Reklama

Michał Tomczak: Świętość i kasa [polemika]

Każdy normalny człowiek woli w pracy robić to, w co wierzy poza pracą. Przyjęcie innego założenia w stosunku do adwokatów musiałoby oznaczać, że ten jakże szczególny zawód wyjmujemy poza granicę rodzaju ludzkiego.

Publikacja: 31.12.2025 04:31

Michał Tomczak: Świętość i kasa [polemika]

Foto: PAP/Łukasz Gągulski

Pan mec. dr Michał Bieniak wystąpił z krótką, ale bojową obroną zawodów prawniczych, w tym w szczególności zawodu adwokata, tego samego, który wykonuję od 36 lat, krytykując tych, którzy kwestionują w szczególności zorientowanie profesjonalnych prawników na kasę („Co mają ze sobą wspólnego żurek, ziobro i środa?”, „Rzeczpospolita” z 11 grudnia 2025 r.).

Wypowiedź mec. Bieniaka jest wysoce niesystematyczna, miesza różne wątki i tematy, w tym bez wątpienia ważny temat spójności etycznej zawodu adwokata, czy też szerzej prawnika, oraz swoistej konwencji moralnej, którą adwokaci usiłują narzucić światu. Odnosi się do słów ministra Waldemara Żurka, Magdaleny Środy oraz Zbigniewa Ziobry – nie wiem wprawdzie co w tym zestawieniu robi wypowiedź tego ostatniego, chodziło zapewne o to, by krytyka wypowiedzi tych pierwszych dwojga zdała się bardziej neutralna i dotyczyła nie tylko adwokatów, ale także prokuratorów. Na pewno zaś chodzi o to, że wszyscy wymienieni mają tzw. nazwiska znaczące, jak w dramatach oświeceniowych, gdzie pan Gadulski dużo mówił, a pan Szarmancki był grzeczny, co stanowi element kompozycji.

Czytaj więcej

Michał Bieniak: Co mają wspólnego żurek, ziobro i środa?

Impotencja państwa w sprawach frankowych

Choć jest to dla mojej wypowiedzi rzecz poboczna – minister Żurek wyraził pogląd, jak rozumiem, że państwo powinno zrobić porządek ze sprawami frankowymi zamiast umożliwiać zarabianie na nich prawnikom. Jest to pogląd propaństwowy i minister nie potępia zarabiania kasy, tylko raczej krytykuje niewydolność państwa w tej sprawie. Jest to właściwa rola ministra.

Przy okazji – sądzę, że sprawa kredytów frankowych przejdzie do historii jako wyraz drastycznej abnegacji i impotencji państwa polskiego – zarówno jego legislatywy, która zrobiła to co zrobiła, czyli nic, jak i zwłaszcza sądów, które łącznie z Sądem Najwyższym nie potrafiły wypracować we własnym zakresie spójnego stanowiska orzeczniczego, skazując setki tysięcy ludzi na cierpienie. Polskie sądy potwierdziły, że na ogół nie nadają się do rozwiązywania prawdziwych problemów, w całej tej sprawie odwracając głowę w stronę Luksemburga i pozorując, nierzadko przez wiele lat, procedowanie sporów.

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Alan Dershowitz: Dobrzy, źli, uczciwi i nieuczciwi

Przy tej okazji powstał jednak cały przemysł prawniczy, na którym dorobili się prawnicy, i ci przyzwoici, i ci całkiem marni, do czasu gdy Luksemburg powiedział sądom polskim, co mają robić. O ile w zarabianiu kasy nie ma nic złego i nie to krytykuje Żurek, to gdy zarabianie kasy jest efektem nieuctwa i braku samodzielności instytucji opłacanych przez państwo – to jest to powód, by poczuć niesmak. Tak przynajmniej rozumiem ministra; ja czuję ten niesmak od lat.

Prawo do obrony

Krytyka zarzutu komercyjności ze strony mec. Bieniaka opiera się na starym, nieśmiertelnym sztychu adwokackim polegającym na tym, że każdy ma prawo do obrony i to nie prawnik decyduje o tym, czy obrona jest klientowi potrzebna. Z tej przyczyny Bieniak strzela z wielkiej armaty i wrzuca do tekstu Greisera i Eichmana, hitlerowskich zbrodniarzy, których też ktoś bronił.

Czytaj więcej

Jacek Dubois: W poszukiwaniu swojego idola

Jest to oczywiście fundamentalna prawda. Każdy ma prawo do obrony – należy jednak pamiętać, że art. 42 ust. 2 konstytucji dotyczy postępowań, w których obrona jest konieczna, czyli postępowań karnych. Prawo karne z prawem cywilnym ma, moim zdaniem, tyle wspólnego, że jedne i drugie sprawy odbywają się w sądach, nierzadko na tym samym piętrze. Niewiele więcej. Nie mieszajmy więc różnych stref.

Co się tyczy spraw cywilnych, nie ma potrzeby przywoływania przykładów nazistowskich zbrodniarzy – tu mówimy zwykle o prostej, zwykłej potrzebie zarabiania kasy przez prawników. Skoro jednak już przy tym jesteśmy – nie ściemniajmy bardziej niż potrzeba, bo w pewnym sensie deklaracje konstytucyjne zawsze były i będą źródłem koturnowych interpretacji. Prawo do obrony nie oznacza, że obrońcą mam być ja (Bieniak, Dubois czy Tomczak). Nigdy nikt żadnego adwokata nie zmusi do tego, by przyjął sprawę, także karną.

Reklama
Reklama

Przy czym w zarabianiu kasy na reprezentowaniu klientów zasadniczo też nie ma niczego nagannego. Natomiast naganne jest dorabianie do komercyjnego celu fałszywej ideologii, iżby chodziło o coś więcej.

Misjonarze w pogoni za kasą

Jest to stara, dziś już raczej upadła reminiscencja myślenia adwokatów o sobie w kategoriach misji. Adwokaci od zawsze mieli taką potrzebę, by nie tylko zarobić dobrą kasę, ale jeszcze wrzucić nad głowę świecącą aureolę. Dlatego adwokaci w wolnej Polsce bardzo długo nie chcieli zostać działalnością gospodarczą do czasu aż się nie okazało, że są z tego korzyści podatkowe.

Powtórzmy, w zarabianiu pieniędzy nie ma, co do zasady, niczego szkodliwego. Ludzie jednak zarabiają pieniądze w różny sposób i nawet w pełni legalne metody podlegają różnym ocenom publicznym, według nieszczególnie ścisłej, ale istniejącej miary moralnej. Trudno jest oczekiwać od szerokiej publiczności, by przełknęła raczej obłudną konwencję, na mocy której adwokat ma prawo reprezentować każdego, kto tej reprezentacji potrzebuje. To jest bowiem konwencja, która uchyla obowiązek dokonywania wyborów moralnych i tłumaczenia się z nich. Tak jakby zawód adwokata był z moralności zwolniony.

Jeśli adwokat buduje swoją pozycję na obronie interesów progresywnych lub jakkolwiek powiązanych z jedną stroną podzielonej sceny politycznej, to niech nie oczekuje, że przeważające kompasy moralne odrzucą adwokacką konwencję, która w ideowej wersji brzmi: „każdy ma prawo do prawnika”, ale w wersji pragmatycznej już: „każdy ma prawo do prawnika przy założeniu, że go na niego stać i że zapłaci”.

Granice konwencji, granice przekonania

Tu jest cienka, ale, moim zdaniem, wyraźna jak diabli granica, której adwokaci czy też w ogólności usługowi prawnicy nie widzą i nie chcą widzieć. Tak jakby istniał wariant sensownego funkcjonowania w świecie polegający na tym, że zawodowo mogę uważać to, za co mi płacą, zaś prywatnie już uważam, to, co uważam naprawdę. Nie wiem, czy adwokaci w głębi duszy i powszechnie wierzą w taką konwencję. Ja chyba kiedyś wierzyłem, ale to było dawno.

Nawiasem mówiąc – choć może nie tak bardzo nawiasem, bo wydaje mi się to bliskie istoty rzeczy – bardzo trudno jest ideowo i z przekonaniem reprezentować klienta, którego poglądy są radykalnie sprzeczne z moimi. To wydaje mi się nie tylko nieludzkie, ale wręcz skrajnie cyniczne.

Reklama
Reklama

Adwokat reprezentujący Polski Związek Łowiecki zapewne niekoniecznie uważa, że zabijanie zwierząt to świetna zabawa, ale jeżeli ma pogląd na zabijanie zwierząt choć trochę podobny do mojego, to nigdy by się takiej roboty nie podjął. W tym sensie, jeżeli o mnie chodzi, mógłbym reprezentować w takim sporze Magdalenę Środę, choć nie wiem, jak bardzo się w swojej narracji rozpędziła, a nie związek łowiecki, który skupia ludzi z obcego mi świata, którego nie lubię. Ale nie wydaje mi się, by w tych czasach ktokolwiek, a społecznie osadzony adwokat w szczególności, nie miał żadnego poglądu na temat przyjemności zabijania zwierząt, która według mnie jest po prostu zabijaniem.

Czytaj więcej

Ewa Szadkowska: Adwokat diabła

Paragraf szósty

Zgodnie z tym, co pisze mec. Bieniak, a co głosi § 6 Kodeksu Etyki Adwokackiej, celem podejmowanych przez adwokatów czynności zawodowych jest ochrona interesów klienta, natomiast – jak już to oświadczyłem, a to jest teza moralnie kluczowa – nie wynika z tego, że każdy adwokat ma obowiązek reprezentować każdego klienta, który chce go wynająć. Prawo wyboru ma klient, ale prawo wyboru ma też adwokat. To prawo wyboru dotyczy także spraw karnych – nie wyobrażam sobie żadnej takiej sytuacji, w której miałbym bronić kogoś, kogo bronić nie chcę, obojętnie z jakich powodów. Więc powoływanie się na prawo do obrony czy prawo do prawnika, to czysta ściema, która ma uchylić moralną treść wyboru. Jeżeli wybór jest dokonywany via kasa – to też jest wybór. Ale nie próbujmy mu przypisać innej jeszcze, nadęto-fałszywej motywacji.

Więc nie na tym polega zarzut wobec prawnika, że za pieniądze reprezentuje klienta. Zarzut natomiast może i powinien polegać na tym, że ten sam adwokat reprezentuje sprawę czy ideę, w którą z najwyższym prawdopodobieństwem nie wierzy i która pozostaje w oczywistej sprzeczności z jego poglądami wyrażanymi w sferze prywatnej. I nikt mu tego robić nie zabroni, natomiast nie powinien się dziwić, że taki brak spójności, nazywany popularnie obłudą, podlega i powinien podlegać, jak wszystko, ocenie publicznej. Która zapewne nie wykaże zrozumienia dla tej szczególnej konwencji, którą adwokaci chcą wmówić światu.

Każdy normalny człowiek woli w pracy robić to, w co wierzy poza pracą. Przyjęcie innego założenia w stosunku do adwokatów musiałoby oznaczać, że ten jakże szczególny zawód wyjmujemy poza granicę rodzaju ludzkiego, jako unikalny przykład organizmu, którego ominęła ewolucja. Ja się do tego kółka nie zapisuję.

Reklama
Reklama
Opinie Prawne
Dawid Rapkiewicz, Michał Rzeszutek: Ochrona pieniędzy klientów to fundament bankowości
Opinie Prawne
Prawniczki: Zwierzę nie jest rzeczą, nie należy go dawać „pod choinkę”
Opinie Prawne
Piotr Szymaniak: List do Mikołaja albo pobożne życzenia o prawdziwą prokuraturę
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Co jest sprawiedliwe? To, co każe czynić Tusk z Żurkiem, czy Kaczyński z Ziobrą?
Materiał Promocyjny
Polska jest dla nas strategicznym rynkiem
Opinie Prawne
Paweł Rochowicz: Taksówkarz Darek cenniejszy niż cztery litery
Materiał Promocyjny
Podpis elektroniczny w aplikacji mObywatel – cyfrowe narzędzie, które ułatwia życie
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama