Z pisaniem o filmie „Tár” chciałem się wstrzymać do ceremonii rozdania Oscarów. A to dlatego, że z opowieścią o homoseksualnej dyrygentce wykorzystującej seksualnie swoje uczennice i podwładne jest trochę jak z nowoczesnym, „społecznie zaangażowanym” teatrem. To, co wydarzy się na deskach sceny czy kinowym ekranie, to dopiero początek przedstawienia, co najwyżej pierwszy jego akt. Ciągiem dalszym jest reakcja tłumu. Najlepiej, gdy stanie się nią oburzenie, obelgi czy pełne potępienia recenzje. Mile widziany byłby też jakiś list otwarty podpisany przez dotkniętych do żywego bluźnierstwem, zerwaniem zasłony tabu. Porażką jest tylko brak dalszego ciągu, urwanie „fabuły skandalu”.