Reportaż Mai Narbutt z Finlandii

Czy można być szczęśliwym, a równocześnie wierzyć, że ma się głęboko skrywaną mroczną stronę? Uważać, że wygrało się los na loterii, bo mieszka się w kraju, który zapewnia dobrobyt i najlepszą edukację na świecie, a zarazem zazdrośnie porównywać się z sąsiadami?

Publikacja: 04.12.2010 00:01

Co roku 100 tysięcy osób w pięciomilionowym kraju bierze udział w konkursach tanga

Co roku 100 tysięcy osób w pięciomilionowym kraju bierze udział w konkursach tanga

Foto: AFP

– Czujemy się brzydsi, gorzej ubrani, mniej inteligentni i bardziej prowincjonalni niż Szwedzi – wylicza jednym tchem publicystka Katja Boxberg. Mówi to z uśmiechem, może też dlatego, że akurat ona nie ma powodów do kompleksów – wygląda świetnie, a książka o życiu politycznym Finlandii, której jest współautorką, budzi duże zainteresowanie.

Porównywanie się z innymi narodami Europy wydaje się ulubionym zajęciem Finów.

Ogólnonarodowa dyskusja na ten temat rozgorzała już parę lat po wojnie, gdy Finlandia szykowała się do igrzysk olimpijskich w Helsinkach, a przewodniczący jej komitetu olimpijskiego apelował do rodaków, by wywarli dobre wrażenie. Jak twierdził, przekonanie Europejczyków, że Finowie są cywilizowanym narodem, jest ważniejsze niż medale, powinno się więc pamiętać o osobistej higienie, a także zrezygnować z picia alkoholu w miejscach publicznych i wszczynana bójek.

Finowie są świadomi swych wad, ale mają także świadomość zalet. Za swą największą zaletę uważają innowacyjność. Pochwałą jej jest „100 społecznych innowacji z Finlandii”, książka autorstwa kilkudziesięciu specjalistów z różnych dziedzin, do której wstęp napisała prezydent Tarja Halonen. Kiedy się ją czyta, trudno się oprzeć wrażeniu, że naturalną cechą Finów jest naukowe zacięcie, z jakim podchodzą do problemu. Niekiedy mają imponujące sukcesy – w latach 70. wymyślili od podstaw, jak powinno wyglądać szkolnictwo. I teraz fińskie 15-latki w organizowanych przez OECD testach sprawdzających poziom kompetencji szkolnych mają najlepsze rezultaty spośród 155 państw.

W równie naukowy sposób Finowie podchodzą do problemu partii politycznych, równouprawnienia kobiet, samobójstw, przestępczości, schizofrenii i wielu innych zjawisk. Nie zawsze jednak daje to równie dobre rezultaty, a sceptyków skłania do wypowiadania tez o „państwie niańce”.

[srodtytul]Z chaty do bloków[/srodtytul]

Ulubione zdjęcie Laury Kolbe przedstawia rodzinę pozującą przed niewielkim domem. Dzieci mają płowe czupryny i bose stopy. Fotografia jest w kolorze sepii, zrobiono ją w latach 20. ubiegłego wieku. Laura Kolbe, profesor historii na uniwersytecie w Helsinkach, lubi myśleć, że tak wyglądała jej rodzina. Obok tego zdjęcia kładzie inne – miasta satelity Helsinek, Espoo, blokowiska rozrzuconego obok lasów.

– Można założyć z dużym prawdopodobieństwem, że dzieci i wnuki osób na fotografii zdobyły wykształcenie i mieszkają teraz w Espoo – mówi prof. Kolbe. – Tak właśnie dokonał się najszybszy i najdłużej odwlekany proces urbanizacji w Europie.

Większość fińskiej klasy średniej ma podobne pochodzenie. W latach 60. do miast zaczęła napływać ludność wiejska. W latach 80. w ciągu jednego pokolenia powstała nowa kategoria społeczna – wykształceni profesjonaliści, co pozwoliło na przejście od gospodarki opartej na przemyśle drzewnym do gospodarki, której symbolem jest Nokia.

Ale nawet ci Finowie, którzy zamieszkali już w miastach, nie do końca są mieszczanami.

– Gdy pyta się Fina, co jest dla niego ważne, nigdy nie odpowie, że kariera i pieniądze. Na pierwszym miejscu będą rodzina, zdrowie, kontakt z naturą. W wolnej chwili zawsze pójdzie do sauny, wyjedzie na wieś, najchętniej do domu dziadków, który odkupił – mówi prof. Laura Kolbe. I dodaje z uśmiechem: – Na szczęście Finlandia to strefa wolna od snobizmu.

Proste upodobania, proste przyjemności, prostolinijny charakter. Tak Finowie widzą siebie i jest to element ich narodowej tożsamości. Liczą się czyny, a nie słowa – idealnym bohaterem jest legendarny międzywojenny biegacz Paavo Nurmi, dziewięciokrotny mistrz olimpijski, który po powrocie z igrzysk w Paryżu ominął wiwatujący na ulicach Helsinek tłum i nie mówiąc ani słowa, zamknął się w swym mieszkaniu.

Przeciętny Fin jest introwertyczny, jednak jest pewien temat, dość wydawałoby się osobisty i delikatny, o którym mówi się bez zahamowań. Można nawet odnieść wrażenie, że Finowie rozmawiają o tym chętnie – podczas dość oficjalnych spotkań nieoczekiwanie dowiadywałam się, że w rodzinie rozmówcy były poważne problemy z nadużywaniem alkoholu. Zawsze dotyczyło to dziadków. Mogłoby to świadczyć, że w następnych pokoleniach nie ma już tego problemu – ale świadczy tylko o tym, że mniej bolesne jest mówienie o sprawach bardziej odległych w czasie.

Nie wszystko w świecie Finów jest racjonalne i uporządkowane. Może się wręcz wydawać, że istnieje w nim ukryte pod powierzchnią dramatyczne napięcie, które wyzwala właśnie alkohol. Zgodnie z badaniami Gallupa deklarowany poziom poczucia szczęścia stawia Finlandię na drugim miejscu w świecie. Ale badania Eurostatu plasują ją w na dość wysokiej pozycji wśród krajów UE pod względem prawdopodobieństwa, że obywatel stanie się ofiarą zabójstwa, a wskaźnik samobójstw oraz liczba osób chorych na depresję i schizofrenię są tradycyjnie wysokie.

Tę melancholijną i mroczną stronę osobowości Finów wyraża tango, które odniosło tu nieprawdopodobny sukces. Co roku 100 tysięcy osób w tym pięciomilionowym kraju bierze udział w festiwalu tanga. Fińska odmiana tego tańca doczekała się już poważnych naukowych opracowań mówiących o tym, że odzwierciedla ona mentalność narodową w tym samym stopniu co poezja ludowa. Tango fińskie nie mówi o pożądaniu, zdradzie i miłości. Jego centralnymi tematami są smutek, tęsknota za rodzinnym domem, marzenie o nieosiągalnym dalekim lądzie, gdzie wiecznie kwitną kwiaty i panuje szczęście.

[srodtytul]Kac po finlandyzacji[/srodtytul]

Na zdjęciu, które utkwiło Katji Boxberg w pamięci, są Rosjanie. Leżą pokotem na śniegu, wszyscy nieżywi. Pod fotografią wklejoną pieczołowicie do rodzinnego albumu jest triumfalny napis „bingo”.

Nie wiadomo, kto zrobił to zdjęcie i je podpisał – albo dziadek, albo babcia, bo oboje poszli walczyć w wojnie zimowej, kiedy w 1939 roku Związek Radziecki zaatakował Finlandię.

Historię o zdjęciu, które oglądała w dzieciństwie, Katja opowiedziała mi, gdy rozmawiałyśmy o stosunku Finów do Rosjan.

Brutalność opowieści zrobiła na mnie wrażenie. Tym bardziej że przedtem spotykałam się z osobami, które zawodowo związane są z relacjami fińsko-rosyjskimi, i zaskoczył mnie ton, w jakim o nich mówili. Przeszłość w tej narracji jawiła się jak sielanka. Finlandia odnosiła same korzyści dzięki wejściu w radziecką strefę wpływów, rozwijała się gospodarczo, nie zaniedbując integracji z Europą. Wystarczyło zręcznie manewrować – to słowo klucz, jakiego używali eksperci, mówiąc o stosunkach z wielkim wschodnim sąsiadem.

Katja Boxberg zerka na listę moich rozmówców i się śmieje. Pokazując palcem nazwisko profesora X, mówi, że już w latach 70. jeździł na organizowane dla fińskich intelektualistów wycieczki do Moskwy, podczas których gospodarze pokazywali, jak wspaniałe jest życie w Kraju Rad. Pani Y z kolei kilka lat temu podpisała petycję w sprawie postawienia w centrum Helsinek pomnika Włodzimierza Lenina.

– Na Kreml eksperci patrzą przez różowe okulary. Nigdy nie było u nas prawdziwych sowietologów i nie w naszym kraju należy szukać specjalistow od Rosji – uważa Katja Boxberg.

Nie podziela też bezkrytycznego zachwytu nad zręcznością fińskich polityków, którzy przeprowadzili kraj przez okres zimnej wojny. W książce, której jest współautorką, stawia tezę, że znaczna część ustępstw na rzecz wschodniego sąsiada nie była podyktowana troską o zachowanie niepodległości, ale o własną karierę. Wielu proradzieckich pomysłów nie zrealizowano (należy do nich choćby projekt cenzurowania wszelkich krytycznych wzmianek o Związku Radzieckim), nie ulega jednak wątpliwości, że gdyby wprowadzono je w życie, to dzisiaj przedstawiano by je jako posunięcia, których nie można było uniknąć.

Niektórzy politolodzy uważają, że Finlandia nie jest wolna od niebezpieczeństw neofinlandyzacji – jej subtelną formą jest choćby fakt, że fińscy politycy wydają się licytować, kto jest lepiej przyjmowany na Kremlu. Jednak w życiu codziennym Finowie zachowują się w stosunku do Rosji z dużą rezerwą, jakby odreagowując ostatnie kilkadziesiąt lat. W szkołach uczniowie wolą się uczyć hiszpańskiego niż rosyjskiego, po rosyjsku nie mówią zresztą czasem nawet dyplomaci zajmujący się Rosją.

W dobrym tonie jest narzekać na Rosjan, których tłumy zalewają Helsinki w czasie weekendu.

Jest to bowiem dla rosyjskiej klasy średniej ulubione miejsce wycieczek. W mieście przypominającym trochę Sankt Petersburg (kręcono tu kiedyś hollywoodzkie filmy, których akcja toczyła się w ZSRR) czują się dobrze.

W przyszłym roku oba miasta połączą szybkie pociągi pokonujące trasę w 3,5 godziny. Będą nimi jeździć Rosjanie, bo Finowie nie wykazują żadnego zainteresowania podróżami do Rosji.

[srodtytul]Zabójcza wódka[/srodtytul]

Pekka i Heikki pili przez trzy dni. W końcu zabrakło wódki. Heikki wyszedł z domu i wrócił z butelką. – To jest alkohol metylowy. Możemy go wypić, ale oślepniemy – powiedział. Pekka obrzucił spojrzeniem dom, wyjrzał przez okno. – Myślę, że się już dość napatrzyliśmy – stwierdził.

To jeden z autoironicznych dowcipów, jakie chętnie opowiadają o sobie Finowie. Tematem zwykle jest picie, czasem pojawia się inny wątek związany z fińskim stylem bycia: milczenie. Niezliczone wariacje takiego dowcipu mówią o spotkaniu dwóch Finów, którzy idą się napić po pracy albo niespodziewanie odnajdują się po latach. Piją kolejne drinki. I w końcu jeden z nich wygłasza jakąś kwestię, mówi na przykład, że pogoda jest kiepska. Zawsze spotyka się to z pełną oburzenia ripostą: – Czy w końcu mamy pić czy rozmawiać?

Picie w Finlandii to śmiertelnie poważny problem. Przyjęty model zakłada desperackie, szybkie wlewanie w siebie alkoholu. Przekroczenie normy jest normą, dąży się bowiem do utraty samokontroli, a nawet świadomości.

Picie alkoholu nigdy nie było dla Finów wyłącznie problemem społecznym, ale zawsze też politycznym. W całej historii niepodległej Finlandii były dwa ogólnonarodowe referenda – dotyczące wstąpienia do UE w 1994 i w 1917 roku na temat wprowadzenia prohibicji.

– Nie chodzi o to, jak dużo alkoholu się u nas pije. Dużo, ale są też inne narody, które piją tyle samo lub niewiele mniej. Dramatyzm sytuacji polega na tym, co dzieje się z nami, gdy się upijemy – przekonuje jeden z moich rozmówców.

To dogmat, w który wierzy się w Finlandii – że alkohol wpływa na Finów w sposób szczególny, wyzwalając w nich skłonność do przemocy.

Kiedy w końcu na początku lat 30. prohibicję zniesiono, pragmatyczni Finowie z właściwą sobie innowacyjnością podeszli do problemu picia. Wymyślono, jak powinna wyglądać butelka narodowej wódki Koskenkorva. Miała mieć pojemność pół litra, nigdy więcej – wystarczająco, by się porządnie upić, ale nie tak dużo, żeby wpaść w stan niekontrolowanej furii. Nie miała też szyjki – co miało zapobiec wykorzystaniu jej jako zaimprowizowanej broni, gdyby jednak ktoś wpadł w szał.

A jednak wszystkie innowacyjne strategie zawiodły. Także ta, która zakładała, że Finowie przestawią się na „europejskie”, czyli umiarkowane, picie wina i piwa, głównie do posiłków. Ale stało się inaczej – zaczęli oprócz wódki pić duże ilości piwa.

– Kiedy w latach 70. po raz pierwszy usłyszałem, że piwo może stać na półkach w supermarketach, byłem w szoku, że w ogóle się coś takiego mówi. Przecież piwo było tylko w sklepach monopolowych – opowiada jeden z moich rozmówców. – Wszystko się zmienia. Trudno się więc dziwić, że teraz przyszedł czas na inną wielką dyskusję: o małżeństwach homoseksualnych.

Powściągliwie się uśmiecha, gdy mówię, że bardziej naturalnym porządkiem rzeczy wydaje się najpierw poluzowanie rygorów dotyczących wina, które wciąż można kupić jedynie w państwowych sklepach sieci Alko. Jednak dla Finów bardziej niebezpieczna i grzeszna wydaje się wizja butelki rieslinga stojącej obok artykułów spożywczych niż pary gejów biorących ślub.

[srodtytul]Prawo geja do ślubu[/srodtytul]

W telefonie słychać westchnienie i połączenie zostaje przerwane. Päivi Räsänen, kobieta, która zbulwersowała fińską opinię publiczną, nie chce rozmawiać z prasą, także z Polski. Później co prawda obiecuje, że odpowie na pytania e-mailem, ale tego nie robi.

Trudno więc powiedzieć, czy żałuje słów, które wypowiedziała w telewizyjnej debacie, czy też powtórzyłaby je raz jeszcze. Zapewne poglądów nie zmieniła, ale głosi je mniej otwarcie. Jej szczerość miała katastrofalne skutki. Fiński Kościół luterański w ciągu dwóch tygodni stracił ponad 30 tysięcy wyznawców oburzonych wypowiedziami Päivi Räsänen, przewodniczącej chrześcijańskich demokratów, która stwierdziła, że jeśli ktoś jest homoseksualistą, to musi zdawać sobie sprawę, iż postępuje wbrew nauce Kościoła, bo homoseksualizm jest grzechem.

– Dlaczego powiedziała coś tak okropnego? Miło wyglądająca atrakcyjna kobieta, która jest lekarzem i ma pięcioro dzieci, zachowuje się tak strasznie. To bardzo dziwne – mówi Elina Haavio-Mannila, profesor socjologii na uniwersytecie w Helsinkach.

Twierdzenie, że dominujący w Finlandii Kościół luterański mógłby nie akceptować homoseksualnych związków, wręcz ją szokuje. Kiedy nieostrożnie wspominam, że w polskiej rzeczywistości trudno byłoby sobie wyobrazić poważną debatę, w której rozważano by kwestię kościelnych ślubów gejów, najwyraźniej także spadam do kategorii niemiłych osób.

Jak to się stało, że prowincjonalna Finlandia ma tak liberalne podejście do problemu homoseksualnych ślubów? Popiera je większość Finów, ponad 54 procent.

– To prawda, że w tradycyjnej społeczności chłopskiej homoseksualizm nie był akceptowany. Precyzyjnie rzecz ujmując, na fińskiej wsi, jak pokazują badania, gej miał specyficzne miejsce. Był traktowany jak dziwak, trochę klaun – mówi Elina Haavio-Mannila. Przez kilkadziesiąt lat pani profesor, obecnie na emeryturze, prowadziła badania nad życiem seksualnym Finów. Wynika z nich, że rewolucja seksualna wytyczyła kierunek, w którym idą oni coraz dalej.

– Związki są bardziej otwarte. Przedmałżeńskie stosunki były już wcześniej normą, bo w społeczeństwach chłopskich ceni się płodność kobiety i ją sprawdza. Ale w tradycyjnym społeczeństwie bardzo źle patrzy się na zdradę małżeńską. Tymczasem z ostatnich badań wynika, że jeśli chodzi o zdrady partnerów, to wyprzedziliśmy nawet Szwecję – mówi profesor Haavio-Mannila.

Jeśli jednak popatrzeć na Finlandię z dystansu, to najgłębsze zmiany dotyczą właśnie podejścia do problemu homoseksualizmu. Finowie wzięli szybkie tempo – startowali z punktu, w którym kary za homoseksualizm przewidywał kodeks karny, co zniesiono dopiero w 1971 roku. Trzy dekady później partnerskie związki homoseksualne zostały oficjalnie uznane przez państwo, a prezydentem kraju została Tarja Halonen, która w swoim czasie była przewodniczącą stowarzyszenia SETA walczącego o prawa gejów, lesbijek i osób transseksualnych.

– Kiedy Tarja Halonen startowała w wyborach prezydenckich, odbierałam telefony od jej przeciwników politycznych, którzy chcieli mnie skłonić, bym wypowiedziała się na temat jej orientacji seksualnej – mówi pani profesor. – Ale czy fakt, że okazałaby się lesbijką, zaszkodziłby jej? Nie sądzę.

Pani Halonen wypowiedziała się na ten temat oficjalnie

– oświadczyła, że nie jest lesbijką. Ma córkę – o jej ojcu nie wiadomo nic bliższego – a ślub wzięła już jako pani prezydent, wcześniej uznając to za burżuazyjny przeżytek.

[srodtytul]Innowacja kontra pożądanie[/srodtytul]

To kolejny paradoks Finlandii – Finowie wcale nie kwapią się do zawierania małżeństw, a jednak gotowi są z determinacją walczyć, by mogli je zawierać homoseksualiści. Nie znajduję odpowiedzi, dlaczego tak jest. Moi rozmówcy zachowują się tak, jakby to było oczywiste. Można odnieść wrażenie, że związane jest to z tak ważną dla nich ideą egalitaryzmu. Jeśli istnieją śluby, to wszyscy powinni mieć do nich prawo. Tak jak wszyscy uczniowie w Finlandii mają prawo do bezpłatnego gorącego posiłku.

Kiedy sprawdzam, ile osób odeszło z Kościoła luterańskiego po debacie na temat homoseksualizmu, uderza mnie dziwna statystyka. Poprzednia fala odejść miała miejsce kilka miesięcy wcześniej, po ujawnieniu skandalu z pedofilią – wówczas jednak zrezygnowało kilkakrotnie mniej Finów.

A jednak wszystkie skomplikowane problemy obyczajowe mogą się w przyszłości uprościć. Wynika to z oficjalnej publikacji „100 społecznych innowacji z Finlandii”.

Zastanawiając się, jak „opanować problem pożądania” – co położyłoby kres chorobom przenoszonym drogą płciową – proponuje się tam przejście do „bezpiecznego, wolnego od infekcji świata wirtualnego seksu”. Ta radykalna i ostateczna strategia rozwiązania problemu kończy się pełną narodowej dumy konkluzją, że „jako lider w dziedzinie technologii informatycznej Finlandia mogłaby być trendsetterem dla innych europejskich krajów”.

– Czujemy się brzydsi, gorzej ubrani, mniej inteligentni i bardziej prowincjonalni niż Szwedzi – wylicza jednym tchem publicystka Katja Boxberg. Mówi to z uśmiechem, może też dlatego, że akurat ona nie ma powodów do kompleksów – wygląda świetnie, a książka o życiu politycznym Finlandii, której jest współautorką, budzi duże zainteresowanie.

Porównywanie się z innymi narodami Europy wydaje się ulubionym zajęciem Finów.

Ogólnonarodowa dyskusja na ten temat rozgorzała już parę lat po wojnie, gdy Finlandia szykowała się do igrzysk olimpijskich w Helsinkach, a przewodniczący jej komitetu olimpijskiego apelował do rodaków, by wywarli dobre wrażenie. Jak twierdził, przekonanie Europejczyków, że Finowie są cywilizowanym narodem, jest ważniejsze niż medale, powinno się więc pamiętać o osobistej higienie, a także zrezygnować z picia alkoholu w miejscach publicznych i wszczynana bójek.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Wielki Gościńcu Litewski – zjem cię!
Plus Minus
Aleksander Hall: Ja bym im tę wódkę w Magdalence darował
Plus Minus
Joanna Szczepkowska: Racja stanu dla PiS leży bardziej po stronie rozbicia UE niż po stronie jej jedności
Plus Minus
Przeciw wykastrowanym powieścidłom
Plus Minus
Pegeerowska norma
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił