Sprzedaż „Evening Standard” był szokiem dla zespołu redakcyjnego. „To bardzo smutny dzień dla brytyjskiej prasy, dla rodziny Rothemerów. Wszyscy staraliśmy się pracować jak najlepiej, żeby do takiej sytuacji nie musiało dojść” – powiedział na spotkaniu z zespołem Paul Dacre, redaktor naczelny gazety. Nie zamierza jednak składać rezygnacji. Sam Lebiediew zapewnia, że nie chce kogokolwiek zwolnić z pracy. A dla zagwarantowania niezależności części redakcyjnej ma zostać powołany komitet. Lebiediewowi marzy się taki skład: Michaił Gorbaczow, Tony Blair, Bill Clinton, Nelson Mandela i Bono. Liebiediew będzie prezesem „Evening Standard”, a jego 28-letni syn obejmie funkcję wiceprezesa. Miliarder nie ukrywa, że „Evening Standard” nie jest jego ostatnią transakcją na zachodnim rynku wydawniczym, bo zamierza przejmować media w Wielkiej Brytanii, ale planuje też wejście na rynek amerykański.
Początkowo informacja o wykupieniu „Evening Standard” przez rosyjskiego oligarchę wywołała prawdziwą panikę. Mówiono nawet o końcu niezależnej prasy na rynku brytyjskim. Sir Peregrine Worsthorne, były naczelny „Sunday Telegraph”, powiedział wręcz: „To jeszcze jeden dowód, że przestaliśmy być poważnym narodem, kiedy pozwalamy, aby poważna stołeczna gazeta została przejęta przez rosyjskiego oligarchę. Czy można sobie wyobrazić, aby we Francji rosyjski multimilioner kupił „Le Monde” albo „Le Figaro”?”. Kilka dni później pisano już, że jest to „oligarcha, którego można pokochać”. W Anglii trwa dyskusja nad przyszłością brytyjskiej prasy w sytuacji, kiedy rynek ogłoszeniowy dramatycznie się skurczył, a inne źródła finansowania (zwłaszcza prywatne dotacje) wyraźnie wysychają.
[srodtytul]Nietypowy oligarcha[/srodtytul]
Lebiediew zaliczany jest do rosyjskich oligarchów, ale sporo go od nich różni. Jego rosyjska rezydencja jest tam, gdzie trzeba – w podmoskiewskiej Rublowce, gdzie mieszka również Władimir Putin. Ale kiedy swoją limuzyną jedzie do centrum Moskwy w godzinach szczytu, każe kierowcy stać cierpliwie w korku (czasami nawet dwie godziny), nie śmiga specjalnym pasem przeznaczonym dla VIP-ów. Znany jest ze swojej działalności charytatywnej, chętnie buduje w Rosji szpitale. Zaproszenie na jego londyńskie bale uznawane jest za wyróżnienie nawet w snobistycznych brytyjskich kręgach. Ma swoje apartamenty w malutkich hotelach, które kupił w Europie. Nurkuje na Seszelach albo na Mauritiusie i Malediwach (tam też ma swój hotel). Na miejsce wakacji we Włoszech, tak jak większość medialnych bonzów, upatrzył sobie Umbrię. „Pod Perugią kupiłem właśnie Palazzo Terranova – zwierzał się jednemu z brytyjskich dziennikarzy. – Naturalnie to były ruiny, bo na Zachodzie mało kto dba o zabytki, więc muszę wszystko odbudować. Ale zawsze o tym marzyłem”. Jego kolejne hobby to wędkowanie nad Wołgą. „Bardzo jeszcze lubię pojechać sobie do Afryki, żeby popatrzeć na zwierzęta. Albo przejechać się do kraju, który ma bogatą historię” – mówi Lebiediew.
Nie ukrywa, że drażni go poza rosyjskich nowobogackich. Na jego urodzinach szampan nie leje się strumieniami. Podczas ostatniej imprezy w Moskwie każdemu delikatnie powiedziano, że przyniesienie własnej butelki byłoby miło widziane. Sam siebie określa jako kapitalistycznego idealistę.
Ci, co go znają, mówią, że jest typowym „zwierzęciem politycznym”. Jako deputowany do Dumy pozwala sobie nawet na krytykę Kremla, promuje swobodę wypowiadania się oraz otwarcie wypowiada walkę korupcji.