Krew, miód, Angelina Jolie

Myślicie państwo, że mieszkając nad Wisłą, wiecie coś o demonizowaniu oponentów, manipulowaniu przekazem, przyklejaniu łatek? Serbowie – ci mogliby powiedzieć nam niejedno

Publikacja: 13.04.2012 20:00

Wojciech Stanisławski

Wojciech Stanisławski

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Na wielkim ekranie pełnią rolę czarnego luda co najmniej od dekady. Najpierw był „Peacemaker" z Clooneyem, potem „W pogoni za zbrodniarzem" z Richardem Gere'em i „Za linią wroga" z Gene Hackmanem. Wątek „serbskich terrorystów" pojawia się w najnowszej części „Mission Impossible", za chwilę powróci w „Killing Season" z Travoltą i De Niro, a tymczasem słodkousta Angelina Jolie podbija świat melodramatem wojennym „W krainie krwi i miodu", nakręconym według własnego scenariusza. W Polsce, odwróconej plecami do Bałkanów, rzecz jest jeszcze nieznana, ale w świecie, ho, ho, zdążyła już uzyskać nominację do Złotego Globu.

Rzecz jest o wojnie w Bośni i miłości niemożliwej. Związek Bośniaczki Ajli z Serbem Danijelem nie ma szans nie tylko ze względu na zawieruchę wojenną: przepaść między krwawym żywiołem serbskim a miodookim – bośniackim okazuje się absolutnej, nieledwie ontologicznej natury. W jednym z wariantów trailera Serbowie są w stanie przez dwie minuty dokonać serii gwałtów, rozwalić strzałem z działka karetkę pogotowia z rannym dzieckiem i zgnieść buldożerami ciała konających jeszcze cywilnych ofiar: w filmie zajmuje im to dwie godziny. Serbski

Romeo korzystnie wyróżnia się  w gronie współrodaków: choć dowodzi obozem koncentracyjnym, nie gwałci swojej byłej dziewczyny, jak reszta kolegów, zabija ją za to strzałem w głowę, po czym oddaje się w ręce napotkanego patrolu ONZ, szepcąc „Jestem zbrodniarzem, jestem zbrodniarzem". Czyli wrażliwy – jak na Serba.

Nie piszę tego z pozycji negacjonisty: w widłach Driny i Sawy i tak bywało. Żmut postjugosłowiański, sięgający swoimi wątkami w odległą przeszłość, zasupłany jest na dziesięciolecia; by go rozplątać, potrzeba będzie mnóstwo wiedzy, rozwagi i miłosierdzia.

Problem w tym, jak niezmiernie łatwo dochodzi dziś do kompresowania ludzkich losów i dramatów do lekkiego żetonu z nominałem „Srebrenica" czy „Sarajewo", który podczas nocnych rozmów  będzie podskakiwać z brzękiem na blatach barów całego świata. Setki tysięcy widzów kiepskiego filmu, skuszonych nazwiskiem pani reżyser, wie już wszystko: Serbs are bad guys, i nie zmienią tego ani puste demarches polityków, ani wrzaskliwe protesty belgradzkich kiboli: te ostatnie wpisano zresztą pewnie zawczasu w kampanię  promocyjną filmu.

Doświadczeniem, z którym coraz częściej przychodzi nam się zmierzyć, jest całkowita bezradność wobec szyderczego skrótu, wobec medialnych mennic bijących lekkie liczmany. W powojennym półwieczu, komentując to zjawisko, wytaczano zwykle najcięższe działa, przywołując w kółko przypisywaną Goebbelsowi frazę o „powtórzonym po tysiąckroć kłamstwie, które staje się prawdą". W Polsce lat ostatnich kilka razy tłumaczono strategię mainstreamu medialnego myślą Antonio Gramsciego i jego postulatem „uzyskania hegemonii w sferze nadbudowy".

Nie wiem, może. Szachiści z kawiarni na rogu Nowego Światu i Świętokrzyskiej sporo czytają, pewnie i Gramsciego. Ja sięgałbym jednak dalej w przeszłość, myśląc o służkach, tańczących w orszaku Głupoty w pysznym, erazmowym pamflecie sprzed pięciu wieków. Lete, Mizoponia i Filantia, reprezentujące u Erazma zapomnienie, lenistwo i miłość własną, okazują się zwyciężać. Tym, którzy przegrali, już nie w pachnącej prochem bitwie, lecz w sporze o wizerunek, pozostaje, jak bośniackim czy kosowskim Serbom, osunąć się w samochwalstwo, w lukrecjową słodycz swej „racji historycznej", której nie podziela nikt.

Angelina Jolie załatwiła Serbów na dobre. Jako że i nad Wisłą przyklejanie łatek ma się nieźle, myślałem o zakończeniu tej noty jakimś siermiężnym żartem. Że niby: różnie to bywa z relacjami z Krakowskiego Przedmieścia, ale to by dopiero było, gdyby Jennifer Lopez lub bodaj Weronika

Rosati stanęły za kamerą, by nakręcić film o latach terroru i czystek, sprawowanych przez siepaczy z CBA!

Ale mniejsza o Lopez, mniejsza o Rosati. Serbów żal.

Na wielkim ekranie pełnią rolę czarnego luda co najmniej od dekady. Najpierw był „Peacemaker" z Clooneyem, potem „W pogoni za zbrodniarzem" z Richardem Gere'em i „Za linią wroga" z Gene Hackmanem. Wątek „serbskich terrorystów" pojawia się w najnowszej części „Mission Impossible", za chwilę powróci w „Killing Season" z Travoltą i De Niro, a tymczasem słodkousta Angelina Jolie podbija świat melodramatem wojennym „W krainie krwi i miodu", nakręconym według własnego scenariusza. W Polsce, odwróconej plecami do Bałkanów, rzecz jest jeszcze nieznana, ale w świecie, ho, ho, zdążyła już uzyskać nominację do Złotego Globu.

Pozostało 84% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy