Argumentację innej treści, ale na tym samym poziomie słuszności słyszę od kilku dni w sprawie tzw. afery pistoletowej, w którą zamieszany jest Cezary Grabarczyk, minister sprawiedliwości. A wszystko w związku z doniesieniami, jakoby minister otrzymał pozwolenie na broń, mimo że nie podszedł do części praktycznej egzaminu, czyli strzelania.
Żenujący sposób obrony partyjnego kolegi przyjęła dziś w mediach posłanka Julia Pitera. Podkreślała, że Grabarczyk zdał przecież egzamin teoretyczny, nie odbył tylko strzelania.
Przekonywała też, że sportowe strzelanie nie jest trudne. W przypadku Grabarczyka nie ma też medycznych przeciwwskazań do posiadania broni, dlatego jak zaznaczyła, nie sądzi, aby minister działał w sposób planowany i zorganizowany. Gdyby chciał uniknąć egzaminu, przede wszystkim unikałby testu.
Sprawa jest jednak bardzo poważna. Gdyby doniesienia i nieprawidłowości potwierdziły się, w grę może wchodzić odpowiedzialność karna za wyłudzenie poświadczenia nieprawdy, posługiwanie się fałszywymi dokumentami oraz nielegalne posiadanie broni. Co jest zagrożone nawet wieloletnią karą pozbawienia wolności.
Sytuacja ministra Cezarego Grabarczyka jest szczególna. To przecież konstytucyjny minister nadzorujący wymiar sprawiedliwości. Taka osoba powinna być poza jakimkolwiek podejrzeniem.