To na żądających zwrotu byłych właścicielach (a najczęściej ich spadkobiercach) spoczywa obowiązek wykazania, że znacjonalizowany las nie był objęty rygorami dekretu PKWN z 12 grudnia 1944 r. o przejęciu niektórych lasów na własność Skarbu Państwa. To sedno wyroku Sądu Najwyższego (sygnatura akt: IV CSK 309/11).
Dekret ów nacjonalizował lasy i grunty leśne większe niż 25 ha, wraz z nieruchomościami i ruchomościami służącymi do prowadzenia gospodarstwa leśnego (zabudowania, urządzenia techniczne, transportowe, komunikacyjne). W art. 1 ust. 3 lit. b stanowił jednak, że przepisy te nie dotyczą lasów i gruntów leśnych „podzielonych prawnie i faktycznie przed 1 września 1939 r." na działki poniżej 25 ha. I na to powołuje się zdecydowana większość osób domagających się zwrotu lasu.
Tak też było w sprawie spadkobierców Waleriana Rolbieckiego z powiatu tucholskiego, któremu po wojnie zabrano 57 ha lasu wraz z 90 ha gruntów rolnych, choć naruszało to rygory dekretu o reformie rolnej, gdyż na terenie Pomorza obejmowała ona majątki powyżej 100 ha. Grunty rolne rodzina odzyskała całkiem niedawno. Teraz walczy o las. Formalnie jest to proces o uzgodnienie treści księgi wieczystej poprzez wykreślenie z niej Skarbu Państwa, a wpisanie spadkobierców jako właścicieli lasu.
Głównym argumentem spadkobierców jest to, że jeszcze pod koniec XIX w. las był podzielony na parcele w ramach pruskiego, a potem austriackiego katastru i tylko jedna z działek miała nieco ponad 25 ha, ale i ona była faktycznie przedzielona dwiema drogami. Nie poparli swoich argumentów żadnymi dowodami.
Sądy niższych instancji uwzględniły żądanie spadkobierców, ale Prokuratoria Generalna nie daje za wygraną. Marcin Gocłowski, starszy radca PG, przekonywał SN, że podział katastralny miał tylko podatkowy użytek i był podziałem prawnym. Z kolei drogi nie stanowią nawet podziału faktycznego, gdyż w nieogrodzonym lesie mogą powstawać niejako naturalnie, w miarę uczęszczania tym szlakiem.