Bo oto kiedy władze Warszawy oddały drugą nitkę metra, postanowiły zadbać również o rowerzystów, fundując im ścieżkę rowerową. Nie jest to jednak zwykła ścieżka, jaką widzimy w parkach czy przy skwerach. Moja ścieżka wije się niemiłosiernie między jezdnią a chodnikiem dla pieszych, przecina go, wręcz się z nim zlewa. Nie ma pewności, czy jest się po jej właściwej stronie.
A to budzi strach. Łatwo bowiem można zostać potrąconym przez śmigającego rowerzystę, a przy mniejszym pechu nieżyczliwie potraktowanym przez wciśniętego w legginsy członka masy krytycznej, który w wieczorne piątki lubi paraliżować centra miast w imię walki o wyższe idee.