Gdy przeczytałem polemiczny artykuł radcy prawnego Zenona Klatki [link=http://www.rp.pl/artykul/406510,576549_Polemiki--prezes-NRA-nie-ma-racji.html]„Prezes NRA nie ma racji”[/link] („Rz” z 10 grudnia), natychmiast przypomniała mi się sytuacja, gdy musiałem współdecydować o wpisaniu czynnego zawodowo policjanta na listę adwokatów. Wątpliwości nie dotyczyły predyspozycji zawodowych wnioskodawcy, lecz tego, czy nie ucierpią na tym jego przyszli klienci.
Darzę wielkim szacunkiem poglądy mecenasa Klatki, byłego lidera samorządu radcowskiego. Niestety, w sprawie możliwości łączenia funkcji obrońcy w procesie karnym z pracą na etacie w moim głębokim przekonaniu to on – a nie prezes NRA – się myli.
Po pierwsze, niedawny Krajowy Zjazd Adwokatury przesądził o niedopuszczalności łączenia funkcji obrońcy ze stosunkiem zależności wynikającym ze stosunku pracy. Uchwała zjazdu wiąże każdego adwokata, także prezesa NRA. Drugi błąd mojego szacownego kolegi wynika z faktu, że zapewne nie wykonywał on funkcji obrońcy w procesie karnym. To nie zła wola, ale brak doświadczeń w tej mierze sprawia, iż spogląda on na kwestię niezależności obrońcy z punktu widzenia teoretycznego, a nie praktycznego. Mecenas Klatka jest jednak zbyt doświadczonym prawnikiem, by nie znać różnic między stałym stosunkiem zlecenia a stosunkiem pracy. Osoba na etacie nie jest w pełni panem swojego czasu, decyzji ani informacji objętych tajemnicą zawodową.
Problem jest szczególnie istotny, gdy mówimy o sprawach karnych. Tu gra się toczy o podstawowe prawo człowieka – prawo do wolności. Czy prawnik zatrudniony np. w organach władzy publicznej znajdzie wystarczająco dużo sił, by po godzinach pracy wystąpić przeciwko innym organom tej samej władzy, broniąc klienta? I jak będzie wyglądać taka obrona? Czy obywatel będzie miał zagwarantowane realne prawo do obrony, gdy obrońca – także obrońca z urzędu – będzie wykonywał tę funkcję dorywczo, w chwili wolnej od pracy etatowej?
Znając różne raporty dotyczące skali korupcji w Polsce, znając ułomności natury ludzkiej, nie chce mi się wierzyć, by połączenie funkcji obrońcy z pracą na etacie przyniosło cokolwiek dobrego prawnikom i ich pracodawcom albo społeczeństwu. Ustawodawca staje więc przed dylematem: czy realizować ambicje części środowiska radcowskiego, oczekującego dopuszczenia radców prawnych do pełnienia obowiązków obrońcy w procesie karnym, czy też kierować się głosem przeciwników tego pomysłu, także wśród radców prawnych. A może powinien przeważyć zdrowy rozsądek i interes publiczny?