Felieton Andrzeja Łapickiego

Nie wiem, dlaczego ostatnio w moich felietonach pojawia się wątek wysokoprocentowy, jak anegdota o Jurku Leszczyńskim, którą bawiłem państwa tydzień temu.

Publikacja: 26.03.2011 00:01

Po prostu ten wątek był nierozerwalnie związany z profesją aktora. Czasu przeszłego użyłem nieprzypadkowo. Poza nielicznymi wyjątkami – kolegów, którzy upajają się sukcesem albo zapijają porażkę – naród aktorski patrzy w przyszłość trzeźwym wzrokiem. Bo byłoby niemożliwe wypić pół litra, zagrać w serialu, wsiąść w samochód i zdążyć na wieczorny spektakl. Inne czasy.

I mnie czasem coś się zdarzało. Dzwoni Dudek Dziewoński: „Mam czarnego walkera". Tego wieczoru nie gram, za trzy minuty jestem u niego, na Wareckiej. Sączymy whisky, plotkujemy, przemiło. Nagle telefon. Erwin Axer, i to do mnie:

– Andrzej, ratuj, Sasza Bardini gdzieś zniknął. Gra w trzeciej jednoaktówce Dürrenmatta. Przestawię kolejność, tekst będziesz miał na biurku. Co to dla ciebie!

– Kiedy wypiłem, nic z tego nie będzie.

– Nie zawracaj głowy, w teatrze wytrzeźwiejesz, przyjeżdżaj.

Trzask słuchawki. No to jadę. W teatrze siedem kaw, serce mi wali, amoniak dla wytrzeźwienia. Suflerka sączy mi tekst. Spektakl idzie, tyle że w innej kolejności. „Mamy drugi akt, pan Łapicki proszony" – słyszę inspicjenta w głośniku. Idę – drzwi na scenę barykaduje mi wielka postać Saszy. Znalazł się. „Przepraszam cię, trochę się spóźniłem". Butelka johnnie walkera psu w d...! Nauczka: nie trzeba było trzeźwieć.

Ale najładniejszą historyjkę opowiedziała mi Eichlerówna. Była młodą aktorką w Wilnie. Na występy przyjechał Stefan Jaracz. Oczywiście się upił i zmęczony pierwszym aktem w drugim położył się przed rampą i drzemał. Eichlerówna przerażona nie wiedziała, co robić. Gdy minęły trzy sekundy ciszy, które dla aktora na scenie trwają trzy godziny, postanowiła mówić i jego, i swoje kwestie. W którymś momencie tego „monologu" Jaracz podniósł się na łokciu, popatrzył na Lenę, na widownię i powiedział bez skrępowania: „Ona mi pomaga!".

Nie gardził napitkiem i Jan Kurnakowicz. Pewnego razu Perzanowska przerwała próbę, bo nie można było z nim dojść do ładu. Siedzimy przy kawie w bufecie. Odważyłem się: „Panie Janie, przepraszam, ale dlaczego pan pije?". Kurnakowicz spojrzał na mnie, wyostrzył wzrok i powiedział z tym swoim niezapomnianym kresowym akcentem: „Widzisz, ja nie piję, żeby się napić. Ja piję, żeby to wszystko oddalić...". I tu niepowtarzalnym gestem odepchnął od siebie całe zło ówczesnego świata.

A Węgrzyn, który nie pozwalał podnosić kurtyny, dopóki nie wypiłem z nim angielki wódki? Gonił mnie nawet w toalecie.

Nie był to łatwy teatr, ten w klimacie XIX wieku. Ale kolorowy. A o kim teraz pisać anegdoty?

Po prostu ten wątek był nierozerwalnie związany z profesją aktora. Czasu przeszłego użyłem nieprzypadkowo. Poza nielicznymi wyjątkami – kolegów, którzy upajają się sukcesem albo zapijają porażkę – naród aktorski patrzy w przyszłość trzeźwym wzrokiem. Bo byłoby niemożliwe wypić pół litra, zagrać w serialu, wsiąść w samochód i zdążyć na wieczorny spektakl. Inne czasy.

I mnie czasem coś się zdarzało. Dzwoni Dudek Dziewoński: „Mam czarnego walkera". Tego wieczoru nie gram, za trzy minuty jestem u niego, na Wareckiej. Sączymy whisky, plotkujemy, przemiło. Nagle telefon. Erwin Axer, i to do mnie:

– Andrzej, ratuj, Sasza Bardini gdzieś zniknął. Gra w trzeciej jednoaktówce Dürrenmatta. Przestawię kolejność, tekst będziesz miał na biurku. Co to dla ciebie!

Plus Minus
Chińskie marzenie
Plus Minus
Jarosław Flis: Byłoby dobrze, żeby błędy wyborcze nie napędzały paranoi
Plus Minus
„Aniela” na Netlfiksie. Libki kontra dziewczyny z Pragi
Plus Minus
„Jak wytresować smoka” to wierna kopia animacji sprzed 15 lat
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
gra
„Byczy Baron” to nowa, bycza wersja bardzo dobrej gry – „6. bierze!”