Przekonał się o tym Marian Z., który pod szyldem gospodarstwa agroturystycznego prowadził na Śląsku Opolskim agencję towarzyską. Zatajenie tych informacji zadecydowało o tym, że przegrał proces o odszkodowanie od firmy ubezpieczeniowej.
Wprawdzie przed sądem apelacyjnym nikt nie mówił o pikantnych stronach tej działalności, lecz o wynajmowaniu pokoi i prowadzeniu nocnego baru – co zresztą Marian Z. zgłosił w gminie do ewidencji działalności gospodarczej, ale nikt, łącznie z sędziami, nie miał wątpliwości, o co tak naprawdę chodziło. Właściciel zresztą tego nie ukrywał, przeciwnie, musiał jakoś ową działalność reklamować, więc na szyldzie wydrukował nocne godziny urzędowania przybytku, a za logo posłużył mu – jak się sąd wyraził – akt kobiecy.
Działalność tego obiektu opisywała też lokalna prasa, podobnie jak naturalne w takich wypadkach konflikty z sąsiedztwem. Nie wiadomo, czy z tego powodu, czy może po prostu ze zwyczajnej gospodarczej zapobiegliwości Marian Z. zgłosił się do Towarzystwa Ubezpieczeniowego Commercial Union Polska, by ubezpieczyć i ów obiekt, i ową działalność.
Lokalne rezydentki Towarzystwa Ubezpieczeniowego chyba dostrzegły jednak jakąś odmienność oferty, gdyż konsultowały z przełożonymi warunki umowy. W końcu jednak ją podpisały. Umowa ubezpieczała od ognia i innych zdarzeń losowych oraz od odpowiedzialności OC.
Niedługo potem ktoś podpalił lokal. Biegli oszacowali szkodę na 237 tys. zł, tymczasem ubezpieczyciel odmówił wypłaty odszkodowania. Odmówił też jego zasądzenia sąd okręgowy.