Tak czy inaczej - gdzie jest Rzecznik Praw Dziecka ? Jak wyjaśniło nam jego biuro prasowe w piątek po południu — jest na urlopie, ale podjęto sprawę, a komentarz może być w poniedziałek. Czyżby prócz szefa nie było tam urzędników?
To jednak dygresja, los polskich dzieci nie zależy przecież tylko od rzecznika. Ktoś zresztą może powiedzieć, że nic złego się nie dzieje, sprawa jest przecież w rękach sądu. Mam jednak poważne wątpliwości.
Babcia, osoba na teraz najbliższa dla 5-letniego Maćka z Kokorzyc na Dolnym Śląsku mówi, że gdy zapytała kurator, dlaczego sąd rodzinny chce odebrać jej i jej mężowi pieczę nad dzieckiem usłyszała, że „mały jest pasiony, nie karmiony, tylko pasiony jak... świnia". Dlaczego dzieckiem zajmują się dziadkowie? Dlatego że matka stosowała wobec niego przemoc, a ojciec ułożył sobie życie z inną kobietą.
Janusz Wojciechowski, europoseł opozycji, były prezes NIK i wieloletni sędzia, przecież nie żartem, bo nie ma tu z czego żartować, pisze na blogu: „Jeśli można zabrać dziecko z tego powodu, że za dużo je, to można i z każdego innego. Drugie jest niejadkiem, to je zabiorą, że jest za chude. Trzecie zabiorą, że jest za małe, czwarte że za duże, piąte, że za dużo siedzi przed komputerem, szóste, że nie ma komputera, siódme że się za mało uczy, ósme, że za dużo...".
Trudno nie przyznać mu racji, sprawa robi się tym bardziej poważna, że to nie pierwszy pokaz lekkiego traktowania więzów rodzinnych przez przedstawicieli władzy. Wspomnę tylko incydent z końca października ub.r., gdy opolscy policjanci zatrzymali i oderwali niemal w środku nocy matkę od malutkich dzieci (2 i 6 lat) i oddali je do pogotowia opiekuńczego, a matkę zabrali do aresztu. Chodziło o przymuszenie kobiety (matki) do zapłaty zaległej grzywnę w wys. 2,3 tys. zł.