Tuleya swoim wystąpieniem niewątpliwie zburzył wizerunek sędziego nieuczestniczącego, dostojnego, zamkniętego w wieży z kości słoniowej, wydającego orzeczenia mądre, aczkolwiek pozbawione ekspresji i szerszego zrozumienia w odbiorze społecznym.
To także jest pochodna procesu pewnej aktywizacji, który w środowisku sędziowskim, jego młodszym pokoleniu, trwa od jakiegoś czasu.
Jeszcze przed 10-15 laty nie do pomyślenia było, np. aby sędziowie głośno upominali się o swoje wynagrodzenia, otwarcie ścierając się z ministrami sprawiedliwości i politykami. To dopiero młodzi sędziowie zrzeszeni w stowarzyszeniu Iustitia, wymyślając przeróżne formy protestu, nagłośnili opinii publicznej problem swojej sytuacji materialnej. I to bez względu na krytykę płynącą ze strony ich starszych kolegów, przełożonych, dla których niedogodności finansowe nadrabiać należało etosem.
Tuleya też chyba reprezentuje sposób myślenia wychodzący poza przyjęte standardy. Bo bez względu na to, czy jego nawiązanie do stalinizmu w ustnych motywach wyroku miało czemuś służyć czy nie, efekt był piorunujący. Bo oto sędzia wyszedł poza salę sądową, a uzasadnienie stało się elementem sporu, debaty publicznej.
Wydarzenie to jest swoistym testem dla wymiaru sprawiedliwości. Testem, gdzie jest granica, za którą kończy się bezstronność, a zaczyna spór polityczny.