– Już w dwudziestoleciu międzywojennym istniały obok siebie dwie różne Częstochowy: narodowa i robotnicza, umiarkowane stronnictwa nie miały tu dużego poparcia – mówi dr Krzysztof Spruch, historyk z Instytutu Historii częstochowskiej Akademii im. Jana Długosza. – Częstochowę można porównać do Łodzi, choć to mniejsza skala. Mieliśmy tu hutę, rozwinięty przemysł metalurgiczny, chemiczny i przede wszystkim włókienniczy. To było miasto zamieszkane przez robotników i do dziś robotnicze osiedla takie jak Dąbie czy Raków, nazywany Czerwonym Rakowem, niemal jak jeden mąż głosują na lewicę – dodaje Spruch.
Rzeczywiście, wyniki wyborów samorządowych mówią same za siebie. W 1998 i 2002 roku SLD dwukrotnie zdobył połowę miejsc w częstochowskiej radzie miasta. W 2006 roku, tuż po katastrofie wyborczej, która dotknęła Sojuszu w wyborach parlamentarnych, w Częstochowie na lewicę wciąż głosowała jedna czwarta wyborców.
Dziś SLD z dziesięcioma radnymi w 28-osobowej radzie miasta i z własnym prezydentem znów jest dominującą siłą polityczną. Ma jednak zbyt mało głosów, by rządzić samodzielnie. Choć Sojusz nie zawarł formalnej koalicji, ale w większości głosowań dogaduje się z Platformą. Wśród częstochowskich radnych PO próżno bowiem szukać przedstawicieli konserwatywnego skrzydła tej partii.
In vitro jak szczepienia
Sztandarowym projektem częstochowskiego Sojuszu jest dofinansowywanie z miejskiego budżetu zapłodnienia in vitro. Za pół roku w Częstochowie na świat przyjdzie pierwsze dziecko, którego rodzicom władze miasta dopłaciły do zabiegu. Magda i Adam, małżeństwo, które chce zachować anonimowość i mediom podaje tylko imiona, skorzystało z programu o nazwie „Leczenie niepłodności metodą zapłodnienia pozaustrojowego dla mieszkańców miasta Częstochowy".
Program nie tylko jest oczkiem w głowie prezydenta Krzysztofa Matyjaszczyka, ale także powodem do dumy szefa SLD Leszka Millera, który stawia Częstochowę za wzór do naśladowania. Żeby wprowadzić projekt w życie, częstochowski SLD musiał stoczyć prawdziwą batalię.
Po raz pierwszy dofinansowywanie zabiegów in vitro z kasy miasta radni przegłosowali już w budżecie na 2012 rok. Program negatywnie zaopiniowała jednak Regionalna Izba Obrachunkowa – organ zajmujący się kontrolą jednostek samorządu terytorialnego. Izba ostrzegła samorząd, że finansowanie in vitro będzie naruszeniem dyscypliny finansów publicznych i wskazała, że nie ma w Polsce ustawy, która pozwalałaby na opłacanie takich zabiegów z pieniędzy miasta.
Matyjaszczyk nie dał jednak za wygraną i radni po sześciu miesiącach znaleźli sposób, który pozwolił im wprowadzić projekt w życie. Środki przeznaczone na in vitro zostały przesunięte do miejskiego wydziału zdrowia. Zabiegi są z niego finansowane na takiej samej zasadzie, jak na przykład szczepienia.
Program został przegłosowany dzięki wsparciu radnych PO. Część z nich głosowała za projektem, reszta wstrzymała się od głosu. – Samorząd znalazł przestrzeń prawną, w której zdołał umieścić dopłaty – mówi „Rzeczpospolitej" prof. Piotr Winczorek, konstytucjonalista. – Przy braku regulacji ogólnokrajowych takie rozwiązanie jest dopuszczalne.
Odmiennego zdania jest Krzysztof Janus, wiceprezes Unii Laikatu Katolickiego, który zaskarżył decyzję radnych. Obecnie sprawą zajmuje się Naczelny Sąd Administracyjny w Warszawie. – W tej sprawie wielokrotnie naruszono prawo i jestem pewien wygranej – mówi Janus. – Wyroku spodziewam się jednak dopiero za kilka miesięcy.
Unia Laikatu Katolickiego zebrała 1800 podpisów częstochowian pod protestem przeciwko dofinansowywaniu in vitro.
O tym, jaką wagę SLD przywiązuje do częstochowskiego programu, świadczy fakt, że w skład zespołu ekspertów, który go przygotowywał, wszedł Marek Balicki, minister zdrowia w rządach Leszka Millera i Marka Belki. – Program częstochowski powinien być wzorem dla regulacji ogólnokrajowych – przekonuje Balicki. – Jedyna zmiana polegałaby na tym, że rozwiązania ogólnopolskie musiałyby uwzględniać większe dofinansowanie dla par starających się o dziecko.
Pomoc czy propaganda?
Jak zatem wygląda wzór, który Sojusz chciałby wprowadzić w życie w całej Polsce? Pod jednym względem częstochowski program jest – jak na projekt przeforsowany przez SLD rzecz jasna – zaskakująco konserwatywny: o dofinansowanie zabiegu mogą ubiegać się wyłącznie małżeństwa, które poddały się wcześniej leczeniu zakończonemu niepowodzeniem. – O tym zadecydowali radni – tłumaczy Marek Balicki. – Gdyby był to mój, całkowicie autorski projekt, stan cywilny kobiet, które ubiegałyby się o dofinansowanie, nie miałby żadnego znaczenia.
Do częstochowskiego programu mogą się zakwalifikować kobiety w wieku 20–37 lat. Po protestach prawników wojewody śląskiego usunięto zapis o tym, że objęte są nim wyłącznie małżeństwa zameldowane w Częstochowie. Aby ubiegać się o dofinansowanie, wystarczy więc oświadczenie, że para mieszka w mieście. – Zdajemy sobie sprawę z tego, że może dochodzić do nadużyć i pieniądze z naszego budżetu mogą zostać przyznane małżeństwu spoza Częstochowy – przyznaje Włodzimierz Tutaj, rzecznik Urzędu Miasta w Częstochowie. – Zakładamy jednak, że wnioskodawcy będą uczciwi.
Małżeństwu, które spełnia wszystkie kryteria, miejski wydział zdrowia dopłaca do zabiegu nie więcej niż 3 tys. złotych. Resztę trzeba wyłożyć z własnej kieszeni. Ponieważ cały zabieg łącznie z przygotowaniem kosztuje zazwyczaj ok. 10 tys. złotych, a często trzeba go powtarzać kilka razy ze względu na dość niską, bo 20-procentową skuteczność, na częstochowskich radnych posypały się oskarżenia o to, że program jest tylko chwytem propagandowym, a nie realnym wsparciem dla bezpłodnych małżeństw.
W tym roku na cały projekt Częstochowa przeznaczyła 150 tys. zł z ponadmiliardowego budżetu miasta. W zeszłym roku z dofinansowania skorzystało dwanaście par. W tym roku pieniędzy ma wystarczyć dla pięćdziesięciu.