Reklama

Ukrainie brakuje żołnierzy, nie sprzętu

Na Ukrainie jest ok. 650 tys. żołnierzy rosyjskich, od stycznia przybyło ich 40 tys. Rosjanie są w stanie szybko uzupełniać straty. Jeśli chodzi o żołnierza ukraińskiego, największym problemem jest to, że go po prostu… nie ma – mówi Konrad Muzyka, analityk militarny z Rochan Consulting.

Publikacja: 14.08.2025 05:18

Ukrainie brakuje żołnierzy, nie sprzętu

Foto: materiały prasowe

Przed nami szczyt – spotkanie prezydentów Trumpa i Putina. Czego się spodziewasz w kontekście Ukrainy?

Nie mam szczególnie optymistycznych oczekiwań. Wydaje się, że Rosja wciąż utrzymuje wobec Ukrainy cele maksymalistyczne, zakładające jej całkowite zwasalizowanie. Na obecnym etapie wojny to Moskwa znajduje się w korzystniejszej sytuacji, więc Putin będzie negocjował z pozycji siły. Przecieki dotyczące rzekomego oddania przez Ukrainę pozostałej części obwodu donieckiego zostały już zdementowane przez Kijów. Istnieje więc ryzyko, że po szczycie Ukraina znajdzie się na kursie kolizyjnym z USA. Niemniej sam proces negocjacyjny – jeśli w ogóle się rozpocznie i będzie obejmował udział Ukrainy – potrwa zapewne miesiącami.

Niedawno wróciłeś z kolejnej wizyty w Ukrainie. Jak obecnie wygląda sytuacja na froncie?

Rosjanie dalej utrzymują strategiczną inicjatywę na całej długości frontu. Nie licząc bardzo lokalnych kontrataków, Ukraińcy są w odwrocie. Wojska Federacji Rosyjskiej bardzo mocno napierają na kilku osiach, zwłaszcza w rejonie Czasiw Jaru, Torećka, Pokrowska, Wełykiej Nowosiłki, ostatnio w Zaporożu, czyli na głębokim południu.

Niepokoi to, że rosyjskie zdobycze terytorialne, zwłaszcza w lipcu, były dość znaczące i większe niż w poprzednich miesiącach. Rosjanie posunęli się do przodu na kilku osiach o 10–12 km. Tego wcześniej nie widzieliśmy. Jeżeli poprzednio były jakieś zdobycze terytorialne, to były skupione wokół jednego rejonu. Teraz mamy kilka rejonów, gdzie front zaczyna przeciekać.

W ostatnich tygodniach było głośno o planowanej rosyjskiej ofensywie letniej. To właśnie z tym mamy do czynienia?

Już kilka miesięcy temu spodziewaliśmy, że Rosjanie będą zwiększać stopniowo liczbę ataków lądowych za pomocą dronów, bomb lotniczych i innych środków. Przy czym liczba używanego sprzętu pancernego będzie w dużym stopniu ograniczona. I faktycznie od marca Rosjanie coraz bardziej podkręcają tempo. Teraz widzimy tego rezultat: przy niedoborach w sile żywej po stronie ukraińskiej mamy coraz szybsze rosyjskie zdobycze terytorialne. Wśród moich rozmówców pojawiają się głosy o planowanej wielkiej ofensywie Rosji, ale są one w zdecydowanej mniejszości. Większość osób twierdzi jednak, że to, czym Rosjanie teraz operują, to wszystko, co mają.

Czego można spodziewać się w najbliższych tygodniach?

Zakładam, że w dalszym ciągu Rosjanie będą powoli wykrwawiać Ukraińców, aby otworzyć front i jeszcze bardziej przyspieszyć pochód na zachód i północ w kierunku Kramatorska i Słowiańska. Na razie naszym głównym scenariuszem jest to, że to, co teraz robią wojska rosyjskie się nie zmieni.

Reklama
Reklama

Oczywiście, jeżeli pojawią się jakieś bardziej konkretne dane dotyczące większego przerzutu sił, to będziemy nasze scenariusze na bieżąco aktualizować. Sytuacja jest dynamiczna.

Czytaj więcej

Trump przed rozmową z Putinem. Mówi o warunku, który muszą spełnić Rosja i Ukraina

Ilu Rosjan tam teraz jest?

Ok. 650 tys., od stycznia przybyło ich ok. 40 tys. Rosjanie są w stanie naprawdę szybko regenerować straty. Wycofanie kompanii czy batalionu, który poniósł kilkudziesięcioprocentowe straty i odbudowanie jego stanów osobowych trwa maksymalnie dwa tygodnie.

Czyli nie widać, żeby ta ludzka rzeka Rosjan miała się jakoś zatrzymać?

Zdecydowanie nie. Eksperci na Ukrainie szacują, że Rosjanie będą w stanie utrzymać dotychczasowe tempo rekrutacji co najmniej do końca tego roku. A są i takie szacunki, że problemów z tym nie będzie co najmniej do połowy 2026 r. To będzie zależeć od tego, co się będzie działo z rosyjską gospodarką. Tempo tworzenia nowych jednostek i odbudowania tych już istniejących zostanie utrzymane mimo że straty na froncie mogą być bardzo duże.

Jak działa ich mechanizm rekrutacji?

Jeden strumień opiera się w dalszym stopniu na wolontariuszach, czyli osobach, które chcą dostać bardzo duży bonus za zapisanie się do wojska. Ten bonus dostają, przechodzą szkolenie, które trwa od kilku dni do kilku tygodni i później taka osoba jest przydzielana do konkretnej jednostki. Nie wiemy, czy jeszcze w jednostce przechodzi dodatkowe szkolenie – tak jest po stronie ukraińskiej. Generalnie Rosjanie, którzy się zgłaszają do wojska, najpóźniej w ciągu kilku tygodni trafiają na front.

Ukraińscy żołnierze opowiadali nam, że czasem taka osoba ginie na froncie już po kilku dniach od podpisania kontraktu z Ministerstwem Obrony Narodowej Federacji Rosyjskiej. Krótkie szkolenie na pewno nie pozwala przygotować się na to, co będzie się działo na froncie na Ukrainie.

Reklama
Reklama

Drugi strumień, o którym tak naprawdę dużo nie wiemy, ale na pewno istnieje, to są młodzi Rosjanie, którzy są przedmiotem poboru w Rosji, i którzy są zmuszani poprzez bicie i różnego rodzaju tortury do podpisania kontraktu.

A jakie są główne problemy po stronie Ukraińców?

Zacznę od tego, co się zmieniło w ostatnich miesiącach na lepsze. Chodzi o szkolenie. Żołnierze ukraińscy faktycznie przechodzą szkolenie 30-dniowe, czasami sześciotygodniowe i dodatkowo otrzymują tzw. szkolenie asymilacyjne w jednostkach, które ma ich przygotować do tego, co będzie ich czekało.

Natomiast jeśli chodzi o żołnierza ukraińskiego największym problemem jest to, że go po prostu… nie ma. A jest to związane z tym, że skala dezercji i opuszczania jednostek bez zgody jest bardzo duża. To stwarza sytuację groźną: jeżeli weźmiemy pod uwagę straty żołnierzy na linii frontu oraz dezercje i opuszczanie jednostek bez zgody, to liczba żołnierzy po stronie ukraińskiej się zmniejsza z miesiąca na miesiąc. Mimo że oficjalnie Ukraińcy mobilizują 20-30 tys. osób miesięcznie, to duża część z nich nie trafia na linię frontu.

To jest bardzo duży problem strukturalny, który pozostaje nierozwiązany od dłuższego czasu i nic nie wskazuje na to, by to się wkrótce zmieniło. Kolejne problemy to jakość dowodzenia, sprzęt osobisty, który ci żołnierze dostają, charakterystyka naczelnych dowódców ukraińskich, ale też faza wojny.

W jakim sensie?

Zupełnie inaczej przychodzi się do wojska, kiedy to wojsko wygrywa i są duże szanse albo przynajmniej nadzieja, że wojna się wkrótce skończy, niż do armii, której morale szoruje po dnie i która każdego dnia czy tygodnia cofa się pod naporem wojsk rosyjskich. To pewnie można też przełożyć na drugą stronę. Rosjanie są bardziej skłonni zapisać się do wojska, ponieważ oczekują, że ta wojna w końcu się skończy, bo armia rosyjska wygrywa.

Jest to oczywiście w pewnym stopniu przekoloryzowane, bo Rosjanie tak naprawdę nie zdają sobie sprawy, na jakim etapie jest ta wojna. No, ale cały nastrój w narodzie rosyjskim i przedstawianie sytuacji przez rosyjski resort obrony jest takie, że ta wojna już nie będzie trwała długo.

Reklama
Reklama

Rosjanom ludzi nie brakuje, w wojsku ukraińskim to palący problem. Co jeszcze widać na froncie?

Bardzo dużą zmianą, jaką zaobserwowaliśmy w ostatnich kilku miesiącach, jest pojawienie się na froncie zespołów dronowych, które należą do Rubikona. To Rosyjskie Centrum Zaawansowanych Systemów Bezzałogowych. Zajmuje się szkoleniem operatorów dronów, testowaniem nowych technologii i ich wdrażaniem na froncie. Ich działania są bardzo skoordynowane i metodyczne, a pojawienie się go w jakiejś części frontu zwiastuje wzrost intensywności ataków bezzałogowych, systematyczne osłabianie ukraińskich pozycji.

Cała obrona ukraińska w ciągu ostatniego roku opierała się na dronach. Jak nie było amunicji artyleryjskiej, Ukraińcy używali dronów. Jak nie mieli ludzi, to używali dronów, żeby załatać dziury. Teraz ta przewaga ukraińska, nie tylko jeśli chodzi o jakość, ale też o wyszkolenie pilotów dronowych, została zniwelowana i są sytuacje, kiedy Rosjanie uzyskują lokalną przewagę w używaniu dronów. Mało tego, używają ich tak dużo, że ma to wpływ na ukraińskie operacje połączone.

Co to znaczy?

W ciągu ostatniego roku Ukraińcy bronili swoich pozycji, wykorzystując drony, artylerię i piechotę. Obecnie jednak rosyjskich dronów jest tak wiele, że ukraińskie jednostki często rezygnują z użycia artylerii, ponieważ w rejonie jej rozmieszczenia stale krążą maszyny bezzałogowe. Na odcinkach frontu, gdzie artyleria jednak otworzy ogień, odpowiedź w postaci rosyjskiego ognia kontrbateryjnego następuje w ciągu jednej–dwóch minut, a w ciągu kolejnych kilku minut w rejonie pojawiają się roje dronów FPV, które namierzają i niszczą wykryte działa.

Dodatkowo Rosjanie prowadzą wyjątkowo skuteczne działania antydronowe, koncentrując się na zwalczaniu zarówno ukraińskich dronów rozpoznawczych, jak i uderzeniowych. Ponieważ większość ukraińskiej logistyki opiera się obecnie na bezzałogowcach, ich systematyczne eliminowanie stanowi poważny problem. Na poziomie batalionu 70–80 proc. wysiłku logistycznego przeznacza się na zaopatrywanie pododdziałów dronowych, a jedynie 20–30 proc. na wsparcie piechoty. Utrzymanie zdolności dronowych ma dla Ukraińców wyższy priorytet niż zabezpieczenie działań jednostek liniowych.

Czy to oznacza, że artyleria, czołgi czy pojazdy pancerne na polu walki stają się małowartościowe?

Tzw. dronoza jest wynikiem tego, że żadna strona nie była w stanie doprowadzić do przełamania na wczesnym etapie wojny. Doszło do zastopowania znaczących działań ofensywnych, przede wszystkim poprzez szybkie wdrożenie bezzałogowych środków rozpoznawczych i przy ich pomocy prowadzenia skutecznego ognia artyleryjskiego. Później weszły drony FPV. To doprowadziło do sytuacji, że jakikolwiek atak pancerny jest szybko niszczony. Jednak Rosjanie nadal będą rozbudowywać swoje siły pancerne. Oni obecnie produkują 250–300 czołgów T-90M rocznie i ta produkcja prawdopodobnie będzie z roku na rok rosnąć.

Reklama
Reklama

Jak jest z dostawami sprzętu dla Ukraińców?

Sprzęt pancerny nadal jest wykorzystywany, jednak zarówno po stronie ukraińskiej, jak i rosyjskiej panuje przekonanie, że jego użycie obecnie mija się z celem, gdyż pojazdy te szybko stają się łatwym celem i ulegają zniszczeniu. W przypadku artylerii nie odnotowuje się obecnie sygnałów o drastycznych niedoborach amunicji, które w istotny sposób ograniczałyby zdolność do prowadzenia ognia.

Pomimo tego, że drony funkcjonują bardzo dobrze i te zdolności są po stronie ukraińskiej rozbudowane, ukraińscy dowódcy mówią, że one nigdy nie zastąpią artylerii – ona dalej będzie kluczowa.

Po stronie ukraińskiej, mimo stałego wzrostu produkcji do kilku milionów dronów rocznie, problemem pozostaje ich jakość. Występują znaczące różnice między sprzętem dostarczanym przez przemysł państwowy a prywatny – w tym pierwszym proces certyfikacji w Ministerstwie Obrony trwa kilka miesięcy, podczas gdy prywatni producenci reagują znacznie szybciej na potrzebę modyfikacji. W przypadku firm prywatnych często wystarczy jeden telefon z informacją o zmianach w rosyjskich środkach walki radioelektronicznej lub konieczności zwiększenia mocy nadajnika czy prędkości drona, aby wprowadzić odpowiednie poprawki w ciągu kilku dni.

W jaki sposób te zmiany wprowadza państwowy przemysł zbrojeniowy na Ukrainie?

To zajmuje kilka miesięcy i w momencie, kiedy one zostają wprowadzone, są już w zasadzie nieaktualne. Kończy się tym, że jednostki otrzymują drony, które muszą samodzielnie modyfikować jeszcze przed ich wykorzystaniem.

Czytaj więcej

Niemiecki gigant zbrojeniowy będzie jeszcze większy
Reklama
Reklama

A jak wygląda przemysł ukraiński pod kątem współpracy z zachodnią zbrojeniówką? Było mnóstwo różnych komunikatów, że Ukraina rozpoczyna koprodukcję z różnymi firmami.

To w dużej mierze zostaje w sferze zapowiedzi medialnych. Jeżeli Ukraina nie dostanie znaczących środków w postaci subwencji na zakup sprzętu zachodniego, nawet w fabrykach, które są ponoć stawiane na Ukrainie, to nie będzie tego sprzętu kupować. Rozmawialiśmy z przedstawicielką jednego z ministerstw odpowiedzialną za współpracę międzynarodową. Ona powiedziała, że jeżeli Ukraińcy będą mieli do wyboru, np. zakup jednego pojazdu Lynx za 10 mln euro i w tej samej cenie trzech lub czterech pojazdów BTR-4, które są produkowane przez Ukraińców, to wybiorą te ukraińskie. To, że zachodnie pojazdy będą o 20–30 proc. lepsze, z ich perspektywy nie robi znaczącej różnicy.

Poważnym problemem po stronie ukraińskiej jest brak środków na dalszy rozwój przedsiębiorstw zbrojeniowych produkujących m.in. pociski manewrujące, rakiety balistyczne i drony. Kijów chciałby, aby produkcja ta odbywała się w krajach europejskich w formule spółek joint venture, w których Ukraina wnosiłaby know-how, a partnerzy zachodni – kapitał. W przypadku rakiet pojawiały się koncepcje współpracy polsko-ukraińskiej, jednak strona polska nie wyraziła zainteresowania.

Czyli pogłoski, że ukraiński przemysł zbrojeniowy zaraz podbije całą Europę, są przesadzone?

Moim zdaniem tak. Jeżeli kraje zachodnie będą chciały zainwestować w rozwiązania dronowe, to oczywiście jak najbardziej Ukraińcy są w stanie zaoferować bardzo wiele, jeśli chodzi o know-how czy ekspertyzę i doświadczenia wyniesione z kontaktu z siłami zbrojnymi Federacji Rosyjskiej.

Jednak mam poczucie, że wiele przedsiębiorstw i krajów z Zachodu chce testować swoje rozwiązania na Ukrainie, ale niekoniecznie są zainteresowane pozyskiwaniem ukraińskich doświadczeń albo Ukraińcami jako partnerami biznesowymi. Przyjedziemy, przetestujemy albo nawet coś wam damy, ale tak naprawdę nic więcej od was nie chcemy. I choćby nie wiem, co byście byli w stanie nam zaoferować, to my powiemy: nie.

Zostawmy przemysł. Gdzie ta wojna będzie za pół roku?

To oczywiście bardzo trudne do przewidzenia. Nasz scenariusz bazowy zakłada, że dotychczasowy charakter działań będzie kontynuowany, jednak obserwujemy, że front zaczyna stopniowo „przeciekać”. Rosjanie narzucili Ukrainie wojnę na wyniszczenie, a Kijów zdecydował się podjąć rękawicę, co w pewnym momencie może doprowadzić do gwałtownego przyspieszenia wydarzeń. Być może właśnie wchodzimy w pierwszy etap. Otwartą kwestią pozostaje, czy dojdzie do załamania, czy też Ukraińcy zdecydują się przerzucić dodatkowe rezerwy strategiczne i wyspecjalizowane pododdziały dronowe, aby powstrzymać rosyjski potop bezzałogowców. Wydaje się, że ukraińskie dowództwo systemów bezzałogowych uważnie analizuje działania Rosjan, a w najbliższych tygodniach i miesiącach priorytetem będzie dla niego niszczenie jednostek Rubikona oraz innych rosyjskich formacji dronowych.

Reklama
Reklama

Jeżeli to im się uda, to możemy zakładać, że rosyjski pochód być może będzie trochę wolniejszy? Bo rozumiem, że szans na jakąś spektakularną ukraińską kontrofensywę nie ma?

Jeśli chodzi o przeprowadzenie operacji strategicznej, której celem byłoby odwrócenie tego negatywnego trendu, w którym znajdują się Ukraińcy już od dwóch lat, na razie nie ma szans. Ukraińcy mają za mało żołnierzy. Aczkolwiek biorąc pod uwagę charakter i osobowość generała Syrskiego, to wcale bym się nie zdziwił, gdyby doszło do prób podjęcia ograniczonych operacji zaczepnych.

Większa pomoc Zachodu mogłaby tutaj coś zmienić?

Moim zdaniem, nie. Fundamentalne problemy, z którymi zmagają się Ukraińcy są problemami ukraińskimi. Dotyczy to m.in. jakości dowodzenia, liczby żołnierzy, którzy znajdują się na linii frontu, metodyki używania sił, zarówno siły żywej, jak i dronów, itd. Wymieniać można długo. Przekazanie Ukraińcom kolejnych setek rakiet ATACMS nie zmieni charakteru tej wojny. Ostatecznie, żeby odbić jakąś miejscowość, potrzeba piechoty wspartej przez drony i artylerię. A Ukraińcy mają coraz mniej piechoty, artyleria jest skutecznie rażona – zachodni sprzęt nie jest panaceum na wszystkie problemy Ukrainy. Najważniejsze problemy, z którymi mierzy się Ukraina, muszą być rozwiązane przez rząd w Kijowie, a nie przez państwa zachodnie.

Czytaj więcej

Amerykańskie rakiety nie przyniosą przełomu

Na koniec chciałem zapytać, jakie z tej wojny płyną trzy główne wnioski dla nas, dla naszego wojska?

Absolutnym priorytetem musi być budowa rozpoznania i świadomości sytuacyjnej na każdym poziomie: strategicznym, operacyjnym i taktycznym. Począwszy od budowy świadomości strategicznej, tego, jakie są intencje Moskwy, gdzie przerzuca swoje siły, co planuje i tak dalej, a skończywszy na poziomie plutonu, który musi wiedzieć, kto jest naprzeciwko, jaki ma sprzęt i w którym kierunku przeciwnik zmierza.

Drugi wniosek?

Za rozpoznaniem muszą pójść środki rażenia, również od poziomu taktycznego do poziomu strategicznego. Od granatników przeciwpancernych po rakiety balistyczne i manewrujące. Trzeci wniosek dotyczy poziomu czysto organizacyjnego – zdolności do adaptacji i szybkiej regeneracji potencjału. Jeśli coś nie działa, musimy zdawać sobie sprawę i bardzo szybko to zmieniać Jeśli inicjatywy, które podejmujemy, nie działają lub stosunek kosztu do zysku jest niewspółmierny, to musimy się szybko adaptować. A z tym w naszym wojsku na pewno jest problem.

Jeżeli Rosja narzuci państwom bałtyckim czy Polsce wojnę na wyniszczenie, musimy przyjąć inne podejście niż Ukraina, aby nie powtórzyć jej błędów. Naszym celem powinno być prowadzenie działań asymetrycznych, które uderzą w rosyjską zdolność do prowadzenia długotrwałego konfliktu. Oprócz klasycznych ataków dronowych i rakietowych na cele wojskowe i przemysłowe, kluczowe byłoby paraliżowanie infrastruktury krytycznej – zwłaszcza sektora naftowo-gazowego, transportu kolejowego i portów wykorzystywanych do celów militarnych. Ważnym elementem byłyby również cyberoperacje wymierzone w systemy energetyczne, logistyczne i finansowe Rosji, a także działania informacyjne destabilizujące sytuację wewnętrzną. Skala tych działań musiałaby być znacznie większa niż w przypadku Ukrainy, aby szybko ograniczyć rosyjskie możliwości prowadzenia wojny.

O rozmówcy

Konrad Muzyka

Dyrektor Rochan Consulting, które specjalizuje się w analizie wojskowej głównie Rosji, Białorusi i Ukrainy.

Przed nami szczyt – spotkanie prezydentów Trumpa i Putina. Czego się spodziewasz w kontekście Ukrainy?

Nie mam szczególnie optymistycznych oczekiwań. Wydaje się, że Rosja wciąż utrzymuje wobec Ukrainy cele maksymalistyczne, zakładające jej całkowite zwasalizowanie. Na obecnym etapie wojny to Moskwa znajduje się w korzystniejszej sytuacji, więc Putin będzie negocjował z pozycji siły. Przecieki dotyczące rzekomego oddania przez Ukrainę pozostałej części obwodu donieckiego zostały już zdementowane przez Kijów. Istnieje więc ryzyko, że po szczycie Ukraina znajdzie się na kursie kolizyjnym z USA. Niemniej sam proces negocjacyjny – jeśli w ogóle się rozpocznie i będzie obejmował udział Ukrainy – potrwa zapewne miesiącami.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Biznes
Trump i Putin – Zachód ustala strategię, ustawa o plastiku, Włochy kontra Chiny
Biznes
37% emisji CO2 mniej: Coca-Cola HBC Polska i Kraje Bałtyckie prezentuje najnowsze wyniki ESG
Biznes
To może być koniec all inclusive. Kraj nr 1 dla polskich turystów zmieni przepisy?
Biznes
Rosjanie nie porozmawiają przez WhatsApp. Mieli sami o to poprosić
Biznes
Wojsko zmodernizuje samoloty F-16 za ponad 15 mld zł
Materiał Promocyjny
Nie tylko okna. VELUX Polska inwestuje w ludzi, wspólnotę i przyszłość
Reklama
Reklama