Bakir Izetbegović, przedstawiciel Bośniaków w trzyosobowym Prezydium Bośni i Hercegowiny, formalnie stanowiącym kolektywną głowę państwa, zapowiedział ponowne oskarżenie Serbii o ludobójstwo na Bośniakach (w latach 1992-1995) przed Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedliwości.
Armia pod dowództwem generała Hallera przywiozła z Francji nazwę, regulaminy, czołgi, karabiny maszynowe i legendarne błękitne płaszcze. Ale obecne w niej były wszystkie „polskie żywioły": od niedawnych poddanych Franciszka Józefa po osadników z Brazylii.
Ambasadorowie dużo wiedzą i sporo mogą – jak wiemy od Kaczmarskiego, ulega dziejów wosk ich nieomylnym śladom – ale zwykle mało piszą publicznie. Korespondencja służbowa – to co innego: sowietolodzy pamiętają o słynnym „Długim telegramie" George'a Kennana, wysłanym do Waszyngtonu z ambasady USA w Moskwie, który stanowił pierwszą powojenną analizę polityki zagranicznej Sowietów i zapoczątkował kontrofensywę Zachodu.
Z prawej strony sceny – trzech mężczyzn z darami. Z lewej – rogacizna i nierogacizna. W środku – drewniane ni to zadaszenie, ni to szopka, w której zmieściła się rodzina: brodaty mężczyzna, młoda kobieta i niemowlę w drewnianym legowisku. Co ci przypomina, co ci przypomina widok znajomy ten?
Sposób, w jaki Komitet Obrony Demokracji oraz wspierające go środowiska traktują tzw. spuściznę historyczną, bywał już nieraz przedmiotem żartów i zgrozy, choć w pierwszej kolejności zdumienia.
Koniec epoki trwa zwykle latami, kultury topią się niespiesznie jak lodowce. A mimo to potrafimy co do dnia powiedzieć, kiedy skończył się wiek XIX, epoka ładu, panowania nad sobą, różnorodności i idei królowania: 21 listopada 1916 roku, z chwilą śmierci Franciszka Józefa I. Złożono ją do grobu dziewięć dni później.
Donald Trump, rzecz jasna, nie jest pierwszym, który sięgnął po władzę, stając na czele zagniewanego ludu. Jego antenaci z dawnych epok często po zwycięstwie godzili się z establishmentem, porzucali rewolucyjne hasła i – zdarzało się – musieli uciekać przed zemstą zawiedzionych tłumów.
Na rozejście się ludów „kresowych" zwykliśmy patrzyć jak na rozłam, niezagojoną ranę, nieraz źródło bratobójczych swarów. Ale można w tym widzieć również dowód na wielkość dawnej Rzeczypospolitej Wielu Narodów.