Dziennik intymny ciała

Robi się go dla ozdoby, dla podkreślenia statusu, zamanifestowania więzi, pokonania kompleksów. Tatuaż się udomowił, został zasymilowany jako element codzienności. Choć wciąż u wielu budzi niechęć.

Publikacja: 20.06.2014 22:33

Państwo W. z Warszawy, rodzice dwojga uczących się dzieci, oboje z tytułami naukowymi, pracują jako nauczyciele akademiccy. Syn W., 21-letni Kacper, studiuje na SGH, ich córka Kasia zdała właśnie maturę w dobrym państwowym liceum. W domu W. nie ma telewizora, jest za to masa książek, wieczorami zamiast serialu jest lektura. Jeśli coś się wspólnie ogląda, to ambitny film w kinie domowym. Wspólnie spędza się wakacje, rodzice chodzą z dziećmi na wystawy, do muzeów, do teatru. Kłopotów wychowawczych ani z nauką nigdy z nimi nie było.

Ale ostatnio pani W. przeżywa trudne chwile. – Kasia przyszła któregoś dnia ze szkoły i jak gdyby nigdy nic pokazała mi sporych rozmiarów węża z zakręconym ogonem wytatuowanego na przedramieniu. Dla mnie to był wstrząs. Nastąpiło jakby przekroczenie granic kulturowych, które wytyczyliśmy w naszej rodzinie i które, jak mi się dotąd zdawało, dla naszych dzieci także były nieprzekraczalne. Jak ona mogła to zrobić? A najgorsze jest to, że nie rozumie, dlaczego ja to tak przeżywam. Czy ona sobie zdaje sprawę, że tatuaż jest na całe życie?

– To moje ciało – odpowiada Kasia. – Nie rozumiem, czemu mama podchodzi do tego tak zasadniczo. To tylko dekoracja. W mojej klasie połowa dziewczyn ma tatuaże.

Pani W., jak wielu osobom ze środowisk inteligenckich średniego i starszego pokolenia, tatuaż kojarzy się z więzieniem, marynarzami, gangsterami, podejrzanymi subkulturami. Jest czymś nie do zaakceptowania.

Ale nawet tym, którzy najmniej się tego spodziewają, zaczyna zagrażać ta praktyka, coraz powszechniejsza i coraz bardziej widoczna wśród młodych. O ile rodzice są gotowi zaakceptować muzykę, której słuchają ich nastoletnie dzieci w słuchawkach, smartfonach i w swoich pokojach – w końcu, ich zdaniem, ona nie zostawia trwałych śladów – o tyle motylek, jaszczurka, czaszka budzą ich niepokój. Zostaną na zawsze, na widoku dla wszystkich. Z tym wielu trudno się pogodzić.

Błyskawice na brzuchu

Ale pokolenie urodzone po 1970 roku myśli inaczej. Dla nich zrobić tatuaż to jak wpiąć sobie kolczyk w ucho. Zwykła rzecz. Zdaniem młodszego pokolenia tatuaż opuścił getto marynarzy i więźniów, ze sfery kontrkultury przedostał się do kultury masowej. Oświetla delikatne ciała modelek, zdobi ramiona celebrytów, artystów rocka i jazzu.

Darmową reklamę robią Lady Gaga, David Beckham, Rihanna z jej 21 malowidłami. Angelina Jolie ma na obojczyku wytatuowaną modlitwę buddyjską w języku Khmerów. Siedemdziesięciolatka Catherine Deneuve ujawnia wytatuowany na karku plemienny znak.

Dziennikarka Beata Sadowska nosi na plecach japońskiego karpia koi wkomponowanego w kwiat. Koi w filozofii zen symbolizuje mądrość, szczęście i równowagę. Tatuaż Doroty Gardias, prezenterki pogody TVN, to data 20.03.2011 i napis „reinkarnacje". W tym dniu spotkała swego ukochanego. – W rubryce „znaki szczególne" długo wpisywałam: brak. Od siedmiu lat wpisuję: tatuaż na lewym ramieniu – powiedziała miesięcznikowi „Twój Styl" piosenkarka Anna Maria Jopek.

Maja Sablewska, menedżerka gwiazd (skrzydła, różaniec, napisy, portret Gandhiego), przestała już liczyć swoje tatuaże. – Nie piję, nie palę, nie biorę narkotyków, ale co jakiś czas muszę zrobić sobie tatuaż. Moje ciało jest jak pamiętnik, w którym można wyczytać moją historię.

– Dla mnie tatuaż jest wyłącznie ozdobą ciała. Uważam, że stracił złe skojarzenia. W środowisku artystycznym, muzycznym, mody, rozrywki jest powszechny – mówi Łukasz Stokowski, fryzjer artysta, właściciel ozdób w stylu amerykańskim: pin-up girl, kolorowej róży, statku, Cyganki. – Kolekcjonuję te ozdoby od siedmiu lat. Poziom bólu jest do zaakceptowania. Żona i ja mamy wytatuowane obrączki.

– Spodziewałby się pan zobaczyć wytatuowanego Krzysztofa Pendereckiego? – pytam.

– Raczej nie – mówi Stokowski. – Jest jednak poważna sfera, w której czegoś takiego nie oczekujemy.

Kanadyjczyk Rick Genest, tzw. Zombie Boy, kanadyjski aktor, performer i model, to ekstremalny przykład tatuażu. Prawie całą powierzchnię ciała ma pokrytą rysunkami, które odpowiadają układowi kości szkieletu. Na wygolonej głowie namalowany jest obraz mózgu. Tatuaż Genesta może budzić odrazę, ale dla niego stanowi źródło dochodu. Za swoje występy w klubach i na pokazach mody kasuje spore pieniądze. W 2011 roku był w Polsce, wystąpił w telewizji śniadaniowej.

Wytatuowane na ciele rysunki ma co piąty mieszkaniec Stanów Zjednoczonych, co dziesiąty Europejczyk zachodni, co trzydziesty Polak. Coraz liczniejsze są także imprezy gromadzące fanów sztuki ciała. Paryski Mondial tatuażu, który odbył się wiosną, zanotował 20 tysięcy odwiedzających. Obecnie w Muzeum Quai Branly odbywa się wystawa „Tatuażyści i tatuowani".

– Trudno podać dokładną liczbę studiów tatuażu w Polsce – mówi Piotr Wojciechowski, redaktor pisma „Tatuaż, Ciało i Sztuka", założyciel Muzeum Tatuażu w Gliwicach. – Ta liczba się zmienia – jedne studia się otwierają, drugie znikają po jednym czy dwóch sezonach. Ale tendencja jest rosnąca. Tak samo trudno ocenić liczbę tatuażystów, bo wciąż ich przybywa. Powiem tylko, że w moim mieście w roku 2000 były zaledwie dwa studia, teraz jest ich co najmniej osiem. Wzrasta także liczba konwencji tatuażu poświęconych tej sztuce – można powiedzieć, że teraz statystycznie odbywa się jedna impreza na miesiąc. Oczywiście jedne konwencje są mniejsze, drugie większe, ale częstotliwość ich organizowania wzrasta. To jedna z najszybciej rozwijających się dziedzin biznesu. Brakuje jedynie zawodowego stowarzyszenia tatuażystów, czegoś w rodzaju związku zawodowego...

Powrót do źródeł?

Nie istnieje żadna znana kultura, w której nie praktykowano by tatuażu, stałego czy usuwalnego – powiedziała „New York Timesowi" Ellen Futter, szefowa Muzeum Historii Naturalnej w Nowym Jorku. – Pojawił się o świcie ludzkości. W neolicie grawerowano ciała, aby zapobiec artretyzmowi. Otzi hibernatus, człowiek, który żył 3 tysiące lat przed naszą erą i którego szczątki odkryto w lodowcu austriackich Alp, miał na ciele wytatuowanych 57 znaków. Tatuowały się plemiona wędrowne i żeglarze. Tatuaże miały oznaczać ich przynależność, wskazywać na pochodzenie z konkretnego miejsca i plemienia.

Czy się to rodzicom podoba czy nie, tę sztukę ciała praktykowano także w klasie wyższej.

Car Mikołaj II nosił na piersi rysunek szpady, król Danii Fryderyk IX kazał wytatuować sobie chińskiego smoka. Książę Walii, późniejszy król Edward VII (1841–1910), kobieciarz i hedonista, z wizyty w Japonii wrócił z obrazkiem przedstawiającym smoka. Ujawniły to gazety i nieoczekiwanie tatuaż stał się modny wśród angielskiej arystokracji. Modzie uległa m.in. Janette Jerome, żona lorda Randolpha Churchilla, matka Winstona Churchilla, która pod złotą bransoletką ukrywała węża gryzącego sobie ogon, symbol wieczności.

Na archipelagu Samoa mężczyzna bez tatuażu nie ma szans na znalezienie żony. W Papui-Nowej Gwinei tatuowane blizny mają znaczenie sakralne. Ale podbój Azji, Afryki i Oceanii przez białych doprowadził do zaniku tradycyjnego tatuażu. Wytatuowanych „barbarzyńców" kolonizatorzy przywozili do Europy i przedstawiali jako dziwolągi na pokazach, w wędrownych cyrkach, obok kobiety z brodą, liliputów i połykaczy ognia.

Kościoły, zarówno katolicki, jak i protestancki, zwalczały tę praktykę jako pogańską. Biblia mówi: „Nie należy niszczyć boskiego daru ciała".

I w XIX wieku tatuaż zszedł do podziemia. Nie zniknął, tylko przesunął się do sfery społecznie wykluczonych. Malowidła na ciele zaczęły wędrować po świecie na ramionach marynarzy, prostytutek, wszelkiej maści przestępców.

Teoria, że tatuaż związany jest wyłącznie ze środowiskami patologicznymi, znalazła w XIX wieku uzasadnienie naukowe. Włoski antropolog, kryminolog Cesare Lombroso, autor wydanej właśnie po polsku książki „Tatuaż przestępcy" (wyd. słowo/obraz terytoria), po przebadaniu 4 tysięcy „przestępców, żołnierzy, prostytutek, oskarżonych i skazanych, dorosłych i małoletnich, kobiet skazanych" potępił w czambuł:

„Ci spośród nas, którzy posiadają mnóstwo zboczeń, tym się różnią od człowieka uczciwego i prawego, że ozdabiają swe ciała przeróżnymi szkaradnymi malunkami. Oszuści, rabusie, podpalacze, złodzieje, próżniacy, włóczędzy, zabójcy, pederaści i prostytutki traktują tatuaże jak spis swoich przeszłych występków oraz zapowiedź zbrodni zamierzonych. Nierzadko są wśród tych zdobień rysunki lubieżne, które recydywiści każą sobie wykłuwać w miejscach nieprzyzwoitych, a także sekretne znaki, stosowane przez członków tajnych stowarzyszeń. Zwyczajem tym przestępcy niemało przypominają ludy dzikie i pierwotne, a nie bez znaczenia pozostaje fakt, że większość z nich wywodzi się z niższych stanów".

Gdy w latach 60. XX wieku zaczynają dekorować ciała pierwsi hipisi, wzbudza to jeszcze niechęć środowisk bardziej zachowawczych. Ale powoli tatuaż toruje sobie drogę także tam i pod koniec szóstej dekady zaczyna wychodzić z getta marginesu społecznego i wkraczać na ścieżkę popularności. Rewolucje młodzieżowe przynoszą wyzwolenie seksualne, zainteresowanie kulturami ludów Azji i Afryki oraz liberalizację obyczajową. Padają zasady społeczeństwa burżuazyjnego. Można wyglądać, jak się chce i nosić, co się chce.

Amerykańscy tatuażyści Sailor Jerry i Ed Hardy jadą na Samoa, aby doskonalić swoje umiejętności. I udowodnić, że potrafią coś więcej niż narysowanie kotwicy na przedramieniu... Janis Joplin tatuuje sobie bransoletkę na nadgarstku i serduszko na piersi. Dla miejskich plemion lat 80. malowidła na skórze stają się łatwym sposobem zamanifestowania pogardy dla establishmentu. Tatuują się skinheadzi, punki, bikersi.

Tatuaże widać na pokazach mody u Vivienne Westwood. Surferzy znaczą się motywami z Polinezji. Moda przyspiesza i zaczyna przenikać do mas. Kolorowe rysunki zaczynają być widoczne na ulicy.

Jednocześnie w zaniku jest tatuaż w formule tradycyjnej – ekspresji rytualnej, parareligijnej. W zglobalizowanym środowisku miejskim staje się po prostu ozdobą ciała, którą można się podzielić z innymi.

Poczucie więzi

Czy tatuujący się robią to dla urody, dla mody, podkreślenia związku z grupą, z poczucia niższości, kompleksów? Nad podłożem psychologicznym fenomenu tatuażu pochylają się akademicy.

W pracy „Kulturowe i psychologiczne koncepcje samouszkodzeń" analizują go psychiatrzy Cezary Żechowski i prof. dr hab. Irena Namysłowska z Kliniki Psychiatrii Dzieci i Młodzieży IPiN w Warszawie. Naukowcy są zgodni co do tego, że praktyka całkowicie straciła posmak skandalu:

„Zjawisko tatuażu, początkowo marginalizowane, zostało powszechnie zaakceptowane w ostatnich latach i stało się normalnym ozdabianiem ciała, nieróżniącym się od innych podobnych praktyk. Towarzyszy mu rozwój przemysłu związanego z tymi zjawiskami, wydawnictw, stron internetowych. Bywa, że tatuaże zastępowane są nalepkami, rysunkami na skórze, które zanikają w krótkim czasie. Pomagają młodzieży określić przynależność do grupy subkulturowej, a przez to doświadczać poczucia więzi i afiliacji. Potwierdzają ich wspólne doświadczenie adolescencji, w którym mieszczą się ekscytacja i radość pomieszane z bólem, poczuciem porażki, uwięzienia, a czasem uwięzieniem realnym".

Psychiatria traktuje tatuaż jako samouszkodzenie. I zastanawia się nad jego przyczynami. Czy zrobienie sobie trwałych rysunków na ciele może leczyć nieśmiałość, podnosić poczucie własnej wartości?

„Samookaleczenia są rodzajem transformowania i neutralizowania poczucia wstydu, niższości i pomagają w regulowaniu własnego negatywnego wizerunku, paradoksalnie poprawiając samoocenę. Badani odczuwają , iż są poza bolesnymi atakami innych, przeżywają rodzaj poczucia wyższości i mają możliwość wyrażenia złości w proteście wobec świata. (...) Modyfikacja ciała służy nadawaniu i podkreślaniu statusu. Przynależność społeczna w rożnych kulturach zaznaczana była i podkreślana poprzez różne formy samouszkodzenia. Okaleczone ciało było też symbolem piękna. (...) Skóra jest traktowana jako medium ekspresji, jako swoisty krajobraz do wypełnienia".

Psychologowie są zdania, że współczesne tatuaże, przekłuwanie uszu i innych okolic ciała to samouszkodzenia dokonywane najczęściej dla podkreślenia udziału w specyficznej subkulturze. Mogą odzwierciedlać poczucie osamotnienia, pragnienie przynależności, podkreślać więzi. Ozdoby ciała to próba personalizowania swojego ciała, jego autokreacji i samoposiadania.

Na festiwalu Cropp Tattoo Konwent od sześciu lat prezentuje się rzesza tatuażystów z kraju i zagranicy. Impreza, wcześniej obecna we Wrocławiu i Katowicach, w lipcu tego roku odbędzie się w Gdańsku. Obejmuje konkursy na tatuaże w ośmiu kategoriach, sceny pokazową, muzyczną i didżejską. Przychodzą tu nie tylko fachowcy od sztuki ciała, ale zwykła publiczność tym zainteresowana.

– Zainteresowanie wciąż rośnie – mówi organizator Konwentu Marcin Pacześny, który zajmuje się tatuażem od 14 lat. Nie potrafi podać dokładnej liczby studiów tatuażu w Polsce, ale mówi, że jest ich kilka tysięcy, a od połowy lat 90. liczba ta systematycznie rośnie. – Na naszym festiwalu mieliśmy w 2009 roku 2 tysiące publiczności, teraz – 5 tysięcy.

Trendy? – Realistyczny, kolorowy i cieniowany rysunek – mówi Marcin Pacześny. – Wiele osób przed przyjściem do nas robi dokładny research, żeby wykonać autorski wzór. Warto się wybrać na festiwal tatuażu, żeby wybrać wzór dla siebie. Jedna sesja kosztuje od 500 do 2 tysięcy złotych. Legalnie tatuaż robi się osobom od 18. roku życia, ale jeśli małoletni przyjdzie z rodzicami, też można go wykonać.

– Oczywiście, że ludzie ulegają modzie – uważa Piotr Wojciechowski. – Czerpią wzory z internetu albo wzorują się na celebrytach. Piórka, ptaszki, napisy, imiona... Ma być małe, miłe i przyjemne – to lubią kobiety. Ale to tylko część tego zjawiska, nakręcana przez popkulturę. Największy sukces odnoszą studia, które obsługują entuzjastów i kolekcjonerów tatuaży, szukających w nich czegoś oryginalnego i indywidualnego. W tych studiach działają z reguły tatuażyści z przygotowaniem plastycznym, po szkołach artystycznych.

Pozbyć się piętna

Przybywa także tych, a jest ich coraz więcej, którzy chcieliby się pozbyć niechcianej ozdoby. Salony inwestują w lasery, ale to jeszcze drogi sprzęt. Łatwiej tatuaż rozjaśnić albo przykryć innym wzorem. Usunięcie kosztuje tyle samo co wykonanie.

W Ameryce detatuaż – jeszcze nowość – staje się nową specjalnością dermatologów. Według szacunków American Society of Dermatologic Surgery wykonano już 63 tysiące takich zabiegów. Klienci chcą usunąć imiona dawnych kochanków, nieudane rysunki i napisy, które mogą odstraszyć pracodawców. Ale zabieg wykonywany za pomocą nowej generacji laserów nie jest ani szybki, ani w pełni skuteczny, ani tani. Dziesięć seansów to koszt około 300 euro, a ślady na skórze jednak zostają.

Chociaż się upowszechnił, a nawet zbanalizował, rysunek na ciele wciąż natrafia w wielu środowiskach na silny opór. Na duże, widoczne tatuaże pracodawcy patrzą krzywym okiem.

Czy tatuaż może być pocałunkiem śmierci, gdy chce się znaleźć pracę?

Teoretycznie pracodawcy chwalą się tolerancyjnym podejściem. „Cenimy tylko kwalifikacje, nie ingerujemy w życie prywatne". Jednak wiadomo, że agresywnie i kolorowo wytatuowany pracownik, którego stanowisko wymaga kontaktu z klientem, może wzbudzać niechęć.

Zapytani o tatuaż urzędnicy Citibanku nie odpowiadają przez tydzień. Po kilku telefonach nieoficjalnie zapewniają, że tatuaż nie ma żadnego znaczenia. Oficjalnej wypowiedzi może jednak udzielić tylko autoryzowana osoba, która jest niedostępna...

– Jeśli chodzi o rekrutację, to nasze podejście jest bardzo profesjonalne – wyjaśnia Katarzyna Błońska, dyrektor ds. personalnych HP Polska. – Kluczowe jest zbadanie kompetencji kandydata, jego doświadczenia i merytorycznego przygotowania do pracy na stanowisku. Tatuaże nie są czynnikiem, który wpływa w jakikolwiek sposób na naszą decyzję.

A jednak Andrzej, pracownik dużego, międzynarodowego banku, także zapalony motocyklista, woli, żeby pracodawca nie wiedział o jego tatuażach. Na przedramieniu ma sporych rozmiarów symbol Harleya Davidsona, na obojczyku wielokolorowy wizerunek rajdowego zawodnika na motorze. Do pracy zresztą i tak zawsze nosi koszulę z długimi rękawami. Nawet w lecie.

– Przyszedł do mnie szef działu księgowości w dużej korporacji – opowiada Łukasz Stokowski. – Kiedy podwinął rękawy, okazało się, że całe ręce miał wytatuowane w amerykańskie kreskówki.

Może człowiek z nagim ciałem bez tatuażu za jakiś czas będzie przedpotopowym kuriozum?

Państwo W. z Warszawy, rodzice dwojga uczących się dzieci, oboje z tytułami naukowymi, pracują jako nauczyciele akademiccy. Syn W., 21-letni Kacper, studiuje na SGH, ich córka Kasia zdała właśnie maturę w dobrym państwowym liceum. W domu W. nie ma telewizora, jest za to masa książek, wieczorami zamiast serialu jest lektura. Jeśli coś się wspólnie ogląda, to ambitny film w kinie domowym. Wspólnie spędza się wakacje, rodzice chodzą z dziećmi na wystawy, do muzeów, do teatru. Kłopotów wychowawczych ani z nauką nigdy z nimi nie było.

Ale ostatnio pani W. przeżywa trudne chwile. – Kasia przyszła któregoś dnia ze szkoły i jak gdyby nigdy nic pokazała mi sporych rozmiarów węża z zakręconym ogonem wytatuowanego na przedramieniu. Dla mnie to był wstrząs. Nastąpiło jakby przekroczenie granic kulturowych, które wytyczyliśmy w naszej rodzinie i które, jak mi się dotąd zdawało, dla naszych dzieci także były nieprzekraczalne. Jak ona mogła to zrobić? A najgorsze jest to, że nie rozumie, dlaczego ja to tak przeżywam. Czy ona sobie zdaje sprawę, że tatuaż jest na całe życie?

– To moje ciało – odpowiada Kasia. – Nie rozumiem, czemu mama podchodzi do tego tak zasadniczo. To tylko dekoracja. W mojej klasie połowa dziewczyn ma tatuaże.

Pozostało 91% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy