Fani apelowali o to od dawna, ale dopiero po ponad 13 latach napisał pan kolejną powieść o Wiedźminie. Co zdecydowało?
Andrzej Sapkowski:
Aktualizacja: 21.12.2013 15:44 Publikacja: 21.12.2013 00:01
Fani apelowali o to od dawna, ale dopiero po ponad 13 latach napisał pan kolejną powieść o Wiedźminie. Co zdecydowało?
Andrzej Sapkowski:
Rzecz była w planach już od bardzo dawna, nie może tu być mowy o żadnej zmianie czy rewolucji w poglądach, o żadnym nagłym impulsie czy raptownej decyzji pod wpływem fanowskiego nacisku czy innego popular demand. Mylne jest również wrażenie owej tak wielkiej przerwy. Nie jest tajemnicą, że piszę niezbyt szybko. Ostatnio wychodzi mi z rachunku jedna książka na trzy lata. „Sezon burz" po prostu czekał na swoją kolejkę do realizacji.
Czy wiedźmin jest Polakiem?
No tak, zaczyna się.
Jeśli nie jest, to dlaczego tak bardzo poruszył serca Polaków, że stał się na lata najpopularniejszym bohaterem naszej popkultury, a kolejna książka o nim jest najbardziej oczekiwanym wydarzeniem 2013 roku i, nie mam wątpliwości, największym bestsellerem jesieni?
Widzę w pańskim pytaniu przesadę godną hagiografa i jest to, jak mniemam, rodzaj komplementu pod moim adresem? Dziękuję. A na pytanie nie potrafię odpowiedzieć. Za mało danych. Nie przeprowadzałem sond wśród czytelników. Doszukiwałbym się, być może, przyczyn popularności w jakości pisarstwa, ale to nie uchodzi. Modestia nie pozwala.
Wiedźmin to jedyna w polskiej popkulturze marka globalna. Spodziewał się pan takiego sukcesu – ponad 6 milionów sprzedanych kopii, gra komputerowa inspirowana losami pańskiego bohatera?
Pytanie nie do mnie, lecz do producentów gry, bo też i ich to sukces, nie mój przecież. Ja spodziewać się niczego nie mogłem ani oczekiwać niczego. Nie znam się na grach komputerowych, nie znam ich rynku ani praw, którymi ów się rządzi. Nie mam pojęcia, czym kierują się gracze, daną grę oceniając i sporządzając rankingi. Nie moja branża.
Jak pan tę grę o wiedźminie ocenia?
Jest niezwykle atrakcyjna wizualnie. Wykonanie cieszy oko. Więcej powiedzieć nie mogę, bo w gry komputerowe nie grywam. Nie to, bym miał coś przeciwko, uchowaj Boże. Są po prostu nazbyt czasochłonne. A ich wymaganiom sprzętowym mój sprzęt raczej nie sprostałby i tak.
A słucha pan audiobooka według „Bożych bojowników", o którym się mówi, że to największa superprodukcja w Europie z udziałem prawie dwustu aktorów, i to nie byle jakich – Anna Dereszowska, Lesław Żurek, Adam Ferency, Krzysztof Gosztyła?
Nie tylko według „Bożych bojowników", lecz według całej trylogii husyckiej zrobiono audiobooki. Oczywiście, że przesłuchałem. Robią wrażenie. Duże przedsięwzięcie, duży nakład pracy. I niezły efekt.
A kino? Czy istnieje szansa, że wiedźmin trafi do Hollywood? Fani uważają, że powinien.
Trzeba by spytać w Hollywood. Jeśli chodzi o mnie, jestem otwarty na propozycje. I gotów do negocjacji.
Nie żałuje pan sprzedania prawa do ekranizacji nieudacznikom, którzy zrobili gumowego smoka będącego do dziś pośmiewiskiem w branży filmowej?
Nie przesadzajmy. Primo, nasza branża filmowa odnotowała w swej najnowszej historii znacznie więcej pośmiewisk niż sukcesów i film o wiedźminie zwyczajnie zmieścił się w standardzie. Secundo, widziałem w życiu wiele filmów znacznie gorszych, a niekiedy opartych – co przyznaję nie bez oporów – na lepszych pierwowzorach literackich. Fakt, widziałem też filmy lepsze. Nawet dużo lepsze. I co z tego?
Kiedyś narzekał pan często na to, że polskiemu pisarzowi ciężko utrzymać się z twórczości. Czy dzięki sukcesowi gry komputerowej nie ma pan już powodów do narzekań czy wprost odwrotnie?
Sukces gry, jakkolwiek wielki by był, nie ma żadnego wpływu na moje dochody. Jeśli ktoś mniema, że dostaję tantiemy od każdego sprzedanego pudełka, to jest w wiekim błędzie. W szczegóły nie wejdę. A co do ogólnej kondycji, powiem tak: jak już zaczynało być trochę lepiej, nasi kochani rządzący zastosowali wobec twórców – a więc i mnie – represje podatkowe. Ale dość o tym, nie wypada narzekać. Głód w oczy, jak na razie, nie zagląda.
Przy okazji „Sezonu burz" pojawiała się opinia, że pańskie książki to Sienkiewicz czasów III RP, bo problemem wiedźmina jest to, czy mu zapłacą i co zachachmęci skorumpowana władza. Że, krótko mówiąc, znajdziemy w pana książkach portret naszego kapitalizmu. Co pan powie na takie odczytanie swoich książek?
Powiem, że książki należy czytać, a nie odczytywać. Ale powiem na wiatr, rzecz jasna. Wszyscy, miast czytać, odczytują. Rozszyfrowują. Szukają drugiego dna i ukrytych podtekstów. Jakie jest credo autora? Z kim autor trzyma, a z kim moda i koniunktura każą mu walczyć? Kogo autor nie lubi? Komu dowala? Którą byłą żonę lub kochankę zniesławia? I tak dalej. Szkoda komentować.
Ale przy Sienkiewiczu chciałbym się jeszcze chwilę zatrzymać. Porównanie z nim często pojawiało się przy okazji omówień sagi o wiedźminie. Uważa pan je za trafne?
Nie.
Ale ceni pan chyba Sienkiewicza.
Tak. Za język. Przyzna pan, że zdanie „Nie masz takowych terminów, z których by się viribus unitis przy boskich auxiliach podnieść nie można" brzmi lepiej i dostojniej niż „Jakoś to, k..., będzie".
Ja osobiście dostrzegam u pana zamiłowanie do staropolszczyzny, któremu daje pan czasem wyraz w swoich tekstach i zamiłowanie do bohaterów buffo w stylu Zagłoby, w rodzaju poety Jaskra. I to moim zdaniem ma pan wspólnego z Sienkiewiczem. Trafiłem z tą staropolszczyzną?
W sedno. Mniej więcej.
Nie wypowiada się pan w zasadzie na tematy inne niż literackie. Czy to efekt tego, że parę lat temu z powodu żartów o tym, że biały człowiek nie powinien za dużo pracować, zrobiono z pana rasistę?
To dziennikarski humbug. Nie myślę komentować, bo każdy komentarz ten humbug nobilituje.
A od czasu oskarżeń o rasizm uważa pan z żartami?
Sądzi pan, że jakiś pismak z brukowca, jakiś niewydarzony klon Rity Skeeter [dziennikarki z cyklu o Harrym Potterze, której postać jest satyrą na tabloidy – przyp. redakcji] zdolen jest zmienić mój styl życia i bycia? To obraźliwe posądzenie.
Czy może po prostu teraz już pan ulega nakazom politycznej poprawności i nie będą się mieli do pana o co przyczepić?
Primo, nie ulegam, poprawność polityczną mając za synonim hipokryzji i przykrywkę dla owej. Secundo, zawsze się przyczepią. Jak nie będą mieli za co, to coś przeinaczą lub wręcz zmyślą, wzorem dopiero co przywołanej Rity Skeeter. A walczyć z tym to być jak król Kserkses, batożący morze.
Ale o katastrofie smoleńskiej, mimo niechęci do komentowania wydarzeń aktualnych, jednak pan się czasem wypowiada. W jednym z tekstów zapowiadających „Sezon burz" przeczytałem, że ma pan w tej kwestii bardzo zdecydowaną opinię. Co to znaczy?
To znaczy, że opinie i poglądy są jak d... Posiadanie nie oznacza automatycznej konieczności pokazywania wszystkim. Nadto, nie wypada głosić opinii, jeśli się na czymś nie znamy, a ja nie znam się na katastrofach lotniczych. Pacholęciem będąc, nie sklejałem modeli, bawiłem się żołnierzykami. Jakby więc co, to proszę pytać o taktykę piechoty, może coś wygłoszę. Ale z pewnością nie ex cathedra.
Ma pan też bardzo zdecydowaną opinię na temat współczesnej polityki. Krytyczne aluzje do niej można znaleźć i w dawnych książkach o wiedźminie, i w „Sezonie burz". Co pana najbardziej w polskich politykach irytuje?
Tępota, nieudolność, fanatyzm i chamstwo, not necessarily in that order. Nie ograniczałbym jednak tego wyłącznie do polityków. Którzy, jacykolwiek by byli, przemijają, odchodzą w niebyt. A pewne rzeczy są, niestety, wieczne. I powszechne.
Jak pan patrzy na zaangażowanie kolegów pisarzy ze środowiska fantastycznego w publicystykę polityczną po prawej stronie? Mam na myśli takich autorów jak Rafał Ziemkiewicz czy Marcin Wolski.
Następne pytanie, proszę. Nomina albowiem sunt odiosa, nie odniosę się do żadnych pytań natury personalnej.
W „Sezonie burz" zaintrygował mnie wątek manipulacji genetycznych. Ja traktuję to jako pańską wypowiedź na temat jak najbardziej współczesny. Uważa pan, że to jest jeden z najpoważniejszych problemów cywilizacyjnych naszych czasów?
To zwykły zabieg fabularny. Ale, owszem, uważam to za pewien problem cywilizacyjny, za nieszczególnie dobrze wróżące signum temporis. Ale jest też przecież mnóstwo innych. Lista jest przerażająco długa.
A co jest pana zdaniem najpoważniejszym wyzwaniem cywilizacyjnym, przed którym dziś stanęliśmy?
My nim jesteśmy. I to, co robimy z otaczającym nas światem. To wielkie wyzwanie: opamiętać się wreszcie.
Małgorzata Kalicińska, autorka popularnych romansów, powiedziała niedawno, że jurorzy nagród literackich w Polsce wyróżniają tylko smęty, których nikt nie chce czytać. Zgadza się pan z tą opinią? Pański przypadek w sumie to potwierdza. Przy tej skali popularności, jaką zyskały pańskie książki, jeden Paszport Polityki wiosny nie czyni.
Każde gremium przyznające nagrody ma swoich jurorów, a ci mają prawo decydować o przyznaniu nagród wedle własnych sądów, gustów, smaków i poglądów. Decyzji tych – choćby nawet i bardzo się chciało – nie wypada komentować. Ani tym bardziej podważać. W szczególności niespecjalnie uchodzi to tym, którzy przy podziale nagród zostali pominięci.
A czyta pan polską literaturę współczesną?
Jakoś mi się skończyło na Lemie i Kapuścińskim. Proszę mnie nie winić, nobody's perfect.
Co pan myśli o tym, co udało się panu przeczytać? Coś zrobiło na panu duże wrażenie? Na przykład pisarstwo Doroty Masłowskiej? Albo Andrzej Stasiuka? A może ceni pan mistrzów starszego pokolenia? Rylskiego? Głowackiego?
Arturo Perez-Reverte, Umberto Eco, Wiktor Pielewin, Neil Gaiman, China Miéville, Haruki Murakami, Cormac McCarthy, Jonathan Carroll, Ursula Le Guin, John Crowley, John Connolly, Connie Willis, Robert Rankin, Terry Pratchett, Peter Rothfuss, George R.R. Martin. Oto – niepełna – lista autorów, którzy zrobili na mnie wrażenie. Których udało mi się przeczytać, wciąż udaje mi się czytać i których z pewnością uda mi się czytać nadal, w miarę ukazywania się nowości.
Nie kusiło pana, żeby napisać drapieżną powieść współczesną? Ma pan do tego temperament, co widać w pańskich książkach fantastycznych.
Nie, nie należy się czegoś podobnego spodziewać. W szczególności owa drapieżność to impediment. Bo – miast kusić –odstręcza i mocno śmieszy zarazem.
A gdyby pan się jednak na taką powieść zdecydował, to o czym by była?
Następne pytanie, proszę. A zresztą nie. Musimy kończyć.
© Licencja na publikację
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Źródło: Plus Minus
Fani apelowali o to od dawna, ale dopiero po ponad 13 latach napisał pan kolejną powieść o Wiedźminie. Co zdecydowało?
Czy Europa uczestniczy w rewolucji AI? W jaki sposób Stary Kontynent może skorzystać na rozwiązaniach opartych o sztuczną inteligencję? Czy unijne prawodawstwo sprzyja wdrażaniu innowacji?
„Psy gończe” Joanny Ufnalskiej miały wszystko, aby stać się hitem. Dlaczego tak się nie stało?
W „Miastach marzeń” gracze rozbudowują metropolię… trudem robotniczych rąk.
Spektakl „Kochany, najukochańszy” powstał z miłości do twórczości Wiesława Myśliwskiego.
Bank zachęca rodziców do wprowadzenia swoich dzieci w świat finansów. W prezencie można otrzymać 200 zł dla dziecka oraz voucher na 100 zł dla siebie.
Choć nie znamy jego prawdziwej skali, występuje wszędzie i dotyka wszystkich.
Czy prawo do wypowiedzi jest współcześnie nadużywane, czy skuteczniej tłumione?
Z naszą demokracją jest trochę jak z reprezentacją w piłkę nożną – ciągle w defensywie, a my powtarzamy: „nic się nie stało”.
Trudno uniknąć wrażenia, że kwalifikacja prawna zdarzeń z udziałem funkcjonariuszy policji może zależeć od tego, czy występują oni po stronie potencjalnych sprawców, czy też pokrzywdzonych feralnym postrzeleniem.
Niektóre pomysły na usprawnienie sądownictwa mogą prowadzić do kuriozalnych wręcz skutków.
Hasło „Ja-ro-sław! Polskę zbaw!” dobrze ilustruje kłopot części wyborców z rozróżnieniem wyborów politycznych i religijnych.
Ugody frankowe jawią się jako szalupa ratunkowa w czasie fali spraw, przytłaczają nie tylko sądy cywilne, ale chyba też wielu uczestników tych sporów.
Współcześnie SLAPP przybierają coraz bardziej agresywne, a jednocześnie zawoalowane formy. Tym większe znacznie ma więc właściwe zakresowo wdrożenie unijnej dyrektywy w tej sprawie.
To, co niszczy demokrację, to nie wielość i różnorodność opinii, w tym niedorzecznych, ale ujednolicanie opinii publicznej. Proponowane przez Radę Ministrów karanie za „myślozbrodnie” to znak rozpoznawczy rozwiązań antydemokratycznych.
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas