał mu status miasta królewskiego, z czym wiązało się prawo do warzenia i sprzedaży piwa przez każdego mieszczanina. To lukratywne uprawnienie było przekazywane z pokolenia na pokolenie i jeszcze wieki później piwo produkowano niemal w każdej kamienicy na starym mieście. Branża pozostawała mocno rozdrobniona, co nie sprzyjało stałej jakości piwa.



Widok hektolitrów tego trunku w rynsztoku naprowadził kilku piwowarów na pomysł zbudowania przemysłowego browaru, zdolnego rzucić rękawicę wyznaczającym wówczas standardy browarom z nieodległej Bawarii. Zadanie to powierzono Martinowi Stelzerowi. W celu podpatrzenia, jak funkcjonują dobre warzelnie, młody architekt objechał kawał Europy. Z podróży przywiózł nie tylko projekt najnowocześniejszego wówczas browaru w Europie, ale też poznanego w Bawarii piwowara Josefa Grolla, który miał zrewolucjonizować tę branżę. Jak do tego doszło, opinie są podzielone. W bardziej prozaicznym wariancie tej historii Grollowi polecono uwarzenie w nowym pilzneńskim browarze, zwanym początkowo Mieszczańskim, dość ciemnego w tamtych czasach piwa w stylu monachijskim. Wymagało to zastosowania rozpowszechnionych wcześniej tylko w Bawarii drożdży dolnej fermentacji lubiących niższą temperaturę, ale za to dających trunek o bardziej szlachetnym i przewidywalnym smaku. Ku zaskoczeniu Bawarczyka, ta metoda w połączeniu z pilzneńskimi surowcami – dwurzędowym jęczmieniem, wyjątkowo miękką wodą i aromatycznym chmielem Saaz – dały piwo niespotykanie jasne, klarowne i z wyraźną, orzeźwiającą goryczką. Inna wersja głosi, że Groll był wizjonerem i długo eksperymentował z lokalnymi składnikami, zanim udało mi się uzyskać taki właśnie, unikalny trunek. Wskazuje na to fakt, że tak jasnego słodu, jaki jest potrzebny do produkcji złocistego piwa ani w Pilznie, ani nigdzie indziej na świecie wówczas nie produkowano. Ten, który zastosował Groll, powstający wskutek suszenia kiełków jęczmienia powietrzem o temperaturze około 80 stopni Celsjusza przez współczesnych mu piwowarów zostałby uznany za niegotowy.

Kolebka jasnego pełnego

Pierwsza warka nowego pilzneńskiego piwa została rozlana do beczek 5 października 1842 r. Sukces był natychmiastowy. Wkrótce, jak podaje w monumentalnej „Historii piwa i warzelnictwa" Ian Hornesy, każdego dnia z Pilzna do Wiednia wyruszał cały pociąg piwa. Nic dziwnego, że Browar Mieszczański szybko doczekał się konkurencji, także stosującej metodę dolnej fermentacji. Już w 1862 r. tuż obok niego ulokował się browar Gambrinus, a w kolejnych dziesięcioleciach w mieście powstały jeszcze dwie duże warzelnie. Wszystkie korzystały z tego, że Pilzno wzniesiono w dużej mierze na piaskowcu, w którym łatwo było drążyć tunele, potrzebne do uzyskania warunków chłodniczych. Gdy pod koniec XIX w. upowszechniły się urządzenia chłodnicze, recepturę Grolla naśladować zaczęły browary na całym świecie, aż pilsner – lub pils – stał się obiegowym określeniem złocistego, rześkiego piwa. Wtedy właśnie, aby odróżnić się od imitatorów, Browar Mieszczański zmienił nazwę na aktualną: Plzeňský Prazdroj lub z niemiecka Pilsner Urquell, co można tłumaczyć jako praźródło pilsnera. Na przełomie lat 20. i 30. browar ten wchłonął zresztą lokalnych konkurentów i dziś Gambrinus to jedna z jego licznych marek.

Sam Groll długo nie cieszył się swoim sukcesem. Miał podobno tak nieznośnie usposobienie, że po trzech latach Prazdroj zakończył z nim współpracę. Dziś jego nazwisko nosi minibrowar, który ulokował się przed pięcioma laty nad brzegiem rzeki Mže, w budynku zaprojektowanym na początku  XVIII w. przez znanego wówczas architekta Jakuba Augustona. Choć trzeba sporo tupetu, aby otworzyć małą warzelnię w „mieście, gdzie zrodziły się piwne legendy", Pivovar Groll ma w samym Pilznie jeszcze dwóch naśladowców. Architekturą konkuruje z nim Pivovar Purkmistr, zajmujący stary wiejski dwór w Czernicach, jednym ze wspomnianych obszarów chronionej architektury wiejskiej na wschodzie miasta. Wszystkie trzy minibrowary serwują świeże piwo, które w smaku jest zapewne bliższe oryginalnemu pilsnerowi, niż ten, który warzy dziś Prazdroj. Można się o tym przekonać, zwiedzając legendarny browar.

Końcowym etapem wycieczki jest bowiem spacer jego liczącymi w sumie 9 km piwnicami, połączony z degustacją pilsnera warzonego tak, jak dawniej. A dokładnie, jak przed 1992 r., gdy Prazdroj zastąpił dębowe kadzie fermentacyjne i beczki leżakowe stalowymi fermentatorami i tankami. Na potrzeby turystów wciąż jednak warzy niewielką ilość piwa tradycyjnymi metodami z czasów, gdy proces fermentacji zajmował miesiąc (dziś kilkanaście dni), a dojrzewanie kolejne trzy (dziś miesiąc). Przewodnik nalewa niefiltrowany i oczywiście niepasteryzowany trunek prosto z beczek. Czuje się, że jest zdrowy i pożywny, w smaku wielowymiarowy. Pilsner, którego próbujemy chwilę później w barze Na Spilce, działającym w niegdysiejszej piwnicy fermentacyjnej (może pomieścić 600 osób, co daje mu status największego w Czechach), jest zdecydowanie bardziej płaski, przegazowany. Aż dziw, że zwiedzającym pozwala się na tak bezpośrednie porównanie. Jednocześnie nawet wytwarzany dzisiejszymi, przemysłowymi metodami Pilsner Urquell na tle większości swoich imitacji nadal wypada dobrze. Dlatego właśnie większość znajomych mi piwoszy ucieszyło to, że od marca ub.r. w Polsce możemy kupić tylko importowane pilzneńskie piwo. Wcześniej przez dziewięć lat na nasz rynek warzyła je w Tychach Kompania Piwowarska, która wraz z Plzeňským Prazdrojem należy do tego samego globalnego koncernu SABMillera.

Przekroczenie XIX-wiecznej, monumentalnej bramy browaru, uwiecznionej w jego logo, jest bowiem jak wkroczenie do piwowarskiego wesołego miasteczka. Nie chodzi wcale o tłumy turystów, jakie tam zastaniemy, ale o malowniczość brukowanego dziedzińca, otoczonego żółtymi budynkami z czerwoną dachówką, górujących nad nimi ceglanych kominów oraz widocznej w oddali baśniowej wieży ciśnień. Ale to tylko historyczna część Prazdroju. Cały obiekt jest dziś tak rozbudowany, że zwiedzających obwozi się autobusami. Oprócz wspomnianych piwnic oraz dwóch warzelni, starej i nowej, obejrzeć można m.in. nową, ogromną rozlewnię: w ciągu godziny zaledwie 23 pracowników może tu napełnić 60 tys. butelek i 41 tys. puszek nie tylko pilsenerem, ale też piwem innych należących dziś do Prazdroju marek.

Szampan nie wystarczy

O historii samego Prazdroju więcej niż w jego murach możemy usłyszeć w pilzneńskim muzeum browarnictwa. Istnieje ono od ponad półwiecza i mieści się nieopodal rynku, w budynku, w którym w średniowieczu działała słodownia, a później pub. Warto obejrzeć ekspozycję z audioprzewodnikiem, choć zajmuje to dobrych kilka godzin. W tym czasie dowiemy się m.in., jaka jest etymologia słowa „piwo" (a ściśle rzecz biorąc „pivo", co na jedno wychodzi), co na temat jego produkcji mówił Kodeks Hammurabiego, dlaczego to jęczmień, a nie inne zboże, jest jego głównym składnikiem, oraz kim był Gambrinus, którego imię nosi dziś drugi z legendarnych pilzneńskich trunków. Co zrozumiałe, największy nacisk muzeum kładzie na wkład Czechów w ewolucję piwa i kulturę jego spożycia oraz w dzieje piwowarstwa w samym Pilznie.

Aby w pełni zrozumieć, jaką rolę w historii browarnictwa odegrały pilzneńskie browary, trzeba jednak wybrać się za zachodnią czeską granicę, do odległej o około 250 km Fryzyngi (Freising). Na jednym ze wzgórz, na których rozsiadło się to miasto, kolebka bawarskiego chrześcijaństwa, znajduje się najstarszy działający do dziś browar świata: Weihenstephan. Założyli go w 1040 r. benedyktyni i w ich rękach pozostawał aż do pierwszych lat XIX w., do sekularyzacji dóbr kościelnych w Bawarii. Warzelnia jednak przetrwała, tyle że w rękach bawarskich władz. O jej dalszy rozwój zadbała uczelnia rolnicza z wydziałem browarniczym, działająca we Fryzyndze od połowy XIX w. Dziś jest to część politechniki monachijskiej, a 50-tysięczne miasto ma wyraźnie akademicki charakter.

O klasztornej tradycji browaru świadczą do dziś nazwy niektórych warzonych przezeń piw. Imię św. Korbiniana, który już w VIII w. wzniósł na wzgórzu Weihenstephan pierwszy kościół i klasztor, nosi ciemny rozgrzewający koźlak dubeltowy. Specjalnością browaru jest jednak Kristall Weissbier. Ktokolwiek wpadł na pomysł, aby piwa pszeniczne nazywać szampanem północy, musiał mieć na myśli właśnie trunek Weihenstephana. W przeciwieństwie do większości pszeniczniaków, jest on bowiem krystalicznie przejrzysty, nic przy tym nie tracąc z charakterystycznej dla tego stylu owocowości.

Ale w najstarszym browarze świata – dzięki lokalizacji tuż obok uczelni korzystającym z najnowszych odkryć w dziedzinie piwowarstwa – napijemy się też pilsnera. To tym bardziej wymowne, że pomysłodawcy Prazdroju wzorców szukali w Bawarii. Dziś to pilzneński wynalazek jest inspiracją dla piwowarów na całym świecie: według niektórych szacunków ponad 70 proc. wszystkich sprzedawanych piw ma swoje korzenie w recepturach Grolla.

Pierwsze znane ślady warzenia piwa liczą około 9 tysięcy lat, najstarsze zaś odnalezione receptury ponad 6 tysięcy lat. Technikę produkcji alkoholu ze zboża odkryło niezależnie od siebie co najmniej kilka cywilizacji. Przez wieki piwo nie miało wiele wspólnego z tym, do którego dziś przywykliśmy. Trzeba je było pić przez słomkę, bo pływały w nim łupiny zbóż. Z chmielem, który jest z piwem tak silnie utożsamiany, klasztorni piwowarzy zaczęli eksperymentować dopiero pod koniec pierwszego tysiąclecia naszej ery. Dolną fermentację, dziś dominującą w piwowarstwie, odkryto zaś około XV w. Jeszcze długo potem piwo miało wędzony posmak od dymu, w którym suszono kiełkujące zboże celem uzyskania słodu. Historia napoju, który w rozumieniu większości dzisiejszych konsumentów kryje się pod terminem „piwo", zaczęła się ostatecznie dopiero w połowie XIX w. w Pilznie. Dziś żadne inne miasto nie jest tak jednoznacznie utożsamiane z piwowarstwem.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał