Są w Internecie miejsca, dokąd nie docierają macki Google'a, dokąd nie trafi się używając zwykłej przeglądarki i gdzie jeszcze można być anonimowym. Tym miejscem jest „cebulka", czyli sieć Tor (The Onion Router). Nazywana (nie do końca poprawnie) Deep Webem, Darknetem czy ukrytym Internetem. Nie bez powodu – jest to bowiem sieć mniej dostępna i dużo bardziej mroczna od zwykłego Internetu. I niemal całkowicie anonimowa.
Lubią ją przestępcy, hakerzy, oszuści, paranoicy, anarchiści, pedofile i... funkcjonariusze rządowych służb. Oraz wszyscy dbający o prywatność. To osobny świat, z własnymi zasadami (a raczej ich brakiem), kulturą, a nawet... walutą.
Surfując (a raczej łażąc, bo strony ładują się niemiłosiernie długo) po „cebulowych" stronach ukrytej sieci, można poczuć atmosferę Internetu z jego początków: prymitywnie wyglądające strony bez zbędnej grafiki, brak reklam, a fora i kanały dyskusyjne zapełnione są przez wąską grupę „wtajemniczonych", gardzących niezorientowanymi „noobami" (nowicjuszami).
Znajdziemy tu pełną gamę tematów: od tego, jak przeprowadzić oszustwo, poprzez ofertę narkotyków, aż po porady, jak pozbyć się zwłok
To, co odróżnia ją od pierwszych stron sieci WWW, to adresy: najczęściej seria losowych cyfr i liter zakończona końcówką .onion. Inna jest także zawartość. A ta często szokuje. Znajdziemy tu wszystko, co zakazane i nielegalne: od instrukcji, jak przeprowadzić wszelkiego rodzaju oszustwa po witryny... płatnych zabójców. Nie wspominając o czyhającej zewsząd dziecięcej pornografii.
Początki Tora (skrót z ang. the onion router – cebulowy router) były niewinne. Powstawał w latach 90. jako projekt amerykańskiego Laboratorium Badań Marynarki Wojennej (Naval Research Laboratory), aby umożliwić bezpieczną i chronioną komunikację wewnętrzną amerykańskiej armii. Było to możliwe dzięki tzw. trasowaniu cebulowemu. Polega ono na wielokrotnym przekazywaniu i szyfrowaniu połączeń przez losowo wybraną sieć serwerów tak, że w rezultacie niemożliwa staje się analiza naszej aktywności w sieci.
Miłe złego początki
Nawet jeśli łączymy się ze swojego domowego połączenia, dla odbiorcy widoczny jest adres np. węzła [serwera] Tora w Niemczech – tłumaczy Piotr Konieczny, ekspert ds. bezpieczeństwa informacji i redaktor naczelny portalu niebezpiecznik.pl. – Taki serwer z definicji nie trzyma zapisów naszej aktywności. Nawet jeśli ktoś skontaktuje się z dostawcą łączy internetowych tego serwera w Niemczech, to może jedynie powiedzieć, że połączenie pochodzi z jakiegoś innego serwera, np. w Chinach. Jeśli jest to rzeczywiście serwer z Chin, to sprawa jest stracona, bo Chiny w ogóle nie współpracują w tym zakresie z Zachodem. Policja ma więc bardzo mizerne szanse, aby wytropić takiego użytkownika – dodaje.