Płodzenie gorsze od zabójstwa

Rewolucja obyczajowa XX wieku miała rzekomo wyzwolić ciało z pęt, które nałożyło na nie chrześcijaństwo.

Publikacja: 21.02.2014 20:59

Filip ?Memches

Filip ?Memches

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska Magda Starowieyska

Oczywiście dążenia takie były już wcześniej, ale nigdy raczej nie wychodziły poza ramy kultury wysokiej. Jeśli ludzie cudzołożyli, to mieli świadomość popełniania grzechu i nie próbowali tego zmieniać poprzez dorabianie do swoich zachowań wyszukanych koncepcji filozoficznych, przewartościowujących pojęcia dobra i zła. Takie operacje były domeną zamkniętych ekscentrycznych środowisk, a te w czasach poprzedzających epokę mas i mediów nie oddziaływały na społeczeństwo.

Czy jednak chrześcijaństwo – wtedy, kiedy kształtowało moralność publiczną – rzeczywiście pętało ciało? Jeśli mamy tu do czynienia z religią zakazów i nakazów, która istoty zła upatruje w ludzkiej pożądliwości, a co za tym idzie – w ludzkiej seksualności, to na tak postawione pytanie musi się nasuwać odpowiedź twierdząca. A przecież w świecie po rewolucji obyczajowej ewangeliczne przesłanie jawi się jako dziedzictwo mrocznego średniowiecza, w którym kobietom zakładano pasy cnoty.

W najnowszym wydaniu „Christianitas" (nr 52/2013) ukazało się kilka tekstów zadających kłam interpretacji chrześcijaństwa jako doktryny uzasadniającej purytańską mentalność epoki wiktoriańskiej. Ktoś mógłby ze zdziwieniem pomyśleć, że szacowny tradycjonalistyczny periodyk postanowił pójść z duchem czasu i podchwycić narrację „Gazety Wyborczej" o papieżu Franciszku. W tej narracji Ojciec Święty idąc śladami Jezusa, broni nierządnic przed wyrokami chcących je kamienować moherów. Tyle że powstrzymuje się przed wypowiedzeniem słów: „(...) nie grzesz więcej". Bo dziś o grzechu powinno się przecież mówić jedynie w odniesieniu do antysemityzmu, homofobii i pedofilii (i to wyłącznie księży, bo już nie ikon nowej lewicy pokroju Daniela Cohn-Bendita). Albo nie mówić wcale.

Tymczasem jest zgoła inaczej. W „Christianitas" warto zwrócić uwagę na fragment książki współczesnego francuskiego myśliciela religijnego (Żyda nawróconego na katolicyzm), Fabrice'a Hadjadja, zatytułowanej „Kobieta i mężczyzna. O mistyce ciała" (jest to zapowiedź polskiego przekładu). Materiał ten uzupełnia rozmowa z jej autorem.

Hadjadj nie pozostawia złudzeń co do tego, że nauczanie Chrystusa można utożsamiać z rygorystycznym podejściem do ciała, ale bynajmniej nie przyjmuje liberalnego kursu w etyce. Przywołuje myśl Fryderyka Nietzschego, aby udowodnić, że niemiecki filozof kojarzący się z neopogańską reakcją w kulturze europejskiej występował przeciwko wypaczonym formom chrześcijaństwa. Czytamy więc: „(...) gdyby Nietzsche był bardziej świadomy Zmartwychwstania czy Wcielenia, nigdy by nie napisał swoich dzieł tak, jak to zrobił. On pisał pod wpływem chrześcijaństwa zredukowanego do moralności, jaką wyznawał protestancki purytanizm. (...) A przecież Chrystus nigdy nie uprawiał moralistyki, sprowadzanie wiary do moralności jest totalnym nieporozumieniem".

W czym zatem tkwi podstawowy problem? W przeciwstawianiu szlachetnej duszy plugawemu ciału. Dualizm ten stanowi od głębokiego średniowiecza istotny nurt kultury europejskiej. Chodzi o gnozę – niegdyś tępioną przez Kościół herezję – która zakłada, że materialna rzeczywistość jest dziełem złego demiurga. Hadjadj referuje tę gnostycką koncepcję następująco: „Z nienawiści do prawdziwego Boga demiurg ten uwięził iskrę naszych dusz w śmiertelnym błocie ciała. Trzeba je więc wydać albo na najbardziej rozwiązłą hulankę, albo na najsurowsze umartwienie. Rozpusta i kastracja pochodzą z tego samego źródła: ciało nie może być świątynią ducha".

Rzecz jasna, gdyby współczesny hedonista usłyszał, że ma cokolwiek wspólnego ze średniowiecznym gnostykiem, popukałby się w czoło. Czy jednak słusznie? Hadjadj podkreśla, że dawni gnostycy uważali płodzenie za coś gorszego od zabójstwa. „Jeśli (...) zbłąkane nasienie doprowadzało do poczęcia (...), wstrętną matrycę opróżniano, a z płodu czyniono pasztet, dodając przypraw, w duchu pokuty. Wyznawcy dzielili się nim podczas świętej wieczerzy. Był to obrzęd miłosierdzia, gdyż nie dopuszczono, by diabeł zamknął duszę w bolącej sztuce mięsa".

Jeśli dzisiejszy hedonista, a więc miłośnik cielesnych uciech, postrzega takie makabryczne praktyki jako barbarzyństwo i obrzydliwość, to tylko dlatego, że jego pogarda dla ciała przybrała – nazwijmy to tak umownie – cywilizowane formy. Bo czy można szanować coś, co płata tak przykre niespodzianki, jak niechciana ciąża? Zapobieganiu jej służy dzisiaj przemysł wciąż zwany medycznym, chociaż z medycyną – czyli ratowaniem ludzkiego życia i ludzkiego zdrowia – łączy go coraz mniej cech wspólnych. To przecież człowiek ma być panem życia i śmierci, a nie jakiś Bóg, który sam przybrał ludzką postać i tym samym dowartościował również ludzkie ciało.

Oczywiście dążenia takie były już wcześniej, ale nigdy raczej nie wychodziły poza ramy kultury wysokiej. Jeśli ludzie cudzołożyli, to mieli świadomość popełniania grzechu i nie próbowali tego zmieniać poprzez dorabianie do swoich zachowań wyszukanych koncepcji filozoficznych, przewartościowujących pojęcia dobra i zła. Takie operacje były domeną zamkniętych ekscentrycznych środowisk, a te w czasach poprzedzających epokę mas i mediów nie oddziaływały na społeczeństwo.

Pozostało 89% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą