Głosami wielu swoich przedstawicieli sędziowie skrytykowali projekt zmiany ustawy – [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=3ABD131E4E2120BE1D8DD5A63B841F96?id=162548]Prawo o ustroju sądów powszechnych[/link]. Z oczywistych względów bronią go jego główny autor, wiceminister Jacek Czaja ([link=http://www.rp.pl/artykul/544983.html]„Czy wymiar sprawiedliwości potrzebuje reformy?”[/link], „Rz” z 5 października) oraz sam minister Krzysztof Kwiatkowski ([link=http://www.rp.pl/artykul/560771.html]„Sądy muszą działać sprawniej”[/link], „Rz” z 8 listopada.) Prowadzone były długie rozmowy Ministerstwa Sprawiedliwości z Krajową Radą Sądownictwa i Stowarzyszeniem Sędziów Polskich Iustitia. Obecnie jednak prowadzone nie są, a projekt wyruszył w drogę do Sejmu. W pierwotnej wersji. Efekty konsultacji zniknęły bez śladu.
[srodtytul]Policzek dla sędziów[/srodtytul]
Największe znaczenie dla większości sędziów ma pomysł wprowadzenia ocen okresowych – szkolnych cenzurek, obłożonych sankcją. Wiceminister Jacek Czaja już w czerwcu 2009 r. oświadczył publicznie: „Oceny okresowe są przesądzone”. To stwierdzenie wzburzyło sędziów nie tylko dlatego, że dotyczyło rozwiązania przez nich odrzucanego. Jeżeli wiceminister sprawiedliwości wie, że ustawa na pewno będzie uchwalona, to znaczy, że konstytucyjny podział władzy na ustawodawczą i wykonawczą jest pozorny, a o tym, co uchwali Sejm, decyduje zakulisowo władza wykonawcza.
Większość sędziów sądów powszechnych podpisała list protestacyjny w sprawie wprowadzenia ocen okresowych. Jeżeli zostanie on zignorowany, będzie to policzek dla władzy sądowniczej i pokazanie jej „miejsca w szeregu”. A obawy sędziów przed ocenami mają swoje przyczyny. W służbie jest wielu sędziów, których sędzia Dariusz Wysocki w swojej polemice z Jackiem Czają z 2 listopada w artykule [link=http://www.rp.pl/artykul/80755,557842_Czy-wymiar-sprawiedliwosci-potrzebuje-reformy.html]"Czy wymiar sprawiedliwości potrzebuje reformy"[/link] słusznie nazwał „zurzędniczałymi”. Od lat pełnią funkcje nadzorcze, orzekają mało i wyłącznie w wydziałach odwoławczych, bez kontaktu z realiami I instancji. Zamieniają się stanowiskami prezesów i wizytatorów. To oni mają oceniać innych na podstawie niejasnych kryteriów, które jeszcze nie zostały nawet sformułowane. Bo jak właściwie ocenić sędziego? Oczywiste więc jest, że sędziowie obawiają się, iż oceny mogą posłużyć do przycierania rogów „niepokornym”.
Swego decydującego głosu w sprawie powoływania prezesów minister zazdrośnie strzeże. Wprawdzie kandydatów na prezesów będzie wysuwał samorząd sędziowski, ale to tylko pozory: minister miałby prawo odrzucać wszystkich kandydatów aż do momentu, gdy sędziowie, nie mając innej możliwości, wskażą tego, którego sobie z góry upatrzył. Sędzia ma zaś być oceniany przez wizytatorów podległych prezesowi, a ten – ministrowi. Są to podległości o charakterze administracyjnym. Zatem sędziego ma oceniać jak gdyby administracja, a ewentualne kwestionowanie oceny następować ma też w trybie administracyjnym, przez odwołanie do innych wizytatorów. Skutki złej oceny mają być zaś takie jak kara dyscyplinarna: obniżka wynagrodzenia.