Naczelny Sąd Administracyjny (sygnatura akt I OSK 1650/11) stwierdził, że nie jest zdolny sprawdzić, jak wygląda procedura zdawania służby, wpuszczania obcych osób na teren placówki dyplomatycznej oraz tego, czy mogą one przebywać w pomieszczeniach funkcjonariuszy ochrony.
Na podstawie ustawy o Biurze Ochrony Rządu oraz rozporządzenia ministra spraw wewnętrznych i administracji w sprawie postępowania dyscyplinarnego wobec funkcjonariuszy BOR, szef BOR wymierzył Romanowi Z. (personalia zmienione), oddelegowanemu do ochrony Konsulatu Generalnego RP w Charkowie na Ukrainie, karę dyscyplinarną wydalenia ze służby.
W uzasadnieniu podał, że w 2010 r. bez zgody i wiedzy przełożonych wprowadzał on do swojego pomieszczenia w strefie bezpieczeństwa osoby nieuprawnione. Z zeznań świadków wynika też, że podczas jednego z dyżurów dobowych opuścił ze swoją znajomą ochranianą placówkę i wrócił rano.
– Nie może być tak, że formacja powołana m.in. do ochrony placówek dyplomatycznych sama dokonuje oceny, czy kogoś wprowadzić na ich teren – mówiła podczas rozprawy w NSA przedstawicielka szefa BOR.
NSA nie znalazł jednak nikogo odpowiedzialnego. Z akt wynikało, że konsul odpowiedzialna za bezpieczeństwo nie wydawała funkcjonariuszowi zgody na przebywanie na terenie konsulatu jego znajomej i nie wyraził jej również konsul generalny. Wicekonsul zeznała natomiast, że odwiedziny obcych osób były częste. Sam Roman Z. powiedział zaś, że zaakceptowanym zwyczajem w konsulacie było to, że w czasie wolnym od służby funkcjonariusze nie mieli obowiązku zwalniania się u przełożonego i ewidencjonowania swojego wyjścia poza teren placówki.