Cyberataki na firmy, infrastrukturę krytyczną, serwery administracji publicznej nie są niczym nowym. Ich natężenie rośnie wraz z rozwojem technologii i ich powszechnością i będzie rosnąć. Niewątpliwe do ich rozkwitu przyczyniła się pandemia i izolacja, której zostały poddane zarówno firmy, jak i zwykli ludzie na całym świecie.
Hakerski napad na CD Projekt ma jednak znaczenie szczególne, wręcz symboliczne. Zuchwałego napadu i kradzieży wrażliwych danych dokonano w najbardziej innowacyjnej i zaawansowanej technologicznie polskiej spółce. Przestępcy byli pewni siebie. Zagrozili upublicznieniem skradzionych dokumentów i danych w razie niespełnienia żądań w ciągu 48 godzin. To scenariusz niemal na sensacyjny film. Tyle że nie było napadu na bank ani wzięcia zakładników. Zakładnikami stały się tajemnice i dane wrażliwe firmy. Spółka zapowiedziała, że nie zamierza kontaktować się z przestępcami, którzy szantażują upublicznieniem skradzionych danych.
Czytaj też: Cyberatak na twórców Cyberpunka. Szantaż hakerów, akcje lecą
Oczywiście można obarczyć winą jedynie firmę, która miała luki w systemie bezpieczeństwa czy nie przestrzegała obowiązujących regulacji dotyczących bezpieczeństwem danych, w tym osobowych. Nie wiadomo oczywiście, czy właśnie tak się stało w CD Projekt, bo udawało się przeprowadzić cyberataki nawet na superszczelną strukturę Pentagonu.
Jednak nie można już tego problemu sprowadzać do wewnętrznej sprawy firm i korporacji. Co więcej, to problem nie tylko państwa, ale globalny, ze względu na charakter przestępczości.