Reklama
Rozwiń
Reklama

Obrazoburczość po afrykanersku, czyli literacka legenda

Czy poprzez opis kilku dni na południowoafrykańskiej farmie można opisać destrukcję dotychczasowego świata? Etienne Leroux udowodnił, że tak. „Siedem dni u Silbersteinów”, pierwsza książka słynnego pisarza, ukazała się w Polsce.

Publikacja: 07.10.2025 04:40

Etienne Leroux

Etienne Leroux

Foto: brak

To jedna z najbardziej niezwykłych powieści wydanych ostatnio w Polsce. W jej kontekście przywoływano – w jakiejś mierze słusznie – „Czarodziejską górę” Manna, prozę Bruno Schulza czy „Dekamerona” Bocaccia. Niezwykły jest też autor: Etienne Leroux, czyli naprawdę Stephanus Petrus Daniël le Roux (1922-1989). Syn południowoafrykańskiego ministra rolnictwa, doglądający krów i merynosów zarządca czterech farm, piszący po nocach powieści, których przez długi czas nikt nie chciał wydać. Dzisiaj ikoniczna postać literatury afrykanerskiej, a do czołowych dzieł w jego dorobku jest zaliczane właśnie „Siedem dni u Silbersteinów”, pierwsza jego rzecz wydana po polsku.

Czytaj więcej

Agenci służb, piraci, famme fatale i wielcy naiwni lat 90-tych

Oskarżenia o brak patriotyzmu i pornografię

W przeciwieństwie do dobrze lub przynajmniej nieźle znanych w Polsce tamtejszych pisarzy piszących po angielsku – J.M. Coetzee, Nadine Gordimer, Damona Galguta – Leroux tworzył w afrikaans. To ważne, gdyż pisarstwo Leroux jest dyskusją z tradycją literatury w tym języku, przeważnie patriotycznej, realistycznej i w dużej mierze sielankowej. Autor „Siedem dni u Silbersteinów” należał do odnowicieli twórczości w afrikaans, na początku lat 60. ubiegłego wieku stał się czołową postacią nowej formacji w Południowej Afryce, grupy Sestiegerów (jej bodaj najbardziej znanym w Polsce przedstawicielem był André Brink) postulującej odejście od literackiego konserwatyzmu. I realizujących ten postulat, co narażało ich na różnorakie zarzuty – od braku patriotyzmu po pornografię – a skutkowało między innymi zakazem rozpowszechniania ich książek.

Prestiżowa nagroda i oburzenie konserwatystów

Obrazoburczy charakter ma również „Siedem dni u Silbersteinów”, której odbiór w RPA był skrajnie różny. Z jednej strony powieść została wyróżniona Nagrodą im. Hertzoga, jednym z najważniejszych laurów literackich, z drugiej zbulwersowała konserwatywnych czytelników oraz rządzących. Czytelników może zwieść sam początek powieści, mocno nawiązujący do tradycji afrykanerskiej powieści farmerskiej, plaasroman. „Van Eedenowie czuli, że czas najwyższy ożenić ich jedynaka z kimś, kto pod każdym względem odpowiadałby ich pozycji. Dzięki Bogu wychowano młodego człowieka na tyle światowo, iż wiedział, że miłość wchodzi w grę dopiero na ostatnim miejscu.”

Czytaj więcej

Eric Clapton 29 kwietnia 2026 zagra w Krakowie
Reklama
Reklama

Imprezy coraz bardziej perwersyjne

Henry van Eeden, gdyż on jest owym jedynakiem, trafia do posiadłości Welgevonden należącej do rodziny Silbersteinów, nowobogackich Żydów. Ma tam spędzić kilka dni i poznać swoją wybrankę – Salome Silberstein. Dni te, choć pozornie monotonne, okazują się zaskakująco dziwaczne. Henry spędza je na wędrówkach po posiadłości z ojcem przyszłej panny młodej, wysłuchując jego wywodów o życiu i śmierci, czy o siłach dobra i siłach zła. Podobne dyskusje w gronie miejscowych elit – z nieudolnymi próbami włączenia się Henry’ego – odbywają się podczas wieczorno-nocnych imprez o coraz bardziej perwersyjnym zabarwieniu. Czy zatem „Siedem dni u Silbersteinów” to po prostu powieść inicjacyjna? Na pewno w części tak jest – pusta postać młodzieńca nieco się uplastycznia, traci swoją niewinność i choć w części pozbywa się swej żenującej początkowo naiwności. Zaczyna czuć świat i rzeczywistość, w jakiej się znalazł.

Jak czytać Leroux

Jednak powieść Leroux proponuje to, co w literaturze najcenniejsze: wielowymiarowość, wymykanie się jednoznacznej interpretacji. Zwraca na to uwagę polski tłumacz powieści Jerzy Koch, z którego posłowia zaczerpnąłem część informacji na użytek niniejszego tekstu. Koch przeprowadza głęboką analizę tekstu Leroux, który był zafascynowany myślą Carla Gustava Junga. I postuluje, żeby „Siedem dni” czytać właśnie poprzez Junga, jego zdaniem jest to powieść, gdzie na pierwszy plan wybija się „brak mitu”, który „jest swoistym nowym mitem współczesności, a brak ładu nowym ładem”. Koch w imponujący sposób tropi jungowskie sygnały wysyłane przez Junga, przez co powieść Leroux zaczyna się mienić całym wachlarzem nowych znaczeń.

Czytaj więcej

„Cesarzowa Piotra” Kristiny Sabaliauskaitė. Bitwa o ciało carycy

Czy to znaczy, że jest to propozycja dla niewielkiego grona wybranych, uzbrojonych w wiedzę o myśli Carla Gustava? Nie, Leroux można czytać i czerpać z tego satysfakcję, na innym poziomie, który zresztą nie wyklucza jungowskich interpretacji. Trochę tak jak uczynili to… południowoafrykańscy konserwatyści i tamtejsza cenzura. Przede wszystkim jako prozę naruszającą tabu, świętokradczą w różnych wymiarach. Mocną, satyryczną, rewizję afrykanerskich mitów: życia farmerskiego i związanych z nim rytuałów, budowy opartego na biznesie bogactwa, ubogacającej i przywódczej roli elit, wreszcie ich intelektualnej głębi. Ale nie tylko – Leroux wykpiwa proces inicjacji jako takiej, nie mówiąc już o reżyserowanej miłości. Woła: rzeczywistość à la „Czarodziejska Góra” nie ma już większego sensu, zdegenerowała się, stała się swoją karykaturą.

Kto zmiecie dotychczasowy świat?

Jednak u Leroux jest jedna wyrwa w obrazoburczej narracji. Wątek, który w powieści został potraktowany, jak się wydaje, śmiertelnie poważnie. Kolorowa społeczność, pracująca u Silbersteinów i mieszkająca na skraju ich posiadłości. Jej przedstawiciele nie są jakoś szczególnie źle traktowani, ot wygodne źródło taniej siły roboczej. Właściwie nawet trudno dociec, dlaczego w ich osiedlach wybuchają krwawe zamieszki czy płoną kościoły. Kompletnie nie rozumieją tego Silbersteinowie czy inni biali, o Henrym nie wspominając. Rozumie to za to Leroux we fragmentach poświęconych rzeczywistości kolorowej ludności, inaczej prowadząc narrację. Poważniejąc, jakby sugerując, że to ci półniewolnicy stworzą siłę, która kiedyś wywróci do góry nogami życie Silbersteinów i im pokrewnych. Pod tym względem Leroux również miał rację.

Etienne Leroux: „Siedem dni u Silbersteinów”, przeł. Jerzy Koch, ArtRage 2025

Okładka powieści Etienne Leroux "Siedem dni u Silbersteinów"

Etienne Leroux: „Siedem dni u Silbersteinów”, przeł. Jerzy Koch, ArtRage 2025

Foto: brak

To jedna z najbardziej niezwykłych powieści wydanych ostatnio w Polsce. W jej kontekście przywoływano – w jakiejś mierze słusznie – „Czarodziejską górę” Manna, prozę Bruno Schulza czy „Dekamerona” Bocaccia. Niezwykły jest też autor: Etienne Leroux, czyli naprawdę Stephanus Petrus Daniël le Roux (1922-1989). Syn południowoafrykańskiego ministra rolnictwa, doglądający krów i merynosów zarządca czterech farm, piszący po nocach powieści, których przez długi czas nikt nie chciał wydać. Dzisiaj ikoniczna postać literatury afrykanerskiej, a do czołowych dzieł w jego dorobku jest zaliczane właśnie „Siedem dni u Silbersteinów”, pierwsza jego rzecz wydana po polsku.

Pozostało jeszcze 90% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Literatura
Wojciech Gunia: „Im więcej racjonalności, tym głębszy cień”
Literatura
Książka Twardocha o wojnie w Ukrainie druga w rankingu „Der Spiegel"
Literatura
Pierwsza biografia Stanisława Tyma, ostatnia książka Katarzyny Stoparczyk
Literatura
Pierwsza biografia Stanisława Tyma, czyli nie tylko Ryszard Ochódzki i „Miś"
Materiał Promocyjny
Jak budować strategię cyberodporności
Literatura
Złota Era VHS: kiedy każdy film był wydarzeniem, a van Damme Bogiem
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama