Jak rozumieć pojęcie „niezwłocznie", wiedzą studenci prawa. Przykład można wziąć z medycyny: gdy do szpitala trafia chory pacjent, lek trzeba mu podać niezwłocznie czyli niekiedy wręcz natychmiast – albo przynajmniej po wykluczeniu przeciwwskazań. W prawie administracyjnym przyjęto, że „niezwłocznie" powinno trwać do miesiąca. Miesięczny termin publikacji orzeczeń nakazuje też uchwalona już za rządów PiS ustawa o organizacji i trybie postępowaniu przed Trybunałem Konstytucyjnym.
Osławiony werdykt ograniczający przesłanki aborcji Trybunał ogłosił 22 października – a więc tkwimy w zwłoce. Wiadomo, że orzeczenie opuściło już Trybunał i spoczywa w Rządowym Centrum Legislacji. Początkowo informowano, że jest przygotowany do publikacji na 2 listopada. Potem pojawiła się informacja, że wstrzymanie publikacji polecił sam premier Morawiecki, który – jeśli to prawda – poszedłby w ślady swej poprzedniczki Beaty Szydło, gdy za jej rządów blokowano publikację wyroków TK Andrzeja Rzeplińskiego. Wówczas śledztwo w sprawie tego blokowania prowadziła prokuratura i przez pewien czas pachniało nawet zarzutami przestępstwa urzędniczego. Teraz chyba premierowi nic takiego nie pachnie.
Pojawiają się natomiast wypowiedzi, że rządzący czekają z publikacją na uzasadnienie werdyktu, a na dodatek – co już jest całkowitą niebywałością – mają sugestie, co się w tym uzasadnieniu ma znaleźć. Podobno nawet – jak donosi portal onet – Nowogrodzka spotykała się w tej sprawie z kimś z Trybunału. Wszystko jest możliwe, nawet płaska ziemia – ironizuje na Twitterze sędzia Krystyna Pawłowicz podając w wątpliwość rzetelność publikacji. Praworządny obywatel powinien trzymać kciuki za to, by pani profesor akurat w tej sprawie miała rację.
W każdym razie takie rozumienie „niezwłoczności" oraz odrębności Trybunału Konstytucyjnego od pozostałych władz nie ma nic wspólnego z prawem ani ze sprawiedliwością. Jest wręcz ich przeciwieństwem. Fali protestów, która po decyzji Trybunału, która rozlała się po kraju, raczej nie uciszy – i wracają pytania o to, czy dzieje się tak przypadkiem czy też komuś scenariusz eskalacji jest na rękę, by nie mówiono o tym, jak władza radzi sobie z pandemią.
Zaś gdy chodzi o trybunalskie uzasadnienie – może go jeszcze nie ma? Może członkowie TK tak się poróżnili, że nie mogą go uzgodnić, mają liczne zdania odrębne do uzasadnienia i nie chcą się podpisać pod dokumentem? Jeśli uzasadnienie orzeczenia zaprzeczałoby temu, co jest w jego sentencji, mielibyśmy kolejny kłopot i murowane nowe protesty. A może większość w TK jest tak krucha, że ktoś się obawia ją pokazać? Wszystko to stanowi tajemnicę sędziowskiej narady i nie mamy prawa jej poznać.