I to, czy w ślad za Andrzejem Śmietanką w niesławie odejdzie jeden czy pięciu kolejnych polityków, a może i kilku prezesów spółek Skarbu Państwa z rodzinami. Tam, skąd przychodzą, jest ich jeszcze sporo.
Państwowcy – tak mówią o sobie ironicznie ludzie krążący od jednej do drugiej spółki Skarbu Państwa. Nieważne, gdzie się zaczepią, byle wisieć na państwie. Te wszystkie czystki, uzdrawianie atmosfery – wolne żarty, panie premierze.
Spółki Skarbu Państwa są czyszczone i uzdrawiane średnio co trzy – cztery lata. Każda zmiana układu politycznego to nowa recepta (a ściślej – nowi ludzie) na to samo schorzenie. Po każdym takim czyszczeniu zostaje jeszcze więcej dla kolejnych ekip.
Szkoda, że żaden z licznych doradców premiera nie powiedział mu przed konferencją, że ludziom naprawdę jest obojętne, jak i kto będzie żonglował państwowcami. Choćby powołać tysiąc komitetów i w każdym tysiąc uczciwych inspektorów stojących na straży specjalnych procedur do mianowania uczciwych prezesów, to za chwilę znowu wszystko trzeba będzie czyścić.
Przez wszystkie lata PRL słyszeliśmy, że socjalizm to doskonały system, tylko ludzie muszą do niego dojrzeć. Minęły dwie dekady, a my wciąż dojrzewamy do ludzi. Obyci w świecie publicyści, poruszeni wideo-PSL-em, mówią mi w radiu coś o francuskiej i niemieckiej mentalności, o wrażliwości państwowca. Że musimy się tego długo jeszcze uczyć. A ja, patrząc na coraz dłuższe drzewa genealogiczne i towarzyskie w spółkach Skarbu Państwa, na rankingi przejrzystości gospodarczej i na udział państwa w gospodarce, odnoszę wrażenie, że uczymy się, i to bardzo szybko.