Pierwsza metoda to lekceważenie trudności, robienie dobrej miny do złej gry, udawanie, że nie ma problemu. W ten sposób premier zareagował na pierwsze doniesienie o tym, że MAK zamierza niezwłocznie, bez uwzględnienia polskich racji, opublikować swoją wersję raportu na temat katastrofy. Przypominam, że na dzień przed zwołaniem konferencji w Moskwie rzecznik rządu utrzymywał, że premier nie przerwie urlopu, bo nie ma po co.
Druga to odwracanie kota ogonem albo też zamiana ról. Ten z kolei zabieg doskonale sprawdził się w przypadku afery hazardowej.
Mimo że to premiera i jego otoczenie można było winić za błędy i zbytnią bliskość z lobbystami, Tusk ogłosił, że jest ofiarą brutalnej wojny wywołanej przez opozycję.
Trzecia to pospieszne obietnice i odkładanie ich spełnienia ad calendas greacas. Posunięcie, które sprawdziło się w przypadku stoczni (zaraz znajdzie się inwestor) i wydawało się przynosić rezultaty przez kilka miesięcy po 10 kwietnia (śledztwo jest transparentne, polsko-rosyjskie rozmowy na dobrej drodze). Podobnie brzmiała pierwsza reakcja na raport MAK: Polska miała się natychmiast zwrócić do Rosji z żądaniem negocjacji w sprawie ostatecznej treści raportu. Tyle że tak jak nie znaleziono inwestora z Kuwejtu tak też do Rosji nikt się o nic nie zwrócił.
Czwarta to straszenie dojściem PiS do władzy. Może i Tusk popełnia błędy, ale przecież jego przeciwnicy są nieporównywalnie gorsi.