Dariusz Gawin w artykule „Przekleństwo 1709 roku” napisał, że Polska jako jedyny kraj w Europie, który na prawie półtora wieku zniknął z politycznej mapy, ma wciąż powody, by się bać o polityczne istnienie. Nadal bowiem – jak pisze – tkwimy „w przestrzeni między Rosją a Niemcami”, a to znaczy „między byciem i niebyciem”. Oba te kraje nie przestały być dla nas zagrożeniem i przed nimi powinniśmy się zabezpieczyć, tworząc silne państwo. Ono, wedle Gawina, nie ma się opierać na przemocy, dlatego zamiast o sile mówi raczej o mocy państwa.
Ale za wzór jej tworzenia daje marszałka Piłsudskiego, który zbuntował się przeciwko „skandalowi, jakim była polska słabość”. Ocena tego buntu musi obejmować i intencje, które zawsze są dobre, i ich skutki. Dlatego dziękuję za Marszałka jako wzorzec. Nie tyle nawet, że sprawdzian tej mocy, jakim był rok 1939, wypadł tragicznie, ale ze względu na sposób, w jaki owa moc objawiała się obywatelom od roku 1926. Jednak przeciwko silnemu, demokratycznemu państwu nie mam nic, choć nie zgadzam się ze sposobem, w jaki zdaniem Gawina powinniśmy je tworzyć, i o tym będzie dalej mowa.
[srodtytul]Przekleństwo roku 1709 znikło[/srodtytul]
Zgadzam się z nim, że Polska straciła niepodległość na początku XVIII wieku, i dobrym symbolicznym wydarzeniem może być wygrana przez Rosję bitwa pod Połtawą, czyli rok 1709. Od tamtego czasu na prawie trzy wieki przestało istnieć w Europie miejsce dla niepodległego państwa polskiego. Stało się tak dlatego, że na wschód i zachód od niego wyrosły potęgi zainteresowane, by mieć drugą szarą strefę w postaci państwa wasalnego albo jego części. Trzeci gracz nie był im potrzebny. Europa zaś bez niepodległej Polski dobrze się miewała. Niepodległość odzyskaliśmy w roku 1918, gdy osłabły Niemcy i Rosja, i straciliśmy ją, kiedy wróciły do sił. Choćby marszałek Piłsudski nie wiem jaką moc wyczarował, to skończyłoby się podobnie, bo układ decydował, że nie było miejsca dla naszej niepodległości, a nie słabość państwa.
Nie było jej nadal po II wojnie światowej, gdy ZSRR, zniszczywszy z pomocą zachodnich aliantów hitlerowskie Niemcy, objął panowanie nad Europą aż po Łabę. Wtedy z woli Józefa Stalina odzyskaliśmy państwo o ustroju paskudnym, a kształcie terytorialnym niezłym, które on określił. Niepodległości nie odzyskaliśmy. Trwało przekleństwo roku 1709, ale – i tego nie należy przeoczyć – już tylko od strony wschodniej. Na zachodzie zanikało, nie dlatego nawet, że Niemcy były pobite i odradzały się w demokratycznym kształcie. Dlatego, że rodziła się późniejsza Unia Europejska, coraz liczniejsza, silniej złączona, wplatająca demokratyczne Niemcy w rodzinę narodów żyjących we wspólnie tworzonej wolności. W pewnym sensie nasz zachodni sąsiad znikał za Wspólnotą Europejską w miarę jej integracji. Tkwiliśmy wtedy wewnątrz sowieckiej domeny, w RWPG i Układzie Warszawskim, mając na zachodzie raczej EWG i NATO niż Niemcy.