Już na wstępie pojawiły się nieporozumienia. W czwartek doradca ds. zagranicznych Putina Jurij Uszakow potwierdził wcześniejszą deklarację Trumpa o tym, że w nadchodzących dniach miałoby dojść do szczytu obu przywódców. Stwierdził jednak, że to była inicjatywa amerykańska, na którą rosyjski przywódca miał przystać. Wcześniej „New York Times” podawał, powołując się na źródła amerykańskie, że inicjatorem spotkania był Putin. Kwestia jest istotna, bo chodzi o pierwszy od czterech lat bezpośredni kontakt liderów USA i Rosji. Dla rosyjskiego dyktatora już samo to jest znaczącym sukcesem, bo zrywa jego izolację.
Ale na tym nie koniec nieporozumień. Uszakow powiedział, że stronę rosyjską interesuje tylko spotkanie Putina z Trumpem. Tymczasem amerykański prezydent zapowiedział, że po szczycie z Rosjaninem będzie widział się z Wołodymyrem Zełeńskim, a na koniec dojdzie do spotkania trzech przywódców. To jednak oznaczałoby zasadniczą zmianę podejścia Moskwy do ukraińskiego prezydenta, którego do tej pory nie uznawała za legalnego przywódcę.
Czytaj więcej
Sekretarz stanu USA Marco Rubio, po wizycie w Moskwie specjalnego wysłannika USA ds. Bliskiego Ws...
Władimir Putin chce wycofania amerykańskich wojsk z Polski. Donald Trump na to nie pójdzie
Na razie dokładny termin spotkania nie jest znany. Nie ujawniono też jego miejsca, choć ma być już uzgodnione przez obie strony.
– Nawet jeśli faktycznie dojdzie do tego spotkania, nie widzę szans, aby zakończyło ono wojnę w Ukrainie – mówi „Rzeczpospolitej” John Lough, znany brytyjski ekspert ds. rosyjskich z londyńskiego New Eurasian Strategies Centre. – Trump jest niecierpliwy, chce szybkiego porozumienia. Putin ma czas. To daje mu przewagę – podkreśla.