Mógłbym oczywiście kluczyć i kombinować, napisać ze trzy akapity z przykładami, ale to jest krótki tekst i nie ma miejsca, a i tak dużo zajął ten znakomity tytuł. Ekonomiści i biolodzy lubią przypominać, że ludzie reagują na bodźce – jeśli w futbolu głupota byłaby karana, a wyobraźnia nagradzana, to mielibyśmy w polskiej piłce rządy Arsenów Wengerów, Guusów Hiddinków i np. Jeanów-Michelów Aulasów. A ponieważ nie jest, to mamy Grzegorza Latę, Franciszka Smudę oraz całą menażerię prezesów i ich pomocników.
Ostatni przykład pobicia piłkarza na Legii, awantury w Kownie, wcześniejsze zastraszania przez kibiców piłkarzy Arki, oplucie i pobicie rodziny na stadionie Lecha w trakcie meczu reprezentacji to najgłośniejsze przykłady nowego sojuszu władz z lokalnymi watażkami. Kibole są lepsi niż puste trybuny – myślą sobie rządzący klubami – więc lepiej nie wchodzić im w drogę, bo klub straci pieniądze, a my pracę. Poza tym wiadomo przecież, że kibice są solą piłki nożnej, a bez „Starucha" i „Litara" polska piłka przestanie istnieć.
Od kiedy ITI przejął Legię przed siedmiu laty, zastanawiam się (bez skutku), jaka myśl przyświeca kierownictwu klubu. Założę się, że gdyby jakakolwiek inna firma pana Waltera osiągała takie wyniki jak Legia w ostatnich latach, to zostałaby rozwiązana i sprzedana na części, a załoga zwolniona dyscyplinarnie za jawny sabotaż. ITI wykupił Legię z potężnymi długami, od tego czasu klub regularnie wyrzuca w błoto miliony złotych na beznadziejne transfery, zatrudnia coraz gorszych menedżerów i osiąga coraz gorsze wyniki na boisku. Owszem, Legia dostała od miasta stadion za pół miliarda złotych i udało się jej na moment wygrać wojnę z kibolami, ale właśnie ponownie ją przegrywa. I co będzie, gdy ludzie jednak przestaną przychodzić na Łazienkowską?
Oczywiście klubu piłkarskiego nie da się rozwiązać, ponieważ kluby piłkarskie nie upadają (z nielicznymi wyjątkami). W każdym razie takie kluby jak Legia, Wisła czy Lech. Takie kluby mogą wyłącznie trwać, i to bez względu na to, jak są zarządzane oraz jakie wyniki uzyskują ich drużyny na boisku. Tak jest zresztą nie tylko w Polsce, ale wszędzie na świecie. I również wszędzie na świecie (z nielicznymi wyjątkami) futbolem rządzą ludzie głupi, tchórzliwi i pozbawieni talentu.
Już słyszę głosy oburzenia: A Real? Manchester United? Chelsea? Czyż to nie są piłkarsko-biznesowe potęgi zrządzane przez piłkarsko-biznesowych szamanów? Nie są. W każdym razie, jeśli zastosować wobec nich normalne zasady biznesu. W wydanej przed dwoma laty znakomitej książce „Soccernomics" Simon Kuper (jak dla mnie mistrz świata w pisaniu o piłce nożnej) i ekonomista Stefan Szymanski burzą wiele mitów dotyczących zarabiania pieniędzy na piłce nożnej.