Kraj robi wszystko, by stać się jak najmniej atrakcyjnym dla nowych przybyszy. Ostatnio rozważa się nawet możliwość drastycznego ograniczenia liczby cudzoziemców, którzy mogliby kupić w Danii domek letni z działką. Pierwszeństwo w nabyciu nieruchomości mają co do zasady osoby osiedlone w Danii. Jednak coraz więcej nieautochtonów stara się kupić działkę, omijając obowiązujące wymogi w ten sposób, że powołują się na szczególne powiązania z krajem (np. posiadanie krewnych).
Czytaj także: Mąż skazany za gwałt. Czy pomogą mu zeznania żony?
Z tego względu antyimigrancka Duńska Partia Ludowa uważa, że reguły nabycia nieruchomości się zdewaluowały. Popiera więc wprowadzenie limitu cudzoziemców, którzy będą mogli posiadać działkę, do dwudziestu osób na rok. Próba wprowadzenia takich restrykcji zapewne się nie powiedzie, ale stanowi przykład zapędów na „zmianę paradygmatu" w kwestii obcych (dotyczy ona polityki wobec migrantów). Warto przy okazji nadmienić, że większość właścicieli działek, którym wyjątkowo pozwolono na kupno, to mieszkańcy Norwegii, Niemiec, Duńczycy osiedleni za granicą oraz Szwedzi.
W aktualnych wystąpieniach rządu i Duńskiej Partii Ludowej wyróżnia się kilka propozycji, które mają zmniejszyć liczbę uchodźców. Na mocy nowego rozporządzenia azylanci są zobowiązani wracać do kraju pochodzenia, jeżeli zapanuje tam pokój. Minister finansów Kristian Jensen tłumaczy, że przepis ten znajduje się na granicy dopuszczalności przewidzianej przez konwencję ONZ, ale jej nie narusza.
– Jeżeli mamy zachować Danię taką jak chcemy, to musimy się upewnić, że uchodźcy, którzy otrzymują tu tymczasowy pobyt, powrócą do siebie. Kiedy ochrona przestaje być potrzeba, należy wracać do domu – argumentował.