Gdyby autor prowokacji wobec sędziego Milewskiego miał pójść ?za nią do więzienia, znaczyłoby to, ?że żyjemy w państwie, w którym represje karne służą do zemsty ?na niewygodnych obywatelach.
Paweł M., autor prowokacji dziennikarskiej wobec prezesa gdańskiego Sądu Okręgowego, został zatrzymany, bo nie stawiał się na wezwania prokuratorów, którzy zamierzają mu przedstawić listę zarzutów związanych z prowokacją.
Rzeczywiście prokuratura powinna wyjaśnić, cóż takiego ma mu do zarzucenia, gdyż sprawa dotyczy wolności mediów.
Prawdą jest, że każdy, także dziennikarz, może się dopuścić przestępstwa, również podczas wykonywania zawodu, ale tego nie należy mylić z prowokacją dziennikarską. Zakładam, że prokuratura jednak ma coś na niego, nie tylko tę prowokację.
Granice prowokacji nie są oczywiste. Nie znaczy to jednak, że nie są do ustalenia. Po pierwsze, prowokacja prowokacji nierówna. Sam telefon i próba wybadania reakcji prezesa sądu na potencjalną próbę ustawienia spotkania premiera z prezesem oraz nagranie rozmowy jest prowokacją dopuszczalną. Jeśli prowokujący nic dla siebie nie załatwia, nie wyrządza szkody, a wyłącznym celem prowokacji jest zbadanie reakcji urzędnika, sędziego, którego podejrzewa o nieprawidłowe pełnienie obowiązków, to interes publiczny przeważa nad ewentualną szkodliwością takiego działania. Nawet jeśli formalnie łamie prawo: np. podaje się za urzędnika czy posługuje nieprawdziwym dokumentem, nie ma w tym przestępstwa, jeśli dziennikarz nie miał zamiaru jego popełnienia.