Starszy z braci już raz kończył karierę, wydawało się wtedy, że bez szans na powrót. – To była jedna z najcięższych decyzji w moim życiu. Nie tak to sobie wyobrażałem, ale moje ciało znów mnie zawiodło – mówił w 2004 roku, po kolejnej poważnej operacji, a jego menedżer Bernd Boente przekazał opinii publicznej, że mistrz rezygnuje z boksu, choć przygotowania do walki z Hasimem Rahmanem ruszyły już pełną parą.
Bob Arum, obok Dona Kinga najsłynniejszy z bokserskich promotorów, wygrał przetarg na organizację walki Kliczko – Rahman w Las Vegas, płacąc 12 milionów dolarów. Zakrojona na szeroką skalę promocja tego pojedynku pochłonęła fortunę. Arum, były nowojorski adwokat, nigdy nie żałował pieniędzy na reklamę swych widowisk. Objazdowa trasa po 13 miastach rozsianych po całych Stanach też kosztowała krocie, ale w tym biznesie nie ma miejsca dla skąpców. Na Kliczkę czekało honorarium w wysokości 7,8 mln dolarów, ale on zrezygnował, choć mógł założyć usztywniającą opaskę na prawe kolano, jak proponował lekarz, i wejść do ringu.
Murzyn kopnął obrotówką
Dziś już niewiele osób pamięta, jak brutalnie atakowano wtedy Witalija, pisząc, że boi się Rahmana. Zapomniano, że dwa lata wcześniej zdecydował się walczyć z Lennoksem Lewisem, choć dostał taką propozycję na 12 dni przed pojedynkiem. Przygotowywał się wtedy do walki z kim innym, ale rywal Lewisa doznał kontuzji, więc Witalij skorzystał z okazji.
To była krwawa wojna w Los Angeles. Po sześciu rundach Kliczko prowadził u wszystkich sędziów, ale lekarz przerwał walkę. Twarz Witalija przypominała krwawy befsztyk, a na łuk brwiowy trzeba było założyć wiele szwów. Wtedy pod adresem Ukraińca sypały się komplementy, był „wielką nadzieją białych", tym, który po przejściu na emeryturę Lewisa uzdrowi wagę ciężką.
Dziś pozycja braci Kliczków jest niezachwiana. Są królami najcięższej kategorii, nie mają godnych siebie rywali. Nigdy też nie dowiemy się, który z nich jest w ringu lepszy. Witalij pytany o to odpowiada, jak przystało na polityka: – Do Wowy należą trzy pasy mistrzowskie, a ja mam jeden. On był mistrzem olimpijskim, a mnie na igrzyskach zabrakło. Jest młodszy, szybszy, lepiej wyszkolony technicznie. Ma talent, którym Bóg mnie nie obdarzył, a jemu dał w prezencie. Potrafi przyśpieszyć jak mało kto, jest w ringu zwinny jak kot. Ja jestem sztywny i już się nie zmienię. To on jest lepszy.
Ten dylemat mogłaby rozstrzygnąć najbardziej oczekiwana walka na świecie, ale jej nie będzie. – Jak wchodzisz do ringu, chcesz znokautować rywala, a jak mógłbyś chcieć zrobić to bratu – mówi Witalij, który pojedynki Władymira przeżywa bardziej niż swoje. Młodszy brat trzykrotnie przegrywał przed czasem i był taki moment, że Witalij radził mu, by się zastanowił nad zakończeniem kariery. Poskutkowało na tyle, że Wowa zmienił trenera, wziął się w garść i od ośmiu lat schodzi z ringu jako zwycięzca.
Witalij dwukrotnie przegrał z kontuzją. Raz w starciu z Chrisem Byrdem, drugi z Lewisem, ale z przekonaniem twierdzi, że jest niepokonany, bo takich porażek nie przyjmuje do wiadomości.
Współcześni królowie wagi ciężkiej, Witalij i Władymir, walczą inaczej, różnią się też charakterami. Witalij częściej żartuje i przypomina czasy, gdy przyjeżdżał do Warszawy, by pod okiem Andrzeja Palacza uczyć się kick-boxingu. Tłukł się dobę pociągiem lub autobusem, by stoczyć kilka sparingowych rund z Saletą, wówczas gwiazdą tej dyscypliny. Podczas jednego z takich sparingów Saleta złamał mu nos, ale do twardej walki nie zniechęcił. – Już wtedy widać było, że to ogromny talent – wspomina Palacz i opowiada jeszcze o porażce Witalija z czarnoskórym Anglikiem Reidem. – To było na mistrzostwach Europy w Warnie. Murzyn kopnął obrotówką, trafił Witalija piętą w tył głowy i sędzia miał tylko jedno wyjście. Musiał zakończyć pojedynek, gdyż znokautowany Kliczko długo nie podnosił się z maty.
Gdy kiedyś przypomniałem o tym starszemu Kliczce, skrzywił się z niesmakiem i szybko zmienił temat. Wolał mówić o sukcesach.
Bracia Kliczko rodzili się w różnych częściach byłego Związku Radzieckiego, gdyż ojca, generała lotnictwa, przerzucano z garnizonu do garnizonu. Starszy Witalij urodził się w Biełowodsku w Kirgistanie, a młodszy Władymir w Semipalatyńsku w Kazachstanie. Mama Nadieżda Uljanowna była nauczycielką.
Nieżyjący już ojciec, co obaj zgodnie podkreślają, był wyrozumiały dla ich sportowych pasji. Witalij zaczynał od zapasów, trenował też karting, dużo grał w szachy. Młodszy nie miał złych nawyków z innych sportów walki, boks był pierwszy. A Witalij, gdy zobaczył film „Wejście smoka" z Bruce'em Lee, został karateką.
– Nie byliśmy łobuziakami, ale dużych na ulicy szanują, więc problemów nie było. Dobrze się uczyliśmy, a ja uwielbiałem geografię. Podróżowałem w marzeniach po całym świecie – mówił w jednej z rozmów Witalij.
Są obywatelami świata, milionerami z tytułami doktorów, mają domy w Los Angeles, Hamburgu i Kijowie. Witalij nosi przydomek Dr Ironfist (Żelazna Pięść), a Władymir Dr Steelhammer (Stalowy Młot). Mają własną firmę promotorską K2, lukratywny kontrakt z niemiecką telewizją RTL. To oni dyktują innym warunki. Za trzy minuty walki z Kubańczykiem Odlanierem Solisem w Kolonii Witalij otrzymał 15 mln euro, a rywal 1,8 mln.
Za kolejne pojedynki z Dereckiem Chisorą i Tomaszem Adamkiem kwoty były podobne. Jak wyliczył „Financial Times", bracia zarobili już w ringu po kilkadziesiąt milionów euro, ale to tylko część ich dochodów. Są też biznesmenami, rozkręcają wielkie interesy, zarabiają na reklamach. Na Ukrainie założyli firmę doradczą Türoffener, która uczy, jak robić interesy na Zachodzie, reklamowali McFit, witaminy Eunova, sieć Telekom, są twarzami Mercedesa. Podpisali też kontrakt z niemieckim browarem Warsteiner na reklamę piwa bezalkoholowego.
Ale polityczne ambicje ma tylko Witalij. – Nie jesteśmy bliźniakami czy klonami. Jeden wskoczyłby za drugim w ogień, ale nie zmienia to faktu, że jesteśmy inni. Najważniejsze jednak, że zawsze mogę liczyć na Wowę, tak samo jak on może liczyć na mnie – podkreśla Witalij.
„Niedzielne głosowanie to dla Ukraińców szansa powrotu na europejską drogę rozwoju" – pisze Kliczko w artykule dla „Financial Timesa". „Większość z nich uważa, że od wyboru Janukowycza kraj podąża złą drogą. Kiedyś uwierzyli w optymistyczne hasła pomarańczowej rewolucji, dziś są pesymistami, bo rzeczywistość za oknem nie pozwala im się cieszyć" – przekonuje Kliczko.
I ostrzega, że pozostawienie Janukowycza przy władzy to dalsza promocja kapitalizmu w wydaniu oligarchicznym, który monopolizuje gospodarkę. Podkreśla też, że równie groźne dla demokracji jest selektywne zastosowanie wymiaru sprawiedliwości, co pozwala w każdej chwili wtrącić do więzienia przedstawiciela opozycji, i dyplomatyczna izolacja Kijowa od Brukseli, Moskwy i Waszyngtonu.
Rosyjskie słowa
Bracia mówią płynnie po angielsku i niemiecku, Witalij cały czas szlifuje ukraiński, bo zdarza mu się podczas wieców wtrącać rosyjskie słowa. Ostatnio dwukrotnie, w Kijowie i Warszawie, spotkał się z prezydentem Bronisławem Komorowskim. Kliczko wierzy, że wcześniej czy później Ukraina dołączy do Europy, a on, rosyjskojęzyczny Ukrainiec, jej w tym pomoże. I już teraz obiecuje, że nie będzie się układał z rządzącą Partią Regionów ani z jej satelitami – komunistami.