KGHM: Upuszczanie krwi

Szczyt potęgi KGHM – rekordowy zysk, zakup kanadyjskiej Quadry, ekspansja na trzech kontynentach – może stać się przekleństwem spółki. Skarb Państwa zagiął na nią parol

Publikacja: 21.07.2012 01:01

Posiadający blisko 32 proc. akcji lubińskiej miedzi Skarb Państwa postanowił upuścić z giganta krwi. Ten rok jest wyjątkowy. Spółka obchodząca w tym miesiącu jubileusz 15 lat notowań na giełdzie musi wypłacić rekordową dywidendę, zmusiło ją do tego państwo. Aby to zrobić, musi się zadłużyć. Rząd uchwalił także wyłącznie dla tego przedsiębiorstwa – to ewenement na światową skalę – specjalny podatek, znacznie wyższy niż podatki od kopalin obowiązujące w innych krajach. Spółkę już odwiedzili celnicy, którzy będą teraz nadzorować ilość wydobycia.

Oficjalnie niby wszystko jest w porządku. Ale gdy pojechaliśmy do Lubina i rozmawialiśmy z tamtejszymi pracownikami, powtarzali: Drenują nas. Co będzie, gdy zmieni się cena miedzi, a my zostaniemy bez żadnych rezerw? Dlaczego nasz prezes nie tłumaczy tym na górze, że to rabunkowa polityka, która może doprowadzić do opłakanych skutków?

Kilometr pod ziemią

Gdy wchodzimy do Zakładu Górniczego „Rudna" – takie kopalnie są w Polsce trzy – uderza nas profesjonalizm i szacunek dla tradycji. „Szczęść Boże" – pozdrawiają się pracownicy. Wszystko działa jak w zegarku. Tak być musi – wydobywanie rudy z pokładów leżących ponad kilometr pod ziemią to nie lada sztuka. – Czy po przejęciu Kanadyjczyków macie czego się od nich uczyć? – pytamy pracowników kopalni. – To oni uczą się od nas – odpowiadają bez zająknięcia.

Przed zjazdem pod ziemię obowiązkowe szkolenie z obsługi aparatu tlenowego, którego używa się w razie pożaru. Trzeba też ubrać się w odzież, którą dostarcza kopalnia. – Aparat w zasięgu ręki, a nie wzroku – mówi nam ratownik górniczy. – I kask ochronny cały czas na głowie – dorzuca nadsztygar Bogdan Kochan, który oprowadza nas po kopalni. Już na dole okazuje się, że wszyscy przestrzegają tych zasad. Mimo że w 30-stopniowym upale, jaki panuje pod ziemią, aż korci, by zdjąć z głowy ciężki kask.

Ruda wydobywana jest w trzech kopalniach: Lubinie, Polkowicach-Sieroszowicach i w Rudnej. To z niej pochodzi 40 proc. całego wydobycia KGHM. Po zjechaniu na dół – 60 długich sekund w windzie zwanej przez górników klatką! – uderza czystość: nie ma pyłu, charakterystycznego dla kopalni węgla. Jarzeniowe światło oświetla grafitowoszary tunel. Jest ciepło, a chwilami gorąco. Tu skała ma około 30 stopni, ale Rudna dokopała się do pokładów na głębokości 1250 m, gdzie jest o pięć stopni więcej. Temperaturę pomaga obniżyć klimatyzacja. – Kopalnia pochłania tyle energii, co stutysięczne miasto – rzuca nadsztygar, gdy idziemy do garażu.

Setki wydrążonych, przecinających się pod kątem prostym korytarzy przypominają miejski labirynt. Między nimi filary, czyli niewybrana skała, która ma podtrzymywać strop. Ile kilometrów liczy ta sieć? – Przenośniki taśmowe, którym w Rudnej transportuje się rudę, mają 48 km – wyjaśnia nadsztygar. Trzy kopalnie KGHM oddalone są od siebie o kilka kilometrów, ale łączą je podziemne korytarze. Długość czynnych wyrobisk tych trzech zakładów górniczych to około 1700 km. Tyle, ile z Wrocławia do Moskwy.

Do transportu w kopalnianych korytarzach używa się cywilnych, terenowych samochodów, takich samych jak te, które można spotkać na ulicy. Górnicze wyrobiska stworzyły ulice, ruch koordynują znaki drogowe. Jedziemy w plątaninie podziemnych, wąskich korytarzy, które potęgują poczucie prędkości. Po minucie jazdy traci się orientację. Na ścianach zwanych tu ociosami, na pierwszy rzut oka grafitowych i czarnych, związki miedzi, złota i srebra tworzą wielobarwne, połyskliwe wzory.

Owady szarpią skałę

Maszyny górnicze przypominają ogromne owady. Niskie i długie, na kołach wysokości człowieka, zwinnie przemykają po wąskich kopalnianych wyrobiskach. Najpierw słychać kilkusetkonnego diesla, potem w korytarzu pojawia się światło. Nagle z wyrobiska obok wyjeżdża transporter, który zręcznie wchodzi w zakręt. Trudno uwierzyć, że jest załadowany 40 tonami rudy.

W strefie wydobycia ruch: do przodka wjeżdża ładowarka. Ogromna łyżka zgarnia 12 ton rudy. Wsteczny i gaz. Operator hamuje przed skrzyżowaniem. Z prawej strony tyłem dojeżdża transporter, czyli wóz odstawczy, który hamuje przed ładowarką. Na skrzyżowaniu łatwiej przeładować urobek. Ogromna łyżka przerzuca rudę na skrzynię ładunkową, potem jeszcze ją uklepie. Klakson – załadowane – można odjeżdżać: i tak bez końca. – To przodek – Kochan wskazuje niewielką niszę wyrytą w skale. Ma kilka metrów długości, kilka szerokości i może cztery wysokości. Na szarym stropie czerwona linia wyznacza środek przodka. W wybieraniu skały trzeba być precyzyjnym.

Najpierw geolog typuje miejsca, skąd będzie wybierana ruda, czyli przodki. Potem podjeżdża tam wiertnica, maszyna przypominająca koparkę. Zamiast łyżki do kopania ma kilkumetrową ramę wiercącą. Gdy wywierci otwory w skale, do przodka wjeżdża wóz strzałowy. W otworach instaluje ładunki wybuchowe. Detonuje się je dwa razy na dobę. Wtedy gdy zmieniają się szychty, czyli gdy jedni górnicy już wjechali na powierzchnię, a drudzy jeszcze nie zjechali. Ładunki odpala się z odległości półtora kilometra. Po strzale trzeba czekać, aż opadnie pył i gazy postrzałowe. Wtedy do przodka wjeżdżają ładowarki i zabierają rudę. Ogromne stalowe ramię obrywaka odrywa ze stropu i ścian kęsy skały, które nie odpadły po wystrzale. Wreszcie w tę wolną przestrzeń wjeżdża kotwiarka. Wierci w stropie otwór. Potem  wstrzeliwuje w niego klej, a następnie wkłada i wkręca kotwę, dwumetrowy kołek rozporowy. I tak miejsce koło miejsca: kolejne warstwy skały łączone są niczym arkusze książki. Strop jest wtedy bardziej odporny na złamanie. Trzeba pamiętać, że naciska na niego kilometr ziemi. To siła tak wielka, że przestrzeń między stropem a spągiem, czyli podłożem, zmniejsza się każdej doby o kilka milimetrów. Czasami skały nie wytrzymują i pękają – wtedy następuje tąpnięcie. Jeżeli jest silne, w blokach oddalonych od kopalni o kilkanaście kilometrów wypadają szklanki z szafek. Można sobie wyobrazić, co dzieje się pod ziemią. Bywa, że w ułamku sekundy wyrobiska zostają za- sypane skruszoną skałą. Tu nie ma wybuchów metanu jak w kopalni węgla. Tylko wstrząsy i tąpnięcia, których nie sposób przewidzieć.

Globalny gigant

Średnia płaca w kopalni to 9,6 tys. zł. – Zazdroszczą nam tych pieniędzy – mówi Kochan. To prawie trzy średnie krajowe. Okazuje się jednak, że te pieniądze nie płyną do ich kieszeni bez względu na wynik. Działa cały system rozliczeń i premii. Generalna zasada jest prosta: im większe wydobycie pełnowartościowej rudy, tym więcej pieniędzy trafia do kieszeni pracowników. – Na każdej zmianie musimy wydobyć zaplanowaną ilość rudy. Jeśli jest inaczej, nie dostajemy premii – tłumaczy nam Piotr Kapyszewski, sztygar oddziałowy oddziału G7.

Co ciekawe, system ten dotyczy wszystkich. Nie tylko osób pracujących bezpośrednio przy wydobyciu, ale także ich obsługujących czy nadzorujących. Efekt? Wszyscy po trochu pilnują wszystkich, bo liczą swoje pieniądze.

KGHM to gigant na skalę światową. W spółce pracuje 18,5 tys. osób, kolejnych 12 tysięcy – w grupie kapitałowej. Jeśli policzyć pracowników wraz rodzinami, okaże się, że z polskiej miedzi żyje około 100 tys. osób. Spore miasto.

Przychody ze sprzedaży za 2011 rok – ponad 20 mld zł. Zysk netto – bagatela – 11,4 mld zł. Te rekordy to też efekt sprzedaży Dialogu i udziałów KGHM w Polkomtelu. Mniej więcej tyle państwo wydaje rocznie na świadczenia rodzinne i pomoc społeczną.

Spółka w ubiegłym roku wyprodukowała blisko 600 tys. ton miedzi i prawie 1,3 tys. ton srebra. Daje to jej odpowiednio ósme i pierwsze miejsce na świecie. KGHM jest, jak określają to władze firmy, „globalnym graczem na rynku metali nieżelaznych". Na mapie świata huty, kopalnie czy tzw. projekty wydobywcze kombinatu zaznaczone są prócz Polski w USA, Kanadzie, Chile, na Grenlandii i w Niemczech. W samej tylko Kanadzie są trzy kopalnie, w USA – dwie. Łącznie KGHM ma sześć kopalń głębinowych i trzy odkrywkowe. Dwie kolejne są w budowie. Do tego dochodzą jeszcze dwie huty – w Głogowie i Legnicy.

Kombinat ma też światowe ambicje rozwojowe. Dzięki tegorocznej transakcji kupna kanadyjskiej Quadry ma zwiększyć w tym roku produkcję o blisko 25 proc., tj. o 100 tys. ton miedzi, a docelowo prawie o 50 proc. Całkowite zasoby surowca wzrosły o ponad 8,2 mln ton miedzi, plasując KGHM na czwartym miejscu na świecie.

Polska spółka produkuje oprócz miedzi i srebra, także molibden, nikiel, ołów, złoto, platynę, pallad, ren i selen. – Nie wykluczamy, że w ciągu kilku lat KGHM International zostanie przygotowany do wejścia na giełdę w Toronto – deklaruje prezes Herbert Wirth. Koncern przystąpił też niedawno do koalicji, której przewodzi PGNiG, a która ma poszukiwać gazu łupkowego w Polsce.

Wszystko to powinno cieszyć. Wreszcie polska firma ma globalny zasięg, ambicje, plany. Symbolicznym tego dowodem jest zmiana nazwy, po kupieniu Quadry. Do tej pory polskie marki były w odwrocie. Idea zmieniała się w Orange, a z logo Pekao SA zniknął niedawno polski żubr. Teraz kanadyjska Quadra musiała podporządkować się nam. Jej działalność na rynkach amerykańskich będzie prowadzona pod nazwą KGHM International.

Rozwój zapowiada Krzysztof Kubacki, dyrektor naczelny ds. rozwoju bazy zasobowej. – Najbliższych kilkanaście miesięcy to czas na zintegrowanie procesów zarządzania i produkcji między KGHM i KGHM International. W tej chwili mamy kopalnie na trzech kontynentach, które nie tylko różnią się sposobem wydobycia, ale także uwarunkowaniami kulturowymi – mówi Kubacki. Zaznacza, że funkcje zarządzające w zakładach na terenie Ameryki Północnej i Południowej będą sprawować Polacy. KGHM ma też plany rozwoju na nowych płaszczyznach: zamierza podjąć produkcję tzw. pierwiastków krytycznych, czyli takich, od których zależy rozwój nowych technologii przemysłowych. KGHM jest jedyną firmą w Europie, która na przykład produkuje ren. Jeden kilogram tego metalu kosztuje ok. 10 tys. dolarów. – Zależy nam na rozwijaniu tej produkcji miedzi i innych metali towarzyszących, ponieważ one wpływają na obniżenie jednostkowego kosztu produkcji miedzi – wyjaśnia Kubacki.

Ren podobnie jak srebro czy złoto wydobywa się z tej samej rudy, z której KGHM pozyskuje wcześniej miedź. Inwestycji wymaga także bieżąca działalność spółki. Koszt wymiany pieca w Hucie Miedzi „Głogów" I to ok. 1,5 mld zł. Większych nakładów wymaga także eksploatacja złoża, które schodzi coraz niżej w ziemię i które trzeba schładzać, by móc tam wpuścić ludzi do pracy. – Jeżeli ceny miedzi zaczną spadać, niezbędne będą kredyty, by te inwestycje zrealizować, a z niektórych trzeba będzie zrezygnować – konkluduje Kubacki.

Minister kontratakuje

Ekspansja może jednak zostać wstrzymana. Skoro spółka tak świetnie sobie radzi, to można ją nieco wydrenować – doszedł do wniosku rząd.

Pierwszy cios został zadany podczas listopadowego exposé premiera Donalda Tuska, który zapowiedział specjalny podatek od kopalin. Dotknie on na dobrą sprawę KGHM. Efekty? Podatek wszedł w życie w połowie kwietnia 2012 r., w maju i czerwcu miedziowy gigant odprowadził już z tego tytułu do budżetu państwa ponad 100 mln zł. W całym roku kwota ta sięgnie 1,2–1,3 mld zł. W kolejnych latach, gdy dramatycznie nie zmieni się koniunktura, ok. 2 mld zł rocznie.

Drugi cios przyszedł 28 czerwca, dzień przed naszą wizytą w Rudnej. Walne zgromadzenie akcjonariuszy decyduje: KGHM, dzieląc zysk za 2011 rok, wypłaci w tym roku 28,34 zł dywidendy na akcję. Wcześniej zarząd proponował wypłatę 17 zł na akcję. Opcję wyższej dywidendy forsował jednak Skarb Państwa, który zachowuje kontrolę nad spółką. Całość dywidendy wyniesie 5,67 mld zł i jest jedną z największych dywidend w historii polskiego rynku kapitałowego. Z tej kwoty 31,79 proc. trafi do kasy państwa – to 1,8 mld zł. Dla porównania – w 2010 roku cała dywidenda wynosiła 2,98 mld zł, a rok wcześniej 0,6 mld zł.

Konieczność wypłaty tak wysokiej dywidendy stanowi nie lada problem dla miedziowej spółki, która będzie musiała się zadłużyć, aby zrealizować zakładane plany inwestycyjne. A ekonomiści podkreślają, że przy mocno cyklicznym biznesie zyski spółki zależą od ceny miedzi na międzynarodowych rynkach i nadmierne zadłużanie się nie jest korzystne.

Robert Gwiazdowski, ekspert w dziedzinie podatków z Centrum im. Adama Smitha, wskazuje, że na decyzję o wypłatę rekordowej dywidendy należy spojrzeć w szerszym kontekście. – Skarb Państwa zdecydował się w tym roku najmocniej przystrzyc KGHM, rezygnując z dywidendy z Orlenu i PGNiG. Co ciekawe, decyzję tę tłumaczono faktem, że obie firmy będą potrzebować środków przy poszukiwaniu gazu łupkowego. To, że gazem łupkowym ma się zajmować także KGHM, nikogo jednak nie wzrusza – cierpko zauważa Gwiazdowski.

Dolnośląski gigant przy obecnych cenach miedzi ma o wiele większą zdolność kredytową. Ale to niejedyny powód, dla którego państwo sięgnęło tak głęboko do kieszeni KGHM.

– Po wprowadzeniu podatku od kopalin zyski KGHM już nie będą tak wysokie jak do tej pory: była to ostatnia szansa na tak dużą wypłatę – opowiada nam osoba z otoczenia zarządu spółki. – Budżet państwa weźmie z tego „jedynie" 32 proc., mógł zatem ograniczyć się do zysku z podatku od kopalin – dodaje.

Do tego podatku odnosi się także Gwiazdowski. – Państwo w sprytny sposób zapewniło sobie wypłatę dodatkowej dywidendy: teraz akcjonariusze będą się dzielić zyskiem pomniejszonym o daninę dla państwa – mówi ekspert z Centrum im. Adama Smitha. Zwraca uwagę na jeszcze jedną kwestię: – Duży pakiet akcji KGHM pozostaje w rękach OFE. Państwo jedną swoją decyzją kazało obywatelom oszczędzać w OFE, a teraz kolejną pozbawia funduszy możliwości zarabiania.

Paweł Dobrowolski, prezes Forum Obywatelskiego Rozwoju, dodaje:  – Nakładanie podatku, który de facto dotyczy tylko jednej firmy, wydaje się dość dziwnym pomysłem, ale wszystkie ekipy rządzące miały „dochodowe" podejście do KGHM.

Oby nie okazało się, że owcę strzyżono za mocno, pokaleczono i wykrwawiła się na śmierć.

Posiadający blisko 32 proc. akcji lubińskiej miedzi Skarb Państwa postanowił upuścić z giganta krwi. Ten rok jest wyjątkowy. Spółka obchodząca w tym miesiącu jubileusz 15 lat notowań na giełdzie musi wypłacić rekordową dywidendę, zmusiło ją do tego państwo. Aby to zrobić, musi się zadłużyć. Rząd uchwalił także wyłącznie dla tego przedsiębiorstwa – to ewenement na światową skalę – specjalny podatek, znacznie wyższy niż podatki od kopalin obowiązujące w innych krajach. Spółkę już odwiedzili celnicy, którzy będą teraz nadzorować ilość wydobycia.

Oficjalnie niby wszystko jest w porządku. Ale gdy pojechaliśmy do Lubina i rozmawialiśmy z tamtejszymi pracownikami, powtarzali: Drenują nas. Co będzie, gdy zmieni się cena miedzi, a my zostaniemy bez żadnych rezerw? Dlaczego nasz prezes nie tłumaczy tym na górze, że to rabunkowa polityka, która może doprowadzić do opłakanych skutków?

Kilometr pod ziemią

Gdy wchodzimy do Zakładu Górniczego „Rudna" – takie kopalnie są w Polsce trzy – uderza nas profesjonalizm i szacunek dla tradycji. „Szczęść Boże" – pozdrawiają się pracownicy. Wszystko działa jak w zegarku. Tak być musi – wydobywanie rudy z pokładów leżących ponad kilometr pod ziemią to nie lada sztuka. – Czy po przejęciu Kanadyjczyków macie czego się od nich uczyć? – pytamy pracowników kopalni. – To oni uczą się od nas – odpowiadają bez zająknięcia.

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą