Ostatnie manifestacje w obronie sądownictwa w niczym już nie przypominają tych z czasów wczesnego KOD-u, gdy na ulice wychodziło po kilkadziesiąt tysięcy obrońców Trybunału Konstytucyjnego. Pokazuje to choćby niedawny protest przeciwko ustawie dyscyplinującej sędziów, kiedy ważyły się losy bardzo złych, restrykcyjnych regulacji. To dowód, że ruchowi protestu nie tylko brakuje dawnej energii, ale wręcz, że się on zwija.
Dlaczego tak się dzieje mimo od lat stawianych PiS poważnych zarzutów łamania konstytucji, zapędów autorytarnych i ograniczania swobód obywatelskich? Przyczyny są co najmniej trzy.
Pierwsza z nich to zdewaluowanie się haseł o końcu demokracji, co miało uderzyć bezpośrednio w prawa obywateli. Upłynęły cztery lata, a koniec nie nadszedł. Nowe zapowiedzi, że katastrofa przyjdzie, tylko później, już nie robią wrażenia i nie mobilizują obywateli. Wniosek z tego, że zbyt ostra retoryka może przynieść efekt odwrotny do zamierzonego.
Czytaj także: